2015/06/22

Od Orinoki do Luny

Od czasu gdy uzdrowiłam Mayię, jakoś nie było okazji z nią gadać. Moon też zajęła się swoimi sprawami - czego wcale nie miałam jej za złe. No cóż... życie bywa nieprzewidywalne... Bez celu włóczyłam się po naszych "terenach" zastanawiając się czy jest tu coś w ogóle do roboty, gdy nagle wpadłam na jakąś dziewczynę.
- Uważaj jak łazisz - warknęła, ale ja stanęłam na baczność jak za sprawą... No, nie wiem... Może czarodziejskiej różdżki?
- Night Mere - wyciągnęłam do niej rękę. Dopiero po chwili dziewczyna zrozumiała, że tak jak ona jestem Animagiem i niechętnie (a może po prostu leniwie...?) podała mi rękę.
- Luna. Luna Siratinu.
- 18 lat, 7 miesięcy starsza ode mnie. Opuściła tych, których najbardziej kochała i teraz tego żałuje... - Usłyszałam swój głos. S...kąd?!
- Tak. To... prawda - wydukała wreszcie gapiąc się na mnie oniemiała - fajna moc. Też bym tak chciała - uśmiechnęła się.
- Ta... Wiesz, do teraz tego nie wiedziałam... Że posiadam taką moc... W sumie..., umiejętność.
- No to... Może... Nie wiem... Herbatka? Kawa...? - Zapytała nagle, po... 3 minutach znajomości.
- Herbata... i owszem - uśmiechnęła się.
- Tylko jeszcze najpierw... Szukam tej, no... Sharemoon? Tak... Sharemoon? Sharemoon chyba.
- Tak, tak... Moon. Już cię do niej zaprowadzę.
- Ona, jakby... Zarządza, co nie?
- Mhm. Tak jakby...

<Luna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz