2015/07/28

Damon cd. Luna

Topór błysnął w powietrzu niczym błyskawica.
Uchyliłem się zgrabnie ,stając Lunie za plecami.
-Nie tak ostro kochanie.-szepnąłem jej do ucha
Zaśmiała się cicho i rzuciła topór w najodleglejszy kąt.
-Co teraz?-spytała zmieszana
Uśmiechnąłem się .
-Teraz poćwiczymy trochę na tym.-wskazałem tor przeszkód.
Pierwszy etap to dwa ruchome walce z kolcami odsuwające się od siebie i przysuwające ,kolejny to kolce ,które wyskakują z rożnych miejsc i chowają się ,kolejny to równoważnia .Ostatni etap to liny ,na których trzeba się rozhuśtać i przeskakiwać z jednej na drugą.
Luna spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Zademonstruję.-uśmiechnąłem się łobuzersko.
Stanąłem przed torem i rzuciłem Lunie ostatnie spojrzenie pełne pewności siebie.
Wyczułem moment i przebiegłem między walcami .Kolce nie sprawiły mi żadnej trudności.
-Łatwizna.-rzuciłem znudzonym tonem
-Taa jasnee.-powiedziała z przestrachem w głosie.
Pewnym krokiem przeszedłem równoważnie i zatrzymałem się na chwilę.
Spojrzałem w duł ,ostre jak samurajski miecz kolce wystawały z otworu w podłodze.
Zamknąłem oczy.Wyobraźnią wróciłem do tamtych chwil.
Obrazy pojawiały się jeden po drugim.
Moje skrzydła...takie białe ....piękne ...wszyscy mi ich zazdrościli...
Byłem szczęśliwy...codziennie oglądałem oblicze Boga...dostałem awans i byłem jednym z archaniołów...i właśnie wtedy wybuchł bunt ...miałem odnaleźć Lucyfera i spróbować go przekonać ,aby powrócił...ale on miał Sharon...dołączyłem do niego ,aby ją uratować...ale zabił ją gdy tylko podpisałem cyrograf...dał mi moc ,ale co z tego?! Straciłem wszystko...
Me skrzydła niegdyś białe i piękne są szare i słabe...ja jestem słaby...ale teraz gdy zjawiła się ona...śmiertelnica...
-Damon?!-usłyszałem przerażony głos-Słyszysz mnie?
Otworzyłem oczy.Leżałem na podłodze daleko od maszyny do ćwiczeń.
Dźwignąłem się na łokciach.
Usłyszałem śmiech .
Spojrzałem w tamtym kierunku .
NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!
Lucyfer stał nad nią z uśmiechem ,trzymał zakrwawiony miecz.On leżała bezwładnie na ziemi ,krwawiła obficie.Zobaczyłem siebie ,który przytula jej martwe ciało.
Nagle wizja zniknęła.Osunąłem się na ziemię.
-Damon!-krzyknęła zrozpaczona Luna
Usłyszałem kroki.
-Odsuń się.-głos brzmiał zdecydowanie
-Kim jesteś?-spytała przerażona
-Greenwalt .Przyjaciel Damona.
-Jestes upadłymm??-spytała
Westchnął.
-Jesteś jego dziewczyną?-spytał-Luna?Damon mi o tobie opowiadał.
Green wziął mnie na ręce.
-Gdzie go zanosisz?
-Zostań tutaj.Muszę się nim zająć.-powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Pójdę z tobą!-krzyknęła
-Nie.
***
Otwarłem oczy.Byłem w bibliotece.Leżałem na kanapie.Obok siedział Green.
-Kiedy masz zamiar jej powiedzieć?-spytał
Usiadłem z trudem.
-Nie mogę.Jeszcze nie teraz.
Pokręcił głową.
-A kiedy?
-Nic nie rozumiesz.
Wstałem i podszedłem do okna.
-Rozumiem i to lepiej niż myślisz.
Westchnął.
-Zmieńmy temat.Mam ci coś ważnego do przekazania.
-Co?-spytałem znudzony.
-Eleonor zeszła na ziemię.
Odwróciłem się gwałtownie.
-Eleonor?Nie nie ,nie.To nie może być prawda .Jesteś pewien?
Pokiwał głową.
-Mefisto kazał ci to przekazać.
-Rozumiesz co to dla mnie oznacza?
-Tak.Będziesz musiał jakoś sobie z tym poradzić.Ale pamiętaj ,możesz liczyć na mnie ,Chaucley ,Richa i Pedro.Nie zostawimy cię z tym samego.Ale pamiętaj ,musisz zrobić coś z tą śmiertelną.
-Co masz na myśli?
Podszedł do mnie.
-Damon.-położył mi rękę na ramieniu.-Znam cię nie od dziś.Wiele ze sobą przeżyliśmy.Znam cię jak mało kto.Widzę ,że ...ją kochasz.Ale Eleonor ...sam wiesz...musisz ją ochronić.
-A czy Eleonor jest sama?
Pokręcił przecząco głową.
-Niestety nie.Ożywiła już Tanyę i Esgertt ,jest teraz silniejsza niż kiedy kolwiek.
Westchnąłem.
-Co ja mogę?-spytałem zrezygnowanym tonem
-Damon.On cię kocha.Nie potrafi zrozumieć ,że jest teraz ktoś inny.Musisz na nią uważać.Jest niebezpieczna.Szczególnie teraz.Zbliża się Lammas ...
-Co chcesz przez to powiedzieć?
Zaśmiał się.
-Będzie chciała złożyć ją w ofierze Lilth.
-A czy ona wie gdzie jestem?
-Nie,ale za niedługo pewnie się dowie.Jest w Prowansji ,szuka cię tam .
-Mam wyjechać?
-Nie.Nie ma takiej potrzeby.Będę cię informował na bieżąco o tym co ona robi.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Żegnaj.-rzucił Green rozpływając się w mroku.
-Wejdź.
Luna otworzyła drzwi.
-Nic nie rozumiem.-powiedziała
-To nie czas na takie wyjaśnienia.Noc niesie nadzieję.Dzień kradnie tajemnice..
Spojrzała na mnie zdziwiona.
Pochyliłem się ,aby wpić się w jej wargi.
<Luna?Mam nadzieję ,że to ci zrekompensuję mój urlop.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz