2015/07/02

Shu cd. Mayi

Przejechałem ręką po karku i spojrzałem ukradkiem na dziewczynę.
-Może się przejdziemy?- Zapytałem w końcu.
Mayi jednak nie zareagowała stała i patrzyła się na mnie. Poczułem się niezręcznie. Powtórzyłem pytanie, nic, cisza. Spojrzałem na nią zdziwiony i pomachałem jej ręką przed twarzą.
- Halo! Ziemia do Mayi.- powiedziałem z uśmiechem, a dziewczyna dopiero teraz się "obudziła"
-Co?- ,,Spytała'' zaskoczona.
Westchnąłem.
-Pytałem się czy się przejdziemy.- Powiedziałem po raz trzeci i uśmiechnąłem się rozbawiony.
-A. Tak, jasne. - Odparła i skierowała się ku wyjścia. Powiodłem za nią swoje zdziwione spojrzenie. Mayi orientując się, że za nią nie idę, odwróciła się i posłała mi pytające spojrzenie.
-Yyy... Nie przebierzesz się?- wskazałem na jej poplamioną czekoladą koszulkę i krótkie spodenki. Dziewczyna drgnęła jak oparzona i spojrzała na siebie, po czym wybuchła śmiechem.
- Wybacz. Zapomniałam. Pójdę się przebrać, a ty proszę poczekaj przed drzwiami, ok?- Nie czekając na moją odpowiedź pobiegła gdzieś.
Pokręciłem zrezygnowany głową i poczekałem na nią. Po jakiś piętnastu minutach (ile ona potrzebuje czasu na ubranie się?) pojawiła się z powrotem.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do parku, przez jakieś dwadzieścia minut spacerowaliśmy w ciszy, aż w końcu kiedy poczułem na sobie kolejne ciekawskie spojrzenie dziewczyny westchnąłem.
- Aż tak bardzo chcesz wiedzieć?- zapytałem po chwili i spojrzałem na nią. Mayi odwróciła głowę najwyraźniej zakłopotana, ale milczała. Wziąłem to za odpowiedź twierdzącą.
-Dobra... - Powiedział, nie wiedząc jak zacząć. - Zanim skończyłem trzynaście lat mieszkałem z rodzicami i siostrą. Jakiś czas później, kiedy mnie i Veroniki, bo tak się właśnie nazywała, nie było w domu ludzie wparli się na nasz teren i podpalili dom. Pożar był ogromny, strawił przy tym ogromną część lasu, który otaczał naszą posiadłość. W czasie tego zdarzenia zginęła cała nasza rodzina wraz ze smokami. Moja smoczyca też przy tym bardzo ucierpiała, jednak nie cieleśnie. W domu były jej młode, jescze nie wyklute więc nie miały jak się ratować, choć i tak miałyby małe szanse. - Przerwałem na moment, po czym kontynuowałem. - Właściwie to, jednak nie to było dla mnie największym ciosem. Kilka lat temu, kiedy wędrowaliśmy z siostrą na smokach rozpętała się burza. Veronika nie utrzymała się i spadła z dużej wysokości, jej smok próbując ją ratować przetrącił sobie kark i zginął. Ona mimo to cudem przeżyła, jednak uszkodziła sobie przy upadku kręgosłup i jest od tego czasu w śpiączce. Próbowałem wszystkiego, żeby ją obudzić. Sprowadzałem magów, którzy przybywali z różnymi zaklęciami i dziwnymi stworzeniami. Nic. Jej stan się nie zmienił. Postanowiłem więc zaprzestać, bo bałem się, że tym wszystkim tylko mogę pogorszyć jej stan. Mimo, że staram się z całych sił to ledwo wiąże koniec z końcem. - Zakończyłem i spojrzałem w ziemię. Czułem się lepiej, że w końcu mogłem się z kimś tym podzielić, ale również nienawidziłem się nad sobą użalać.
<Mayi? I mnie nie dręcz więcej >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz