2015/07/30

Od Mayi do Jamesa

Nie mogłam zasnąć. Ostatnio zebrało mi się na wspominki mojego życia i byłam ciekawa czy tak naprawdę go sobie nie zmarnowałam.
Gdy zrozumiałam, że nie mam szans na zaśnięcie. Pewna, że o tej porze nikogo już nie spotkam
postanowiłam się przejść.
Było późno . Gdzieś koło 2-3 w nocy.
Jednak dla mnie okazała się to idealna porą  na  wędrówkę.
Wzięłam ze sobą  szatę z kapturem którą w czesnym dzieciństwie dostałam od mojego przewodnika.
- Prawdziwy wojownik zawsze sobie poradzi. - Mawiał.
Miałam nadzieję, że mówił wtedy o mnie...
Gdy wyszłam odetchnęłam zimnym powietrzem i pobiegłam przed siebie.
Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami.
Wtedy moje wszystkie zmartwienia zniknęły.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przyspieszyłam .
Biegłam przez wąskie uliczki, które po krótkim czasie zaczęły mnie prowadzić w stronę parku.
Skakałam z ławek na drzewa. Poczułam się właśnie wtedy wolna... Wolna jak nigdy. Bez zmartwień bez poczucia strachu i niepewności.
Nie bałam się ludzi, nie czułam bólu, jaki sprawiały mi uderzające mnie w twarz gałęzie.
Gdy zeskoczyłam z ławki nagle na kogoś wpadłam.
- Oj, przepraszam...- "powiedziałam" i właśnie chciałam odejść gdy postać na którą wpadłam złapała mnie za rękaw mojej szaty.
Aby zobaczyć z bliska tą osobę, która później okazała się mężczyzną ściągnęłam trochę kaptur.



< James?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz