Powoli kroczyłam wśród krzewów. Wszystko było takie same, jak zapamiętałam. Wydawało się nawet, jakby nic się tu nie zmieniło. A przecież minęły już dwa lata, od kiedy musieliśmy opuścić to miejsce. W końcu usłyszałam głośny szum wody, a zza drzew przebijało słabe światło. I nagle stanęłam przed ogromnymi wrotami, wyglądającymi niczym wyryte w skale. Wokół szalały wodospady, tworząc niewielki zbiornik wody. Nad nim szedł stary, kamienny most, prowadząc do zamkniętych wrót. Powolnym, ostrożnym krokiem weszłam na niego i nie śpiesząc się, szłam do wrót. Stanęłam przed nimi i jeszcze raz obejrzałam je dokładnie. W kamiennych drzwiach wyryte były jasne, nieznanego mi znaczenia symbole. Wyglądały one jak żywcem wyjęte z baśni. Podniosłam rękę i niepewnie skierowałam ją do kamiennych wrót. Przyłożyłam dłoń do okrągłego wgłębienia. Przez chwilę nic się nie działo, lecz potem usłyszałam szczęk i stukot uderzających o siebie głazów. Wrota powoli zaczęły się otwierać, aż w końcu w pełni stanęły dla mnie otworem. Ostrożnie weszłam do środka, jednak było tam na tyle ciemno, że nic nie było widać. Stworzyłam na dłoni niewielką kulę ognia, która jednak dała dość dużo światła, by ujrzeć pomieszczenie. Uśmiechnęłam się widząc dokładnie to samo, co ostatnio. Naprawdę, nic się tu nie zmieniło.
<Opko krótkie, tylko takie dla wprowadzenia>
<Opko krótkie, tylko takie dla wprowadzenia>