2015/07/31

Od Alex CD Subaru

Puściłam ton chłopaka mimo uszu, nie chcąc rzucić żadnym niemiłym spostrzeżeniem. Tamtego dnia na mojej głowie nie spoczywał kaptur, z tego powodu czułam się jakoś nieswojo. Podejrzewałam, że to przez moje przyzwyczajenie do nakrycia głowy, które nosiłam przez kilka lat by kolor moich włosów nie wydał się podejrzany, gdy byłam młodsza. Spojrzałam na chłopaka i tym razem byłam pewna, że miał czerwone tęczówki. Uśmiechnęłam się lekko, ale po chwili zrezygnowałam, widząc lekko znudzony wyraz twarzy chłopaka. Zapytałam:
- A tak w ogóle to co tutaj robisz?
Chłopaka nawet nie miałby czasu by odpowiedzieć, bo ludzie zaczęli iść w stronę głównego placu, ciągnąc nas za sobą i nie zwracając najmniejszej uwagi czy czegoś nam nie zrobili. Straciłam chłopaka z pola widzenia, ale nie rozglądałam się za nim jakoś szczególnie, bardziej chciałam wydostać się z tej hordy, nienawidziłam przebywać w tłumie. Udało mi się dostać do jakiegoś zaułka, śmierdziało tam ziemią i starą wilgocią. Wyjrzałam zza rogu by spojrzeć co i gdzie jest takiego ciekawego, żeby całe tłumy ludzi się tam zbierały. Niestety z tamtego miejsca nic nie widziałam. Odwróciłam się do wnętrza wąskiej szczeliny i spostrzegłam, że nie jestem sama, co mnie trochę zaskoczyło. Czarnowłosy chłopak o imieniu Subaru również tam był. Powiedziałam:
- Ciekawe dlaczego ludzie się tam zbierają...
Mówiąc to spostrzegłam rozłożoną markizę jakiegoś sklepu, do której miałam łatwy dostęp. Wspięłam się na jej obudowę, a, że markiza była dość szeroka to położyłam się na niej. Spostrzegłam, że jakaś grupa anty-nadnaturalnych rozwijała swój monolog jak to MY jesteśmy źli, niedobrzy i okrutni. Jakby nie widzieli swojego odbicia w historii, gdy prowadzili najokrutniejsze bitwy znane wszystkim istotom na świecie. Po chwili znudzeni ludzie zaczęli odchodzić w swoje strony. Spostrzegłam również małą grupkę, która strajkowała ze sztandarami. Uśmiechnęłam się lekko i zeskoczyłam na mokrą kostkę brukową w uliczce...

< Subaru? >

Luna cd. Damon

Opadłam zmęczona na moje łóżko gdy nagle do mojego domu ktoś głośno zapukał.
Cicho wstałam i podeszłam do drzwi przykładając do nich ucho.
Pukanie się powtórzyło.
- Luna! Otwórz nam! Damon nas do ciebie przysłał.- Niepwnie uchyliłam drzwi, lecz wcześniej naładowałam swój pistolet.
Gdy otworzyłam zobaczyłam dwójkę ludzi.
Na oko byli pare lat starsi ode mnie.
Dziewczyna  była nie wysoka i bardzo zgrabna to na pewno ona mówiła do mnie przez drzwi.
- Wpuścisz nas?- zapytała sponownie.
Popatrzyłam na nich ze strachem w oczach. A może to nie Damon ich przysłał?
- Odejdźcie i przekażcie Damonowi, że na razie nie mam zamiaru się z nim widywać. Przynajmniej do czasu kiedy mi wytłumaczy to wszystko.- znacząco spojrzałam na nich.
- Nie możemy. - Tym razem odezwał się mężczyzna.
- Odejdźcie!- krzyknęłam i wymierzyłam mu pistolet w głowę.
Dziewczyna popatrzyła na mnie lekko przerażona.
Spojrzałam w jej piękne oczy
"Damon nie wspominał, że masz broń. Czy ona jest nabita?" - wydawała się pytać.,
- Tak... Pistolet jest nabity. Macie stąd iść albo pożałujecie..- Moje słowa były puste. Takie puste. Niby się zmieniłam jednak człowieka bym nie zabiła.
Najwidoczniej jedno z nich się nie nabrało. Dziewczyna była piękna,lecz bardzo ufna, wysportowana i zwinna. Wolałam nie ryzykować.
Zrozumiałam, że w walce z nimi i tak przegram, więc po co? Powoli opuściłam broń i pozwoliłam wejść do mojego domu.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- Masz może wina.?- zapytała.
Uśmiechnęłam się. Od razu widać kto ich przysłał.  Wyjęłam czerwony napoj i poczęstowałam młodą kobietę.
Mężczyzna odmówił...
< Damon? sory, że krótkie.. >

2015/07/30

Damon cd. Tris


 Podszedłem do dziewczyny.Leżała na ziemi , krwawiąc obficie.
 -Kim jesteś ? -spytała cicho
 Uklęknąłem przy niej.
 -Damon Salvatore.Kto ci to zrobił?-spytałem wskazując na jej ramię
 -Tris Prior .Nie wiem ,Nie znam go.
 Tris straciła przytomność. 
 Wziąłem dziewczynę na ręce.
 ***
 Obudziła się gdy byliśmy już przed drzwiami mieszkania.
 Przekręciłem klucz i otworzyłem drzwi.
 Przyglądała mi się uważnie.
 -O co chodzi?-spytałem kładąc ją na kanapie
 -Nic,nic.- speszona odwróciła wzrok.
 Omiotłem mieszkanie szybkim spojrzeniem.
 Nagle dostrzegłem coś różowego leżącego koło kanapy.
 Podniosłem to .Był to stanik Luny.
 -Twojej dziewczyny?-spytał mój gość
 -Tak.
Luna...oczami wyobraźni ujrzałem jej twarz.
 Jednak moja wizja rozwiała się gdy usłyszałem jak Tris wstaje z kanapy.
 -Muszę cię opatrzyć.-powiedziałem
 -Znasz się na tym?
 -Tak.Skończyłem medycynę na Harvardzie.Więc nie musisz się obawiać.
 ***
 -Dziękuję.-powiedziała gdy kończyłem ją opatrywać.
 -Napijesz się czegoś?-spytałem 
 - Tak
 Napełniłem dwa kieliszki białą cieczą.
 Podałem jej jeden z nich.
 -Co to jest ?-spytała dziewczyną krztusząc się
 -Arak.-powiedziałem rozkoszując się smakiem alkoholu.
 Tris odstawiła kieliszek na stół.
 -Opowiedz mi coś o sobie.-powiedziałem patrząc na anielicę
 <Tris?>

Damon cd. Luna


 Luna wybiegła z domu zostawiając mnie samego , choć nie koniecznie.
 To co czai się  w mroku również  należy doliczyć do rachunku.Uśmiechnąłem się ponuro.
 To co mnie żywiło przez wieki stało się śmiertelną trucizną.
 Podszedłem do barku i nalałem sobie wina , białego.
 ,,Białe jest dla Starków" .A Stark jest silny i honorowy...a ja?
 Wpisuję się raczej w Lannistera...
 O czym ja myślę?Bez Luny zaczynam chyba wariować.
 Upiłem ostatni łyk kojącego trunku i rzuciłem kieliszkiem w ścianę.
 Odłamki szkła posypały się niczym deszcz...kilka mnie zraniło ,ale nie zwróciłem na to uwagi.
 Muszę dać jej czas.Nie jest jeszcze gotowa na prawdę.
Wyciągnąłem komórkę  i wystukałem numer Greena.
-Allo?-usłyszałem po chwili
 -Tu Damon.Masz jakieś informacje dla mnie?
 Cisza.
 -Eleonora jest w już Anglii.
 Zakląłem .
 -Już?!Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?
-Dowiedziałem się przed chwilą.
-Myślisz ,że mnie znajdzie?
 -Tak podejrzewam.
 -Mam do ciebie prośbę.
 -Jaką?
 -Podeślij kogoś pod dom Luny.Martwię się o nią.
 -Dlaczego sam jej nie popilnujesz?
 -Mam coś do załatwienia.
 -Ok.Podeśle do niej Chaucleya i Marii.
 -Dzięki.-wiele mu zawdzięczałem.
 -Nie ma za co.
 Rozłączyłem się.
 <Luna?Sorry ,że tak krótko , kolejne będzie dłuższe.>

Od Subaru cd Alex

Powoli zaczynało się ściemniać. Na ulicach miasta był mniejszy gwar niż zwykle, co zresztą działo się od kiedy ludzie dowiedzieli się, że na świecie istnieją inne istoty niż oni. To naprawdę aż tak przerażające, żeby nie wychodzić z domu..? Ludzie naprawdę mnie zadziwiali, bali się wszystkiego o czym nic nie wiedzieli, wszystkiego czego nie mogli poskromić i dostosować do siebie. No, ale cóż poradzić, mogłem się jedynie temu wszystkiemu przyglądać.
Powolnym krokiem kroczyłem przez miasto. Nagle zza zakrętu wyskoczyła postać i wpadła na mnie. Upadła na ziemię, ale ja jedynie się jej przyglądałem, nawet nie wyjmując rąk z kieszeni. Zakapturzona Nieznajoma natychmiast wstała i zaczęła mnie przepraszać... Jak ja nienawidzę takich momentów, nigdy nie wiem jak mam się zachować. Nagle zawiał mocny, zimny wiatr który zwiał kaptur z głowy dziewczyny, odsłaniając jej piękne, krwistoczerwone włosy. Zmarszczyła oczy i z powrotem założyła kaptur.
Nagle się odezwała:
- Muszę już iść... To może do zobaczenia. - Mówiąc to odwróciła się i zniknęła za rogiem.
Poczułem jakieś dziwne uczucie.. uczucie, którego nie czułem nigdy wcześniej. Nie potrafię tego dokładnie wyjaśnić. Mimo to nie chciałem z nim walczyć, ruszyłem przed siebie. Mój wzrok przykuła grupka ludzi, która wcześniej krzyczała do Nieznajomej. Jakby nigdy nic udało mi się przejść obok. Z tego co widać zaczęli zaczepiać jedynie osoby z kapturem na głowie, więc przestał on być dobrym środkiem bezpieczeństwa. Nie chciało mi się z nikim użerać, więc w pośpiechu zniknąłem za budynkiem.

***

Następnego dnia wyszedłem z domu się przejść. Już zakładałem słuchawki na uszy, gdy usłyszałem znajomy głos zza pleców.
- Cześć.
Obróciłem się i zauważyłem tę samą dziewczynę co wczoraj.
- Nie przedstawiłam się wczoraj więc... - podała mi rękę - jestem Alex Smith, miło mi.
- Subaru Vethrai - Odpowiedziałem mimowolnie chłodnym tonem.

<Alex..?>

Od Mayi do Jamesa

Nie mogłam zasnąć. Ostatnio zebrało mi się na wspominki mojego życia i byłam ciekawa czy tak naprawdę go sobie nie zmarnowałam.
Gdy zrozumiałam, że nie mam szans na zaśnięcie. Pewna, że o tej porze nikogo już nie spotkam
postanowiłam się przejść.
Było późno . Gdzieś koło 2-3 w nocy.
Jednak dla mnie okazała się to idealna porą  na  wędrówkę.
Wzięłam ze sobą  szatę z kapturem którą w czesnym dzieciństwie dostałam od mojego przewodnika.
- Prawdziwy wojownik zawsze sobie poradzi. - Mawiał.
Miałam nadzieję, że mówił wtedy o mnie...
Gdy wyszłam odetchnęłam zimnym powietrzem i pobiegłam przed siebie.
Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami.
Wtedy moje wszystkie zmartwienia zniknęły.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przyspieszyłam .
Biegłam przez wąskie uliczki, które po krótkim czasie zaczęły mnie prowadzić w stronę parku.
Skakałam z ławek na drzewa. Poczułam się właśnie wtedy wolna... Wolna jak nigdy. Bez zmartwień bez poczucia strachu i niepewności.
Nie bałam się ludzi, nie czułam bólu, jaki sprawiały mi uderzające mnie w twarz gałęzie.
Gdy zeskoczyłam z ławki nagle na kogoś wpadłam.
- Oj, przepraszam...- "powiedziałam" i właśnie chciałam odejść gdy postać na którą wpadłam złapała mnie za rękaw mojej szaty.
Aby zobaczyć z bliska tą osobę, która później okazała się mężczyzną ściągnęłam trochę kaptur.



< James?>

2015/07/29

Wodny szpieg..

http://oi59.tinypic.com/s3ka3t.jpg
,,Kiedy zobaczę go z inną, nie będę płakać, bo rodzice nauczyli mnie, iż zużyte zabawki należy oddawać bardziej potrzebującym dzieciom"
Godność: Aqua Rivendial (Aq)
Płeć: Kobieta
Wiek: 20 lat
Rasa: Mag
Ścieżka: Zabójca, Początkujący Inżynier
Głos: Of Monsters and Men - King And Lionheart
Aparycja: Aqua jest wysoką kobietą o naturalnych, białych włosach i niebieskich oczach. Choć jest magiem, zazwyczaj nie zakłada ona niczego, zasłaniałoby jej tęczówkę, lecz czasami nosi odpowiednio uczesaną fryzurę. Odznacza się smukłą sylwetką i tatuażem z jaszczurką, który pokrywa jej ciało od nadgarstka do okolic łokcia. Często nosi grubą warstwę makijażu. Od czasu do czasu farbuje włosy na niebieski. Ubiera się w niezbyt kolorowe, nieprzyciągające uwagi innych ciuchy i zakłada srebrną lub złotą biżuterię.
Charakter: Aq jest dość wścibska i wredna, choć potrafi chować uczucia za zimną i bezwzględną maskę. Ciężko stopić jej lodowe serce, jednak kiedyś komuś to się udało, ale on... odszedł. Od tego momentu jest jeszcze bardziej nieprzystępna. Może być Twoją najlepszą przyjaciółką, lub największym koszmarem. Nie warto liczyć na tą bardziej optymistyczną wersję. Ta mściwa dziewczyna nie zna słowa ,,kompromis" i niemal zawsze musi postawić na swoim. Łatwo ją zranić. Warto też wiedzieć, że zawsze odda.
Historia: Był sztorm, kiedy pewien człowiek znalazł ją pozostawioną na plaży na pastwę losu. Nie mógł wiedzieć, kim była płacząca na plaży, trzyletnia, bezbronna dziewczynka, dlatego zaopiekował się nią. Mniej więcej w wieku dziesięciu lat, Aqua zaczęła odkrywać swoje zdolności. Kształciła się, ćwicząc potajemnie na owej plaży. Wiedziała, że człowiek stanowi dla niej olbrzymie zagrożenie, więc nie ujawniła mu prawdy. Pewnego dnia zauważył ją, podczas ćwiczenia swojej mocy. Zaczął dzwonić na policję. Wtedy wciągnęła go pod wodę i udusiła. Od tego czasu się ukrywa.
Zdolności: Jest Magiem Wody, mam więc wiele związanych z tym żywiołem mocy, min. umie panować nad wodą. Dostarcza jej ona również sił, regeneruje ją i dzięki niej, Aqua może uleczać innych. Włosy dziewczyny momentalnie zmieniają kolor, zależnie od nastroju. Zasada jest prosta: im ciemniejszy kolor, tym silniejsze emocje. Kiedy wpada w furię, jej zmysły wyostrzają się, włosy stają się czarne a jej moce działają ze zdwojoną siłą. Niedawno odkryła też umiejętność związaną z umysłem, ale ta jeszcze się w niej nie wykształciła.
Zainteresowania: Interesuje się szpiegostwem, jest szpiegiem. Często ukrywa się wśród ludzi i podsłuchuje, zdobywa zaufanie i wpływy. Czasami udaje się do Kryjówki, aby tam odprężyć się spędzić czas przy wodospadzie. Ma spory sentyment do broni palnej i tajnych danych wywiadowczych, i chociaż te dwie... kategorie niewiele mają ze sobą wspólnego obie one są przez Aqu'ę pieczołowicie kolekcjonowane.
Rodzina: Prawdopodobnie porzuciła Aqu'ę, ale to tylko jej domysły. Możliwe też, iż jest sierotą.
Zauroczenie: -
Właściciel: julaaa♥♥♥
Inne zdjęcia: X X X
W trakcie furii: X
Jako dziecko: X
Eriany: 100

Od Alex Do Subaru

Podczas gdy wracałam do swojego domu usiadłam na ławce. Na mojej głowie spoczywał czarny kaptur, całkowicie zasłaniając moje szkarłatne włosy. Oparłam plecy o oparcie wykonane z ciemnego drewna słabej jakości. Spojrzałam na ciemne niebo oświetlone przez srebrną tarczę Księżyca i drobne punkciki zwane gwiazdami. Spuściłam mozolnie głowę i ujrzałam w oddali jak jacyś ludzie rozmawiają oraz wskazują w moją stronę palcami. Nie przeszkadzało mi to. Poprawiłam fioletowe słuchawki pod wielkim kapturem i zdałam sobie sprawę, że mnie otoczono. Podniosłam wzrok i ujrzałam jak kilkoro ludzi stoi nade mną. Wiatr zaczął mocnej i głośniej wiać, porywając delikatnie materiał mojego ubrania. Wstałam i powiedziałam automatycznie, miłym tonem, chcąc przejść:
- Przepraszam.
Jednak oni się nie rozstąpili. Mimo ogólnej niechęci ludzi do nadnaturalnych rzadko trafiałam na taki typ ludzi. Nie odezwali się, a ja z rezygnacją westchnęłam. Nie chciałam sobie robić dzisiaj żadnych problemów. Weszłam na ławkę, a później postawiłam stopę na oparciu ławki. Szybko wylądowałam po drugiej stronie siedzenia. Wyminęłam ich szybkim krokiem, ruszyłam chodnikiem i gdy trochę się od nich oddaliłam spojrzałam w tamtą stronę, z której szłam. Nagle wpadłam na kogoś i upadłam na ziemię. Rozejrzałam się lekko zdezorientowana, ujrzałam chłopaka ubranego w dość ciemnych kolorach. Jednak najbardziej przykuwały jego oczy, wydawały się być czerwone. Wstałam i złapałam za swoje rzeczy. Powiedziałam:
- Wybacz, że na ciebie wpadałam... - Spojrzałam w stronę ludzi, którzy po woli zmierzali w naszą stronę. Całe szczęście chodzę dość szybko, więc oni byli daleko. Dodałam - Nie było to celowe... Jeszcze raz przepraszam...
W parku zostałam tylko ja, ten chłopak i tamci ludzie. Usłyszałam za plecami:
- Hej! Ty, w kapturze! Elfem jesteś, co nie? Nigdy nie widziałem tak wysokiej dziewczyny, więc na pewno jesteś... Powinnaś mieszkać w puszczy i śpiewać durne piosenki do zwierząt i roślin.
Trochę się zdenerwowałam, ale jak już zauważyłam zawsze byłam mniej zła za takie obelgi niż inne elfy. Powiedziałam:
- Muszę już iść... To może do zobaczenia.
Wiatr zawitał ponownie wokół mnie i zwiał mój kaptur z głowy, ukazując czerwone włosy. Zdenerwowana zarzuciłam go na głowę i ruszyłam szybszym krokiem, chcąc zgubić tamtych ludzi...

< Subaru? >

Ognistowłosa elfka!

http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2014/249/6/5/untitled_by_ask_elesis-d7y5ycy.png "Nie jest ważne w życiu by nie upaść, ale by wstać po każdym upadku"
"Czasami stary świat musi się nam zawalić, byśmy mogli zbudować nowy"

Godność: Alex Smith, pseudonim Ax, Axel.
Płeć: Kobieta
Wiek: 18 lat.
Rasa: Elf
Ścieżka: Ścieżka Obrońcy - Uczeń Obrońców
Głos: Against The Current - Paralyzed
Aparycja: Alex jak przystało na elfa jest wysoka i szczupła, często przerasta wielu mężczyzn. Skóra jest niezwykle blada, co niektórych dziwi, ale ona lubi taki odcień. Ma naturalnie czerwono-szkarłatne włosy, których nie może się pozbyć. Sięgają prawie do pasa i nie można ich skrócić, ani zgolić, czy zmienić koloru, bo po chwili wracają do pierwotnego stanu. Oczy przybierają barwę jej uczuć, choć czasem różnią się od określonych barw uczuć, z tego powodu zwykle musi nosić zerowe soczewki o odrobinę większym rozmiarze niż naturalna źrenica. Często zmienia kolory soczewek na najróżniejsze, czasem miesza pary. Ubiera się zwykle w ciemne ubrania, nigdy nie założy czegoś co ma kolor zielony, pomarańczowy, żółty, a zwłaszcza różowy, nie lubi tych barw. Woli chodzić w spodniach niż w spódniczkach, czy w sukienkach, ale od czasu do czasu założy. Zwykle ubrana jest w czarno-białą koszulę, albo T-Shirt, szarą bluzę z kapturem, na to skórzaną kurtkę, czarne rurki i czarne trampki sięgające powyżej kostki, w jednym bucie ma czerwone sznurówki, a w drugim białe.
Charakter: Alex uważana jest za buntownika, choć to nie do końca prawda. Słucha rozkazów ważniejszych osób, lecz nie słucha bezmyślnie - Jeśli coś jej nie pasuje mówi w prost. Nie kieruje się zazwyczaj zgubną odwagą i honorem, nie rzuci się na silniejszego z powodu, że ją obraził, ale nie zawsze się tego trzyma. Czasem zdarza się jej użyć ironii czy sarkazmu, choć robi to tylko by kogoś odpędzić. Prawie zawsze jest realistą z odrobiną pesymizmu, ale czasem zdarza się jej być optymistycznie nastawioną. Zdarza się jej być delikatną i dziewczęcą, ale raczej nie ujrzy się jej takiej, ona nie zamierza tego okazywać. Jest samodzielna, woli radzić sobie sama i dość dobrze jej to wychodzi.
Historia: Alex mieszkała w mieście odkąd pamięta. Jednak do trzeciego roku życia mieszkała w osadzie elfów. Rodziców czerwonowłosej rozdzielono, ojca posłali na misję, a jej matkę wraz z kilkuletnią Ax do miasta ludzi. Żyły dość spokojnie. Ten spokój trwał kilka lat, aż w okolicy zaczęły się drobne incydenty. Żyły jeszcze kilka kolejnych lat aż do teraz. Gdy dowiedziała się od kogoś, że będzie wojna między rasami nie była tym zachwycona...
Zdolności:
- Jest zwinna i gibka.
- Porusza się bezszelestnie
- Szybko orientuje się w danej sytuacji i stara się utrzymać nerwy na wodzy.
- Dobrze strzela z łuku i broni palnej, prawie nigdy nie pudłuje
- Dobrze walczy mieczem
Zainteresowania: Nie ma czegoś wymyślnego. Uwielbia słuchać muzyki. Lubi oglądać filmy i szkicować [Czasem wychodzi, a czasem nie]. Najbardziej interesują ją smoki.
Rodzina: Alex i jej matka mieszkają razem. Rodzicielka zajęta jest pracą i z tego powodu rzadko widuję się z córką. Pomimo tego, że rzadko spędzają razem czas mają dość dobry kontakt.
Ojciec dziewczyny zginął na misji...
Zauroczenie: Nie ma.
Właściciel: Hakkiko0
Inne zdjęcia: X X X X X
Eriany: 100

,,Doceń to co masz, zanim będziesz musiał docenić to co miałeś"

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/fc/b8/36/fcb836c0dad94583df7b86cd346aa0fe.jpg
,,Doceń to co masz, zanim będziesz musiał docenić to co miałeś"
Godność: James Black
Płeć:Mężczyzna
Wiek:18 lat
Rasa: animag
Ścieżka: Maga/ Początkujący mag
Głos: Alice Cooper - Poison
Aparycja: James to średniego wzrostu chłopak. Ma czarne włosy. Spośród tłumu wyróżnia go to że jedno oko ma turkusowe a drugie żółtawe (tak jak jego wilk), a także wilczy ogon. Jest dobrze umięśniony. Ubiera się elegancko zwykle w koszulę, krawat, kamizelkę i ciemne dżinsy.
Charakter:James ma bardzo ciekawy charakter. Dla osób którym ufa jest miły i zawsze im pomaga, a dla wrogów jest bezlitosny.Zwykle jest miło nastawiony, ale jeśli ktoś mu podpadnie to ma przerąbane. Potrafi dobrze ocenić co inni czują, przez co jest dobrym pocieszycielem. Dla kobiet jest uprzejmy. Pomimo tego że na pierwszy rzut oka może wydawać się sztywniakiem, to potrafi się zabawić.
Historia: Zdarzyło się to w dniu jego 15 urodzin. Pojechał ze swoją rodziną na piknik w lesie.Jego młodsza siostra miała wtedy 13 lat. Robiła właśnie wianki z polnych kwiatów. Nikt nie zwracał na nią uwagi, do czasu aż usłyszeli jej krzyk. Odwrócili się błyskawicznie i zobaczyli ślady krwi prowadzące w głąb buszu. Rodzice kazali mu uciekać, więc choć nie chciał ich zostawiać uciekł. Gdy wróciła tam po kilku dniach znalazł tylko poszarpane ciała swoich rodziców. Przeczesał cały las, ale nie znalazł żadnych śladów siostry. Teraz obwinia się, że to wszystko przez niego. Nienawidzi o tym rozmawiać, ale wciąż szuka zabójcy rodziców.
Zdolności: Potrafi zamieniać się w wielkiego wilka. Ma swoją watahę której może rozkazywać. Rozumie też język zwierząt.
Zainteresowania: Kocha czytać książki i rysować i ma do tego wielki talent
Rodzina: Rodzice nie żyją, siostra (Janice) zaginęła
Zauroczenie:Na razie nikt
Właściciel: han.gmail.com.pl
Inne zdjęcia: Jako wilk: X
Eriany: 100

,,Tak chodzą anioły"

http://blekitny-aniol-mandy-moore.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/1037828/files/blog_aq_4270783_6045385_tr_a10000000000.jpg ,,Nie sztuką jest kogoś pokochać, ale sztuką jest by ten ktoś Ciebie pokochał.''
Godność: Glimmer Shav, Glim a dla bliskich przyjaciół Glimi.
Płeć: Kobieta
Wiek: 17
Rasa: Anioł
Ścieżka: uczeń obrońców
Głos: Ellie Goulding-Love Me Like You Do
Aparycja: Glim jest piękną anielicą o brązowych oczach. Ma bardzo długie i jedwabiste włosy, koloru ciemnej bieli zlewającej się z różem i beżem.. Najczęściej ma na sobie białą suknię do kolan, z górą w formie gorsetu i wstążką w pasie. O dziwo chodzi głównie boso, ponieważ twierdzi, że ,,tak chodzą anioły''. Jej skrzydła nie są duże, ale małe też nie. Mają odcień bieli.
Charakter: Glimi jest bardzo nieśmiała. Co powoduje, że jest samotniczką. Jak na anioła przystało jest: dobra, pomocna i zawsze w dobrym nastroju. Jest raczej cierpliwa, ale nie do końca w niektórych sprawach. Woli polatać samotnie, niż pójść na spotkanie ze znajomymi.
Historia: Glimmer urodziła się jako normalny człowiek. Lecz pewnego dnia na swoje 11 urodziny zaprosiła koleżankę i jej matkę. Wiedziała, że są aniołami. Więc Maya(tak się nazywała koleżanka) podeszła do dziewczynki. Dała jej prezent i kazała otworzyć. W środku był eliksir, bynajmniej na to wyglądał. Matka zaproponowała by go spróbowała, podobno taki pyszny! Otworzyła, Napiła się. Wokół niej zaczęły latać iskierki a sama podnosiła się do góry. Nagle upadła i miała coś na plecach. To były skrzydła! Glimmer została aniołem. Matka anielicy była na początku wściekła na koleżankę ale jak zobaczyła uśmiech córki jak lata z Mayą od razu zmieniła zdanie.
Zdolności: Odruchowo potrafi obronić siebię i innych
Zainteresowania: obrona, latanie,
Rodzina: Matka- Jenny, miała ojca i brata ale nie pamięta bo się dawno wyprowadzili.
Zauroczenie: Brak
Właściciel: tinialka231
Inne zdjęcia: Jako człowiek(kiedyś) X
Eriany: 100

Od Tris do Damona

Siedziałam sobie w moim prowizorycznym mieszkanku, gdy nagle usłyszałam wybuch i krzyk ludzi. Zwinęłam swój plecak, w którym znajdowała się żywność, bandaże, trochę pieniędzy, nóż i pistolet i wybiegłam z budynku, kierując się w stronę lasu. Za mną szalały płomienie, pożerając wszystko na swojej drodze. Ludzie rozpierzchli się po całym mieście w poszukiwaniu bezpiecznego kąta. Wspięłam się na najwyższe drzewo, aby namierzyć przyczynę pożaru. Nie byłam w stanie zauważyć co jest dalej, bo dym kłębił się na niebie, a płomienie były tak wielkie, że ograniczały widoczność. Zeszłam z drzewa i ruszyłam w głąb lasu. Robiło się coraz ciemniej, gdy byłam już bardzo daleko od miasta, usiadłam pod koroną drzew, by coś zjeść. Nagle usłyszałam szumy w krzakach, zerwałam się na równe nogi, ale dźwięk przycichł. Postanowiłam odłożyć sobie posiłek na później i ruszyłam w dalszą drogę, co jakiś czas słyszałam odgłos kroków. Wiedziałam, że ktoś mnie śledzi, co nie było dziwne, bo mam mnóstwo wrogów. Ale wiedziałam, że to nie jest dobry moment aby zaatakować. Zaczęłam biec, czułam wiatr we włosach, po kilkudziesięciu minutach, czułam jak płuca mi palą, jednak dalej biegłam, skręcałam gwałtownie co jakiś czas, żeby zgubić tego kogoś. Gdy już na tyle się ściemniło, że nie było nic widać, zatrzymałam się i stałam cicho, nie ruszając się. Nie było słychać przeciwnika, co znaczyło, że go zgubiłam. Usiadłam cicho pod drzewem maskując się. Nagle usłyszałam strzał i przeszywający ból w prawym ramieniu, widziałam jak mężczyzna, który do mnie strzelił, ucieka. Potem zamazał mi się ekran. Obudziłam się, gdy słońce wstawało. Ramię dalej mnie okropnie bolało, ale musiałam stąd uciec, biegłam ile sił w nogach, nie zważając na ból. Gdy już nie byłam w stanie biec, zatrzymałam się na polanie i zasnęłam z grymasem bólu na twarzy. Gdy się obudziłam, zobaczyłam twarz jakiegoś chłopaka nade mną, jak się potem okazało, miał na imię Damon.

<Damon?>

Czyżby to psychiatra..?

 http://lansujprofil.pl/uploads/1362160134.jpg
"Słabi widzą przeszkody.
Silni widzą jedynie cel.
A ci najlepsi widzą przeszkody i dążą do celu."

Godność: Tris Prior
Płeć: Kobieta
Wiek: 18 lat
Rasa: Upadły anioł
Ścieżka: Początkujący inżynier
Głos: P!nk - So What
Aparycja: Tris ma bardzo duże, niebieskie oczy, niektórzy uważają, że dodaje jej to uroku, a niektórzy wręcz przeciwnie. Jest bardzo chuda i niska, więc często zwodzi przeciwników swoim wyglądem. Nigdy nie nosi sukienek, ani spódnic. Skórzana kurtka to nieodłączna część jej garderoby, jakaś ciemna bluzka i spodnie. Zawsze nosi ciężkie, czarne buty. Jedynym elementem jej makijażu jest czerwona, krwista szminka.
Charakter: Tris ma ciężki charakter. Jest bardzo zamknięta, małomówna, nawet w gronie przyjaciół. Jeszcze nie zdarzyła się osoba, której opowiedziałaby swoją przeszłość. Przysłowie "nie oceniaj książki po okładce" bardzo do niej pasuje. Wydaje się wredna, oschła i nie mająca poczucia humoru, ale gdy się ją dobrze pozna staje się przyjacielska, zabawna. Gdy ktoś ją prowokuje nie traci trzeźwości, wręcz przeciwnie, wszystko ma przemyślane, potrafi zniszczyć przeciwnika psychicznie.
Historia: Gdy miała osiem lat, jej ojciec zabił matkę na oczach Tris, potem bił dziewczynę. Chlał, ćpał, to są dwa słowa, które całkowicie opisują jego życie. Tris zawsze uciekała z domu, jednak była za młoda by cokolwiek zdziałać, więc musiała wracać. Gdy skończyła 16 lat uciekła na zawsze, nauczyła się walczyć, kraść, nauczyła się jak samemu przetrwać. Od tej pory nie używa już imienia "Beatrice", ani nie mówi o swojej przyszłości. Jest to zamknięty rozdział, nie wraca do niego, nie użala się nad sobą. Miała wielu zaufanych przyjaciół, ale nawet im nie opowiedziała o przeszłości. Chyba nigdy nie znajdzie się ktoś, przed kim Tris się otworzy...
Zdolności: kineza
Zainteresowania: Rysowanie, psychologia
Rodzina: Nie wie, czy ktokolwiek żyje.
Zauroczenie: Brak
Właściciel: Magdalena299
Inne zdjęcia:
Eriany: 100

Żyję..!

Wybaczcie moje ostatnie zaniedbanie blogiem, że zniknęłam na aż tak długo i nie dawałam znaków życia. Ale teraz jak patrzę na liczbę wiadomości i formularzy to zaczynam się bać ;----; Więc jeszcze raz przepraszam, że musieliście czekać i już zabieram się do roboty. Jest tego naprawdę dużo, więc jakbym jakieś opowiadanie/formularz przegapiła to proszę się upomnieć.

~Powstała zza grobu Sharemoon

2015/07/28

Od Luny cd. Damona

Odepchnęłam od siebie Damona. Nie rozumiałam co się dzieje.
On także mi w tym niepomagał.
Nie rozumiałam kim jest ten przystojny chłopak, który przyszedł po Damona.
- Wytłumaczysz mi to wszystko?- zapytałam.
Chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Wiesz co... Ja już chyba pójdę...- zaczęłam.
I po chwili mnie już nie było.
Uciekałam do swojego domu.
Czułam jak na każdym rogu ulicy kryją się stworzenia, których zwykły śmiertelny człowiek nie jest w stanie zobaczyć.
Przystanęłam przy pobliskiej latarni gdy zdałam sobie sprawę,
że się zgubiłam.  Był środek nocy.
Byłam w parku. Sama. Nie było wokół ludzi.
Usiadłam na ławce. W głowie mi huczało.
 Nie mogłam się zorientować co się stało.
Układanka była nie pełna.
Nie zauważyłam gdy obok mnie usiadł jakiś stary dziad.
- Co panienka robi o tej porze sama? - Objął mnie ramieniem.
- Yyyy proszę nie podchodzić.-  Powiedziałam jednak człowiek nie wydawał się oburzony odrzuceniem. Odwrotnie stał się jeszcze ciekawszy.
- Oj, taka młodziutka. Nie powinnaś chodzić sama o tej porze.. Chodź odprowadzę Cię.- złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku.
- Zostawi mnie pan? Proszę puścić.!- krzyknęłam po czym wyrwałam
się z jego uścisku i pobiegłam odwrotną stronę.
Schowałam się przy pobliskim markecie całodobowym.
Szczęśliwa, że udało mi się uniknąć nieszczęścia.
Odczekałam jeszcze sekundę i powolnym krokiem skierowałam się ku memu domowi.
Nie było innej drogi musiałam iść przez park.
Gdy tylko skierowałam się na ścieżkę do mojego domu zauważyłam,
że metr przede mną stoi ten sam facet z parku.
 Na mój widok widocznie się rozpromienił.
- O! Wróciłaś! Tak myślałem to co z tym naszym spacerem?- Powiedział z podłym uśmiechem.
- Nie dotykaj mnie!- powiedziałam ostrzegawczo.
Jednak mężczyzna nic sobie nie robił z mojego ostrzeżenia i złapał mnie za nadgarstek.
I wtedy się wściekłam.
Zmieniłam się w kompletnie nie znaną mi wojowniczkę:













- I co?- zaśmiałam się podle po czym podeszłam do faceta.
Przez myśl przeszło mi czy nie powinnam go zabić i mieć z
głowy jednak po sekundzie odpędziłam tą myśl.
Przyłożyłam mu pistolet do skroni i powiedziałam:
- Jesteś tylko nędznym człowieczkiem. Nic nie znaczysz.
 Chciałam dobrze jednak teraz poważnie zastanawiam się
 nad zgładzeniem cię. - powiedziałam innym głosem niż zwykle.
Kim się stałam? Nie byłam tą samą Luną. Dawnej Lunie przez myśl nie przeszło by zabicie kogokolwiek.
Po chwili stwierdziłam, że nowa Lu jest znacznie lepsza od tej starej.
"Teraz będę taka" - pomyślałam.
- Nic mi nie rób proszę... To były takie... małe żarciki... - jąkał się mężczyzna.
- Żarciki?!- zagrzmiałam. - Licz się ze słowami, albo na prawdę stracisz życie.
 - D...dobrze..- powiedział.
Po dłuższym namyśle powiedziałam:
- Tym razem daruję Ci życie.- Jednak facet dalej stał w miejscu.
- Co tak stoisz? Uciekaj!- zawołałam.
I osobnik uciekł zostawiając za sobą tumany kurzu.
- Podoba mi się ta nowa Luna - mruknęłam pod nosem.
***
W domu rozłożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam czytać książkę.
Postanowiłam nie zmieniać się spowrotem w siebie.
Będę wymierzać sprawiedliwość na swój sposób. 
< Damon?>

Damon cd. Luna

Topór błysnął w powietrzu niczym błyskawica.
Uchyliłem się zgrabnie ,stając Lunie za plecami.
-Nie tak ostro kochanie.-szepnąłem jej do ucha
Zaśmiała się cicho i rzuciła topór w najodleglejszy kąt.
-Co teraz?-spytała zmieszana
Uśmiechnąłem się .
-Teraz poćwiczymy trochę na tym.-wskazałem tor przeszkód.
Pierwszy etap to dwa ruchome walce z kolcami odsuwające się od siebie i przysuwające ,kolejny to kolce ,które wyskakują z rożnych miejsc i chowają się ,kolejny to równoważnia .Ostatni etap to liny ,na których trzeba się rozhuśtać i przeskakiwać z jednej na drugą.
Luna spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Zademonstruję.-uśmiechnąłem się łobuzersko.
Stanąłem przed torem i rzuciłem Lunie ostatnie spojrzenie pełne pewności siebie.
Wyczułem moment i przebiegłem między walcami .Kolce nie sprawiły mi żadnej trudności.
-Łatwizna.-rzuciłem znudzonym tonem
-Taa jasnee.-powiedziała z przestrachem w głosie.
Pewnym krokiem przeszedłem równoważnie i zatrzymałem się na chwilę.
Spojrzałem w duł ,ostre jak samurajski miecz kolce wystawały z otworu w podłodze.
Zamknąłem oczy.Wyobraźnią wróciłem do tamtych chwil.
Obrazy pojawiały się jeden po drugim.
Moje skrzydła...takie białe ....piękne ...wszyscy mi ich zazdrościli...
Byłem szczęśliwy...codziennie oglądałem oblicze Boga...dostałem awans i byłem jednym z archaniołów...i właśnie wtedy wybuchł bunt ...miałem odnaleźć Lucyfera i spróbować go przekonać ,aby powrócił...ale on miał Sharon...dołączyłem do niego ,aby ją uratować...ale zabił ją gdy tylko podpisałem cyrograf...dał mi moc ,ale co z tego?! Straciłem wszystko...
Me skrzydła niegdyś białe i piękne są szare i słabe...ja jestem słaby...ale teraz gdy zjawiła się ona...śmiertelnica...
-Damon?!-usłyszałem przerażony głos-Słyszysz mnie?
Otworzyłem oczy.Leżałem na podłodze daleko od maszyny do ćwiczeń.
Dźwignąłem się na łokciach.
Usłyszałem śmiech .
Spojrzałem w tamtym kierunku .
NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!
Lucyfer stał nad nią z uśmiechem ,trzymał zakrwawiony miecz.On leżała bezwładnie na ziemi ,krwawiła obficie.Zobaczyłem siebie ,który przytula jej martwe ciało.
Nagle wizja zniknęła.Osunąłem się na ziemię.
-Damon!-krzyknęła zrozpaczona Luna
Usłyszałem kroki.
-Odsuń się.-głos brzmiał zdecydowanie
-Kim jesteś?-spytała przerażona
-Greenwalt .Przyjaciel Damona.
-Jestes upadłymm??-spytała
Westchnął.
-Jesteś jego dziewczyną?-spytał-Luna?Damon mi o tobie opowiadał.
Green wziął mnie na ręce.
-Gdzie go zanosisz?
-Zostań tutaj.Muszę się nim zająć.-powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Pójdę z tobą!-krzyknęła
-Nie.
***
Otwarłem oczy.Byłem w bibliotece.Leżałem na kanapie.Obok siedział Green.
-Kiedy masz zamiar jej powiedzieć?-spytał
Usiadłem z trudem.
-Nie mogę.Jeszcze nie teraz.
Pokręcił głową.
-A kiedy?
-Nic nie rozumiesz.
Wstałem i podszedłem do okna.
-Rozumiem i to lepiej niż myślisz.
Westchnął.
-Zmieńmy temat.Mam ci coś ważnego do przekazania.
-Co?-spytałem znudzony.
-Eleonor zeszła na ziemię.
Odwróciłem się gwałtownie.
-Eleonor?Nie nie ,nie.To nie może być prawda .Jesteś pewien?
Pokiwał głową.
-Mefisto kazał ci to przekazać.
-Rozumiesz co to dla mnie oznacza?
-Tak.Będziesz musiał jakoś sobie z tym poradzić.Ale pamiętaj ,możesz liczyć na mnie ,Chaucley ,Richa i Pedro.Nie zostawimy cię z tym samego.Ale pamiętaj ,musisz zrobić coś z tą śmiertelną.
-Co masz na myśli?
Podszedł do mnie.
-Damon.-położył mi rękę na ramieniu.-Znam cię nie od dziś.Wiele ze sobą przeżyliśmy.Znam cię jak mało kto.Widzę ,że ...ją kochasz.Ale Eleonor ...sam wiesz...musisz ją ochronić.
-A czy Eleonor jest sama?
Pokręcił przecząco głową.
-Niestety nie.Ożywiła już Tanyę i Esgertt ,jest teraz silniejsza niż kiedy kolwiek.
Westchnąłem.
-Co ja mogę?-spytałem zrezygnowanym tonem
-Damon.On cię kocha.Nie potrafi zrozumieć ,że jest teraz ktoś inny.Musisz na nią uważać.Jest niebezpieczna.Szczególnie teraz.Zbliża się Lammas ...
-Co chcesz przez to powiedzieć?
Zaśmiał się.
-Będzie chciała złożyć ją w ofierze Lilth.
-A czy ona wie gdzie jestem?
-Nie,ale za niedługo pewnie się dowie.Jest w Prowansji ,szuka cię tam .
-Mam wyjechać?
-Nie.Nie ma takiej potrzeby.Będę cię informował na bieżąco o tym co ona robi.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Żegnaj.-rzucił Green rozpływając się w mroku.
-Wejdź.
Luna otworzyła drzwi.
-Nic nie rozumiem.-powiedziała
-To nie czas na takie wyjaśnienia.Noc niesie nadzieję.Dzień kradnie tajemnice..
Spojrzała na mnie zdziwiona.
Pochyliłem się ,aby wpić się w jej wargi.
<Luna?Mam nadzieję ,że to ci zrekompensuję mój urlop.>

Od Mayi cd Morte

Popatrzyłam na małe kociątka.
- Jakie one są śliczne- "powiedziałam"
Nagle jedno z kociątek wyskoczyło z małego koszyka Prosto na moje kolana.
Pogłaskałam małą kuleczkę i spojrzałam błagalnie na Morte.
- Weź ją. - uśmiechnęła się do mnie i podała mi jeszcze dwa małe kociątka. - I te..- dodała.
Wśród nich były 2 samiczki i jeden samczyk.
Poogłaskałam jedną za uchem
zamiauczała cichutko.
- Och!- " szepnęłam" cicho. - Biorę! - " zaśmiałam się" bo niebieska rosyjska kociczka. Chwile później już  otarła się o moją rękę. Były jak oswojone.
Nie uciekały i nie bały się ludzi oprócz jednego małego kociątka, które leżało w koszyku zawinięte w kocyk. Był tak mały, że nie zauważyłyśmy go wcześniej.  Podeszłam bliżej. Spróbowałam wziąć kulkę na ręce jednak kot uciekł natychmiast i schował się za wielką szafą mojej przyjaciółki.
Długo trwało zanim go stamtąd wyciągnęłyśmy.
Postanowiłam zostawić samczyka Morte i zamiast niego wziąć tego dziwnego kota.
- Na pewno chcesz go wziąć? Wygląda na dzikiego.- Niepewnie powiedziała dziewczyna jednak puściłam jej pytanie pomimo uszu.
Bardziej ciekawiło mnie kto  to nieznany "S"?
Kto to mógł być?
 Czy Morte nie powiedziała mi o jakimś swoim nowym znajomym?
I drugie pytanie:
Co ja do diaska zrobię z trzema kotami? W moim małym domku?
Jak ja się z nimi zmieszczę?
Wzięłam drugi pusty koszyk i wsadziłam do niego kociaki.
 < Morte masz odp. A gdzie opko od Damona? xD xD? >

2015/07/26

Od Morte cd. Mayi





Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć.-krzyknęłam do Mayi przeglądającej się w lustrze
Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi.Ktoś coś mi podrzucił.
Zdziwiona podniosłam koszyk.Cztery pary szarych oczu wpatrywało się we mnie sennym wzrokiem.Z uśmiechem pogładziłam jednego z nich po główce.Zamruczał cicho.Rozejrzałam się wokkoło ale nie dostrzegłam nikogo.Był za to list.Podniosłam go.
,,Od S ,dla Morte " .Nie wiedziałam co to za S ,ale uśmiechnęłam się.
-Morte?-usłyszałam wołanie za plecami
-Tu jestem.-powiedziałam zamyślona
Usłyszałam ciche miauczenie.Wstałam i zaczęłam nasłuchiwać.Gdy odkryłam skąd pochodzi pobiegłam w tamtym kierunku.Wróciłam niosąc ze sobą cztery zabłąkane kocięta.Zastałam Mayię głaszczącą szarego kociaka.
-Ale one słodkie.-powiedziała.-Od kogo je dostałaś
Odłożyłam uciekinierów do pudełka i powiedziałam:
-Nie wiem.Podpisał się jako S.
-S?Nie domyślasz się o kogo chodzi?
-Nie.Nie mam pojęcia.
-Nie ważne.-powiedziała po chwili.Wejdźmy do środka.
Postawiłyśmy kosz na dywanie w salonie i usiadłyśmy obok niego.
-Co ty zrobisz z ósemką kotów Morte?-spytała głaszcząc za uchem brązowego persa.
-Wybierz sobie jakieś.-Łaskotałam po brzuchu kocura z czarną łatą na pyszczku.
-Hmm....masz pięć kociczek: brązową ,niebieską, szarą ,czarno białą i rudo -czarną -białą i trzy kocury:niebieski biało-brązowy i czarny.
-Czarny kocur jest mój.-powiedziałam zdecydowanym głosem.
-Wezmę sobie jednego.
Spojrzała na nią zawiedziona.
-Dla mnie to nie problem ,ale grupka będzie się lepiej ze sobą czuć.Weź przynajmniej dwa.
-Ok.Muszę się zastanowić.Co to za rasa?
-Norweski leśny ,jest ich pięć i trzy persy.
-Które to persy?
-Niebieskie i czarno biały.
Koty miałczały przeraźliwie.
-Chyba są głodne.-powiedział Mayia.
-Yhm.Przygotuje mleko ,a ty się zastanów.
<Maya ?>

2015/07/24

Coś od Mayi

Hej to ja Mayia
Jestem do waszych rozkazów 24 na dobę ( no może bez  przesady )
Możecie wysyłać do mnie opka :)
Jedynie nie będzie mnie w sierpniu
Więc Perki nie ma Moon też, ale opka mogą być!


                                                                               Mayia

Percia was żegna!

Cześć. Niestety mam dla was bardzo złe, może dobre lub obojętne dla was wiadomości. Otóż mówiłam wam niedawno na chacie że wyjeżdżam w wakacje, jednak wtedy nie miałam o wyjeździe szczegółowych informacji. Teraz już wszystko wiem i tak:

1. Jadę jutro o 7.00
2. Jadę na 2 tygodnie
3. Wracam 11 sierpnia wieczorem (Dokładna godzina nie jest znana)
4. Będę miała telefon, ale nie będę w ogóle miała neta, więc nie wejdę ani na howrse, ani na e-mail ani na bloga.
5. Tak właściwie to jest zakaz przywożenia telefonu ale ja będę miała (Percia łamie zakaz 0O0) i będę wysyłała SMS-y do rodziców i tylko do nich więc nawet jakbym do kogoś miała numer to nie będę odbierać

Wiem że od od mojego pojawienia się i tak nie wchodzę i w ogóle się nie przydaję i nie piszę opek, Moonka też nie ma, no ale cóż, z Moonkiem robimy coś... Nie, nie planujemy nic z blogiem (przynajmniej ja nic nie wiem) żeby nie było.



 To tyle, do zobaczenia! Buziaczki (:*) od



                                                                                                                     Perciastego Aniołka


PS: Jak wrócę to coś wam dam w prezencie, nie wiem czy wam się spodoba, ale i tak wam coś dam :*

                                                                                                                        P.A

2015/07/16

Od Luny cd. Damona



Popatrzyłam na chłopaka z zachwytem.
Imponowała mi jego waleczność.  
Przytuliłam go mocniej.   W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Mógł mi ciągle mówić, że mnie kocha. Wtedy nie było nic. 
Byliśmy tylko my. Nie było wściekłych facetów i krzyczących dzieciaków. Damon odwzajemnił mój uścisk. Coś wyszeptał we włosy. Uspokajał mnie.   
Nagle przypomniało mi się po co tu jestem.
- To co robimy?- zapytałam bojowym tonem.  
- Pokażę Ci trochę.- powiedział. Najpierw pokazał mi  swoje srebrne ostrza, miecze.  Byłam zafascynowana. Nigdy nie widziałam takiej ilości broni… 
Były też łuki. Pamiętam, że jako mała dziewczynka dużo z niego strzelałam.  Nie chwaląc się byłam najlepsza…  
Dotknęłam pięknie zdobionej broni. Musiała być bardzo stara.
Gdy skończyliśmy  oglądanie jego broni  chłopak zaproponował sprawdzenie mojego refleksu.  Prawdę powiedziawszy nigdy nie byłam najlepsza w uciekaniu  przed napastnikiem. Na lekcjach przyswojenia obronnego w domu zawsze chowałam się do szafy i nie 
wychodziłam z niej godzinami.  Nie miałam pewności, że i teraz tak nie zareaguję. 
Przeszliśmy do  Sali ćwiczeń. Była duża. Można w niej było strzelać z łuki, 
walczyć mieczem czy ćwiczyć refleks.
Damon wskazał mi sam środek Sali . Stanęłam  w wskazanym miejscu.
Skinęłam głową na znak, że jestem gotowa. Damon podbiegł do mnie tak szybko, że zakręciło mi się w głowie.
Ledwo opanowałam kręcenie w głowie a już chłopak nadbiegał z przeciwnej strony. Zdążyłam zrobić jeszcze jeden szybki unik.
Chłopak nabiegał tak na mnie i atakował. Przez dłuższy czas byłam skołowana jednak gdy Damon nabiegł na mnie po raz ostatni wściekłam się. Miarka się przebrała. Nie będę uciekać. Nie będę bezbronna. I naprzeciw wszelkim zasadom w mojej ręce pojawił się wielki topór. Uśmiechnęłam się podle i natarłam na chłopaka.
< Damon?>

Od Damona cd. Luny

Luna zachwyciła mnie swoim strojem.Moim pierwszym skojarzeniem była Shadin z Prince of Persia.Ale było to w moim odczuciu ,bardzo pozytywne porównanie.
-Pięknie wyglądasz kochanie.-powiedziałem z aprobatą w głosie.
-Dziękuję.-powiedział niepewnie.
Wziąłem ją za rękę.
-A więc moja grzeczniutka Luna chce się nauczyć walczyć?-spytałem ze śmiechem
-Tak.-odpowiedział wojowniczym tonem
Zaśmiałem się.
-A więc ,po pierwsze trzeba mieć miejsce do ćwiczeń i broń.
Przytaknęła.
-Chodź pokaże ci moją zbrojownie.
***
-Co to?-spytała Luna
Trzymała w ręce repliki mieczy Shadin.
-Miecze.
-Ładne.Ale strasznie ciężkie.
Tak.Ale ja już tego nie wyczuwałem.
Przybliżyłem się do niej i pocałowałem ją delikatnie ,nie pozwoliła mi się odsunąć.Objęła mnie i szepnęła:
-Kocham Cię.
<Luna?>

Od Luny cd. Damona.

Uśmiechnięta od ucha do ucha
spojrzałam jeszcze raz przez okno. Bardzo żałowałam, że nie mogłam wyjść.
Rzucając ostatnie tęskne spojrzenie na świat poszłam wgłąb mrocznych korytarzy.
Po dłuższej rozmowie z Damonem zgodziłam się obejrzeć jego ulubiony film.
Prawdę powiedziawszy horrory to nie moje klimaty.
Ja byłam raczej zawsze radosną i pozytywną osobą. Lubiłam komedie romantyczne i urocze małe zwierzątka. ( w domu sama posiadałam małego króliczka )
 Przez cały film siedziałam pod kocem.
Bałam się przekroczyć barierę.
Wystarczały mi odgłosy z telewizora.
Same dźwięki przyprawiały mnie o dreszcze.
W końcu  ciekawość wzięła nade mną górę i leciutko odchyliłam koc.
Okazało się , że od dłuższego czasu leciały napisy końcowe.
Odetchnęłam z ulgą.
- Jak Ci się podobało?- zapytał mnie Damon patrząc na mnie swoimi pięknymi oczyma...
Ogarnął mnie strach. Nic nie widziałam. Ani jednego momentu.
Postanowiłam grać na zwłokę.
- A tobie.?- wydukałam w końcu.
Okazało się, że chłopak zna mnie lepiej niż ja sama siebie. Cóż za ideał? 
- Zdajesz sobie sprawę, że widziałem jak cały film trzęsłaś się pod kocem?- zaśmiał się. 
Zarumieniłam się.
- To prawda to nie moje klimaty. Nie lubię jak ktoś zabija innych..- powiedziałam.
Damon tylko wzruszył ramionami.
Najwidoczniej moje wyznanie troszkę go dotknęło. 
- Może pójdziemy się przejść? Na pewno zrobiło się już ciemno. - zmieniłam temat.
Chłopak skinął głową.
- A co byś chciała robić?- zapytał.
Zastanowiłam się. Właściwie to nie próbowałam swoich nowych mocy wojownika.To znaczy próbowałam jednak wczorajszy incydent wolałam wyrzucić z pamięci. Z drugiej strony Damon mógłby mi trochę pomóc.
- Zobaczysz.- odparłam tylko z zagadkowym uśmiechem.
Wyszliśmy z domu kierując się do niewielkiego pobliskiego miasta.
- To co chciałaś mi pokazać?- zapytał chłopak po dłuższym milczeniu.
- Poczekaj sekundkę!- pokazałam mu ławkę na dużym rynku.
***
- Luna Długo mam jeszcze czekać?-  Usłyszałam wołanie Damona.
Jak na zawołanie powolnym krokiem skierowałam się w jego stronę.
- I jak?- zapytałam się pokazując się w pełnej krasie.
Byłam ubrana w tradycyjny strój wojownika.
( macie tu zdjęcie : I jak?)
< Damonku? To jak nauczysz Lunę walczyć? >

Damon cd. Luna


Gdy otwarłem oczy spostrzegłem ,że miejsce obok mnie jest puste.
-Luna?-zawołałem
-Tu jestem.-powiedziała
Stała przy oknie.Obsiadły ją niebieskie motyle.
-Cześć Kochanie.-powiedziałem całując ją w policzek
-Cześć.-przytuliła się do mnie.-Jaki piękny dzień.-powiedziała rozmarzonym tonem.
Była bardzo ciepło i duszno.
-Co ci się podoba w tej pogodzie?Będziemy musieli siedzieć w mieszkaniu cały dzień.
-Dlaczego?-spytała zawiedziona.
-Nie mogę wychodzić bez maski w tą pogodę... chyba nie chciałbyś chodzić z zamaskowanym mężczyzną u boku co?
Westchnęła.
-Jak tam chcesz.-powiedziała
-To co będziemy robić?-spytałem całując jej włosy
Zaśmiała się.
-Poglądmy jakieś filmy?-spytała znużonym głosem
-Jeśli chcesz.
-Jaki jest twój ulubiony film?-spytała zaciekawiona
-Sweeney Todd.
-O czy on jest?
-O golibrodzie ,który podrzynał gardła w zemście ,za to ,że był wtrącony do więzienia za niewinność.
-Lubisz mroczne klimaty.-powiedziała obracając się jak baletnica
-Tak.W zasadzie to tak.-nie rozumiałem jej zachowania ,ale kochałem ją.
Miłość cierpliwa jest.
<Luna?Sorry brak weny....>

2015/07/15

Od Carmelle do czarnookiego Dakara zwanego Frankesteinem

Była pełnia. Nienawidzę pełni, choć bycie nietoperzem jest przydatne zawsze mam w ten dzień wielkie problemy. Ostatni razem nie mogłam się ruszyć przez tydzień. Tym razem wiem, że skończę z złamaną ręką. Leciałam krzywo i co rusz uderzałam w drzewo. Gdy nagle na coś wpadłam ostatnie co zobaczyłam to te czarne oczy.

Od Luny cd. Damona

***
Wstałam wcześnie rano.
Przez całą noc nie mogłam spać. Wydarzenia wcześniejszego dnia ciągle chodziły mi po głowie.
Byłam jednocześnie szczęśliwa, że mam kogoś, kto mi pomoże z moimi problemami i smutna bo zawiodłam samą siebie jak i tą osobę.
Nagle z za myślenia wyrwał mnie ból w lewej ręce. Zerknęłam na nią.
Ku memu wielkiemu zdziwieniu nie było ani jednej rany, czy znamienia.
Moje ręce  były gładkie. Jakim cudem?
Nie spodziewałam się tego.Dotąd nie wierzyłam w cuda. Może jednak one istnieją?
Popatrzyłam jeszcze raz na rękę.
Po zdarzeniach poprzedniego dnia zrozumiałam, że nie mogę... Nie mogę się poddać.
Nie chce... Muszę walczyć z tym...
Przez całe życie nie miałam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić. Z kim mogłabym pogadać. Aż do teraz. 
 Wstałam, wzięłam moje ponczo, które teraz leżało na krześle i poszłam w kierunku dużego okna przez, które widok był piękny. 
 Z daleka mogłam zobaczyć domy, ogrody i ludzi wyglądających jak mrówki. Poczułam ukłucie zazdrości. Oni nie mieli tyle zmartwień i problemów co my.. Nie musieli walczyć ze sobą. Nie musieli się ukrywać.
Popatrzyłam za siebie. W pokoju było ciemno.
Nie  mogłam ujrzeć żywej duszy.
Postanowiłam otworzyć okno aby do pokoju weszło więcej światła.
Nagle do pomieszczenia coś wleciało.
Coś zaczęło mnie gilgotać.
Okazało się, że obsiadły mnie małe i duże niebieskie motyle. 
Zaczęłam się śmiać. 














Z Głębi pokoju usłyszałam kroki.  Ktoś wypowiedział moje imię.
- Luna co się dzieje?
< Damon?>

Damon cd. Luna

Usłyszałem płacz.Wybiegłem z pokoju i ruszyłem w stronę salonu.
Luna siedziała na podłodze , w ręce kurczowo ściskała kawałek szkła.
Odebrałem go jej .Jej ręka była pokryta czerwonymi kreskami.Pocięła się.
-Chodź.-powiedziałem
Wstała i poszła za mną bez słowa.
Prowadziłem ją do lustrzanej sali ,gdy nagle wyrwała mi się i pobiegła w kierunku mojej sypialni.Zamknęła sie tam od środka.
Wywarzyłem drzwi.
Siedziała na łóżku i płakała.
Podszedłem do niej.Otarłem jej łzy chusteczką i usiadłem obok.
Przytuliła się do mnie.
-Przepraszam.-powiedziała wtulając się we mnie.
-Ciii.-powiedziałem przykładają jej palec do ust
Po chwili milczenia zaczęliśmy się całować.Pocałunki z delikatnych zaczęły zmieniać się w coraz gwałtowniejsze.
<Luna?>

Od Luny cd. Damona

Siedziałam pełna zamyślenia na sofie.
Wpatrywałam się przed siebie.
Czemu zachowywał się tak spokojnie?
Czemu moje zachowanie porównywał do filmowego?
Jakim prawem ? Czemu się nie wściekł? Czemu nie
wykrzyczał mi wszystkiego w twarz?
Złapałam topór i po raz ostatni rzuciłam w wielką kupę szkła.
Byłam zrozpaczona, zagubiona i niespokojna.
Po chwili wstałam z sofy w poszukiwaniu mojej broni,
 która rzucona przed siebie dawno zniknęła mi sprzed oczu.
Wszystko się paprało.
Nie chciałam aby i jego życie było takie...
Każdy dzień to walka. Problemy psychiczne...
Świadomość, że nie jest się normalnym.
Wiele rzeczy o mnie nie wiedział.
Podeszłam do sterty szkła klęknęłam w poszukiwaniu toporu.
Nagle poczułam wszechogarniające uczucie...
Złapałam pierwsze lepsze szkiełko i...
***
< Chciałam aby było trochę dramatycznie :) >

Damon cd. Luna


Patrzyłem jak rozbija moje najlepsze trunki.Raz za razem uderzała toporem ,a desz odłamków szkła nie oszczędził ani kawałka mojego salonu.
-Kobiety...kto je zrozumie...-mruknąłem pod nosem
Po rozbiciu ostatniej butelki Luna usiadła na kanapie.Nie patrzyła w moją stronę.
-Zadowolona z siebie?-spytałem kpiąco
Spojrzał na mnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo .-powiedziała z uśmiechem.
Shyliłem się i podniosłem kawałek porcelany.
-Zastawy z dysnasti Ming też nie odpuściłaś.Co?-spytałem i upuściłe =m kawałek z powrotem na podłogę.
Upadł z cichm brzdęknięciem.
Nie odpowiedziała.
-Wedla hollywódzkich romansideł powinnaś czymś we mnie rzucić.-powiedziałem tonem znawcy.
Luna podniosła ostatnią zabląkaną pod kanapą butelkę i rzuciła nią we mnie.
Uchyliłem się zgrabnie.
-Schemat zachowany.-powiedziałem zażenowany
Siedziała na kanapie nawet nie uracząc mnie jednym spojrzeniem.
-A co teraz powinnam zrobić wedle hollywódzkich scenariuszy?-spytała
Zamysliłem się.
-Pocałowac mnie.-powiedziałem z uśmiechem
-Jeszcze czego.-powiedziała szyderczo
-Acha Luna,Luna...nie masz przypadkiem hiszpńskich korzeni?Ten twój temperament...
Milczała.
-Zostawiam cię skoro nie chcesz ze mną rozmawiać.Gdybyś mnie szukała bd w szklanej sali.
Ukrywając zdenerwowanie wybiegłem z pokoju.
Usiadłem przy pianinie i zacząłem grać.https://www.youtube.com/watch?v=cXRrBV74mpI

Od Luny cd. Damona

Przez te 3 dni powoli przypominałam sobie co tu robię.
Dzięki Bogu obecność Damona działała na mnie uspokajająco.
- Za wszystko...- szepnęłam cicho.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko skinął głową.
Patrzyłam w milczeniu jak nalewa sobie alkohol. 
 Nie wiem czemu nagle wpadłam w zły nastrój.
- Jesteś chory..- powiedziałam.
 Damon spojrzał na mnie,
- Jest ze mną dobrze...- powiedział spokojnie nie przerywając nalewania sobie wódki.
- Nie będziesz pił...- Powiedziałam już  lekko poirytowana.
Chłopak spojrzał mi w oczy..
- Luna... Będziesz teraz marudzić?-
Zaczęło mi się robić gorąco. Przez większość czasu zachowywałam się jak kura domowa jednak teraz miarka się przebrała. Spojrzałam na niego wściekle. Teraz w mojej dłoni pojawił się srebrny topór.
- Nie będziesz pił...- wycedziłam przez zaciśnięte zęby po czym zrzuciłam szklanką z wódką prosto w ścianę.
Teraz z twarzy Damona zniknęło całe zdumienie, które przemieniło się w złość.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić a czego nie!- krzyknął mi w twarz.
- Nie?- zaszydziłam z niego..- To patrz...- Podeszłam do wielkiego barku z alkoholem rozwalając toporem wszystko co stanęło na mojej drodze. 
Wina, białe, czerwone, wytrawne i nie wytrawne polały się na wszystkie strony.
Przy okazji rozbiłam ozdobną zastawę sprzed tysięcy lat.
Musiała być bardzo wartościowa. Niestety w tym momencie mnie to nie obchodziło.
- Mam tego dość!- wrzasnęłam na niego. Po czym złapałam ostatnią butelkę z winem i rzuciłam mu prosto w zdrowe ramie.
< Bój się! hahha! >

Od Damona cd. Luny


Ostatkiem sił złapałem Lune za płaszcz.
-Zostań...proszę...-byłem bardzo słaby
Niechętnie się zgodziła.
Usiadła na sofie obok mnie.Położyłem głowe na jej kolanach i przymknąłem powieki.
-Nie odchodź gdy zasnę.Proszę...-powiedziałem słabnący głosem
Pocałowała mnie w policzek i szepnęła :
-Dziękuję.
***
Obudziłem się słysząc hałas w kuchni.
-Luna?-spytałem cicho
-Już się obudziłeś?-powiedziała radosnym głosem.-Śniadanie za 10 minut.
Z trudem odwróciłem głowę i spojrzałem na zegar na ścianie ,dochodziła dziesiąta.
-Ile spałem?
Luna spojrzała zamyślona na mnie.
-Trzy dni.
Słyszałem brzdęk metalu.
Osunąłem się na poduszki.Byłem jeszcze bardzo słaby.Spojrzałem na źródło swojego bólu.Ręka była owinięta bandażem.Spojrzałem w kierunku Luny ,była odwrócona tyłem do mnie.Spróbowałem wstać.Zataczając się doszedłem do kuchni ,łapiąc się blatu udało mi się usiąść na wysokim barowym krześle.
-Już .-powiedział Luna odwracają się.-Damon!Powinieneś Leżeć.
Pokręciłem głową.
-Proszę.-podała mi talerz zupy.-Smacznego.
-Nie.Nie jestem głodny.-powiedziałem odsuwając talerz.
-Jedz.Dobrze ci zrobi.-powiedział opierając się o blat.
-Podaj mi whiskey.
-Co prosze?-spytała zdziwiona.
-Rób co mówię.-powiedziałem
Niechętnie podała mi szklankę.
-Dziękuję.-powiedziała
Podniosłem wzrok.
-Za co?
<Luna?>

MorteCDShu


-Chodź.-powiedziałam.-Pokaże ci moje mieszkanie.
Shu wstał i złapał mnie za rękę.
***
-Daleko jeszcze ?-spytał po ponad godzinnej wędrówce przez las
-Nie.To tutaj.Za tymi zaroślami.
-Wow-powiedział patrząc na mój dom.
Wiktoriański dworek otoczony starymi bezlistnymi dębami ,przyznam wyglądał imponująco.
-Otwórz.-podałam mu klucze.-Muszę coś sprawdzić.
Zaniepokoił mnie szelest dochodzący zza garażu.
-Iść z tobą?-spytał
-Nie.Nie trzeba.-powiedziałam zdecydowanym tonem
***
Obserwowałam go w milczeniu.Przeglądał książki leżące na regale.
Upiłam spory łyk wina z mojego kieliszka.Spojrzał w moim kierunku.Uśmiechnęłam się.
Podszedł bliżej.
-Ładny masz dom.-powiedział z zachwytem.
Odstawiłam kieliszek na stolik .
-Nie widziałeś jeszcze wszystkiego.
***
-To ostatni pokój ,którego jeszcze nie widziałeś.
-Co tam jest?-spytał zaciekawiony
Ściągnęłam łańcuszek z szyi , był na nim mały złoty kluczyk.
Włożyłam kluczyk do zamka i przekręciłam go.
Mechanizm uaktywnił się i drzwi same się otworzyły.
Puściłam Shu pierwszego.
Obrzuciłam mój pokój niedbałym spojrzeniem.
W centralnej części znajdowało się wielkie mahoniowe łoże okryte jedwabną pościelą.
Znajdowało się na małym podwyższeniu.Przed łóżkiem stała ogromna skrzynia.
Po prawej stronie wejście do garderoby .Naprzeciw łóżka kominek ,a przed nim sofa ,dwa fotele i stolik. Wszystko w odcieniach czerni ,bieli i szarości.
Podeszłam do Shu .Stał w milczeniu obserwując ogień trzaskający w kominku.
Przytuliłam się do niego.Dopiero teraz spostrzegł moją obecność.
-Morte.-spojrzał na moją twarz.
-Tak.-szepnęłam
Usiedliśmy na kanapie i wpatrywaliśmy się w ogień wesoło tańczący w kominku.
Spojrzałam w jego piękne oczy ,nie mogąc się oprzeć pokusie delikatnie pogłaskałam go po policzku.
-Wiesz ,że jesteś moim pierwszy mężczyzną?-powiedziałam przerywając ciszę.
-Naprawdę?-nie dowierzał mi
-Tak.
-Jak to możliwe?Jesteś przecież taka piękna...
-Wcześniej nie byłam na to gotowa.
Nie odpowiedział.
Objął mnie ramieniem i zbliżył swoje ust do moich.Pocałunek z delikatnego przeradzał się w coraz gwałtowniejszy.Zamknęłam oczy napawając się najpiękniejszą chwilą w moim życiu.
Shu zatopił rękę w moich włosach .Całował mnie z pasją ,nie dając sobie chwili odpoczynku.Nie byłam mu dłużna.W tle wybrzmiewały dźwięki fortepianu ,dochodzące z gramofonu stojącego w kącie pokoju.

Od Luny cd. Damona

Obudziłam się w jakimś obcym pomieszczeniu.
Wokół czułam słodkawy zapach. Nie mogłam  rozpoznać co to jest...
Spróbowałam wstać jednak w głowie mi huczało.
Po wielu próbach opanowania równowagi wstałam chwiejnie i podeszłam do okna.
Niestety nadal nie mogłam sobie przypomnieć co tu robię.
Pamiętałam jedynie jak ktoś mnie niósł. 
Wyglądając za okno zdałam sobie sprawę, że nigdy nie widziałam tego miejsca.
***
Nagle zauważyłam jakąś postać leżącą bezwładnie przy sofie z której co dopiero schodziłam.
Podeszłam niepewnie do człowieka.
Miał czarne włosy. Tylko tyle mogłam zobaczyć, ponieważ jego twarz przykrywała maska. 
Leżał na plecach.
Nie poznawałam go po sylwetce.
Chciałam odejść jednak to co usłyszałam przeraziło mnie i jednocześnie zaciekawiło.
 - Podejdź.... Podejdź on nic Ci nie zrobi...-  szeptał piękny głos w mojej głowie.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to ten leżący człowiek do mnie mówi.
Na chwiejnych nogach powoli. Zbliżałam się.
Po  chwili już byłam przy człowieku.
- Bliżej, bliżej nic się nie stanie. - głos w mojej głowie był coraz donośniejszy.
Uklękłam.
Niepewnie przysuwałam się coraz bliżej i bliżej. Po chwili już byłam na tyle blisko aby zdjąć maskę nieznajomemu.
Postać miała otwarte, czerwone oczy.
- Luna...- wyszeptał czerwonooki chłopak a na  jego wykrzywionej grymasem twarzy teraz pojawił się uśmiech i radość. 
Na dźwięk mojego imienia odskoczyłam tak szybko jak się przy nim pojawiłam.
- Skąd.. ty... - zaczęłam.
- Pomóż mu... Jest ranny. - usłyszałam głos z głowy.  Nie mogłam się mu oprzeć więc jak na zawołanie znowu pojawiłam się przy postaci.
Teraz nie obchodziło mnie kim jest ten człowiek i co może mi zrobić.
"Ulotnię się tak szybko jak się tu pojawiłam jeśli mu pomogę" - pomyślałam wtedy.
- Gdzie się zraniłeś?- zapytałam wciąż niepewna.
Chłopak skinieniem głowy wskazał ramię.
Nie wiedziałam co robić. Nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym.
Wiedziałam jedno: Musiałam pomóc. - Nie wiem czemu coś ciągnęło mnie do tej postaci.
Wyjęłam duży sztylet, który zawsze nosiłam przy sobie.
Rozcięłam grubą czarną bluzkę.
To co zobaczyłam sprawiło, że prawie zwymiotowałam.
Rana była głęboka, lecz możliwa do zaszycia.
Umiałam szyć. Nauczyłam się tego jeszcze we wczesnym dzieciństwie kiedy to nie miałam nic do roboty. Zawsze szybko się uczyłam może dlatego dostałam takie moce a nie inne?
Wojownik ,lecz tchórz.
Rozmawiająca z duchami ,lecz zamknięta w sobie.
Zamieniająca się w ptaka ,lecz nie potrafiąca z nimi rozmawiać
Po co mi były te wszystkie moce?
***
- Gotowe.- powiedziałam zaszywając ramię człowiekowi.
Przez cały czas milczałam teraz mogłam się zmywać.
Wstałam gotowa do wyjścia jednak mężczyzna złapał mnie za moje przezroczyste ponczo.
< Damon?>

Od Damon cd. Luna


Patrzyłem jak Luna bezwładnie osuwa się na podłogę,chwyciłem ją w ostatniej chwili.
Spojrzałem na mojego wroga,sztylet wystawał z jego szyi.Padł przygniatając sobą sztylet.
Wstałem z Luną w ramionach.Spojrzałem ostatni raz w kierunku mojego przeciwnika.
Nagle poczułem paraliżujący ból w prawym ramieniu.
Odwróciłem się.Desmont już się nie ruszał.W powietrzu unosił się słodkawy odór śmierci.
Kopniakiem otworzyłem drzwi.Spojrzałem na Lunę ,oddychała.
***
Ostatkiem sił położyłem Lunę na sofie w moim mieszkaniu.
Ból zniewolił me zmysły.
<Luna?>

2015/07/14

Od Aidy cd. Dhirena

Mało zrozumiałem z tego, co powiedział. W prawdzie mówiąc, to chciałbym go widzieć cały czas w domu... Konkretniej to w łóżku, ale kury domowej z niego nie zrobię.
- Grozi ci porwanie i odseparowanie ode mnie a ty myślisz o pracy?
- Jak to odseparowanie? Chyba nie chcesz, żebym z tobą zamieszkał - powiedział zaskoczony.
Odpowiedziałem mu kiwnięciem głowy.
- A...ale ja nie mogę... - zaczął się jąkać - Ja ciebie nie znam. Ty z resztą też.
Chłopak spuścił głowę. Usiadłem bliżej i złapałem Dhirena za ramię.
- Mamy czas.
Schyliłem głowę aby spojrzeć w tą głębię tych arabskich oczu.
Siedzieliśmy tak całe popołudnie rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- Ty jesteś w tym mieście tak jakby nowy, tak?
- Dokładnie tak. Nie znam okolicy. - potwierdził. - Czuję się lepiej. Noga już nie boli. Może pokażesz mi miasto? - zaproponował.
- Oczywiście.
Podniosłem się i podałem rękę Dhirenowi. Chłopak niepewnie chwycił ją i wstał z łóżka.
Przeszliśmy na korytarz, kierując się do drzwi wyjściowych. Zapomniałem o czymś.
- Poczekaj tutaj.
Pobiegłem do łazienki. Zacząłem szukać soczewek, które zmieniały barwę moich oczu. Założyć okulary przeciwsłoneczne gdy nie ma słońca... Trochę by dziwnie wyglądało. Gdy już soczewki się odnalazły, umieściłem je na powierzchni jednego i drugiego oka. Kolor tęczówki zmienił się z czerwonego w błękitny.
- Oke, możemy iść.
Złapałem Dhirena za rękę i ruszyliśmy w miasto.

<Dhiren, co porobimy *: ?>

Od Luny cd. Damon.

Cała dygotałam. Byłam przerażona.
Jak mogłam zabić człowieka? Jak mogłabym to zrobić?
W moim ciele walczyły dwie skrajne emocje. 
Wiedziałam, że jeśli uderzę będę tego żałować. Jednak jakbym mogła żyć z myślą, że ten potwór nadal żyje?
Wiedziałam, że czas się kończy.
Chwiejnie stanęłam na nogach i wzięłam srebrny sztylet.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do mojego kuzyna.
Nagle przypomniało mi się wszystko. To jak razem jako dzieci bawiliśmy się na łąkach. Widziałam jak nie raz mi pomógł.
Czym się stał? Co na niego podziałało? Co zmusiło go do tego wszystkiego.
Nie co a kto....
Zamknęłam powoli oczy i rzuciłam sztyletem przed siebie.
Nie otworzyłam oczu bo od razu upadłam na podłogę.
< Damon?>