2015/07/15

Od Luny cd. Damona

***
Wstałam wcześnie rano.
Przez całą noc nie mogłam spać. Wydarzenia wcześniejszego dnia ciągle chodziły mi po głowie.
Byłam jednocześnie szczęśliwa, że mam kogoś, kto mi pomoże z moimi problemami i smutna bo zawiodłam samą siebie jak i tą osobę.
Nagle z za myślenia wyrwał mnie ból w lewej ręce. Zerknęłam na nią.
Ku memu wielkiemu zdziwieniu nie było ani jednej rany, czy znamienia.
Moje ręce  były gładkie. Jakim cudem?
Nie spodziewałam się tego.Dotąd nie wierzyłam w cuda. Może jednak one istnieją?
Popatrzyłam jeszcze raz na rękę.
Po zdarzeniach poprzedniego dnia zrozumiałam, że nie mogę... Nie mogę się poddać.
Nie chce... Muszę walczyć z tym...
Przez całe życie nie miałam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić. Z kim mogłabym pogadać. Aż do teraz. 
 Wstałam, wzięłam moje ponczo, które teraz leżało na krześle i poszłam w kierunku dużego okna przez, które widok był piękny. 
 Z daleka mogłam zobaczyć domy, ogrody i ludzi wyglądających jak mrówki. Poczułam ukłucie zazdrości. Oni nie mieli tyle zmartwień i problemów co my.. Nie musieli walczyć ze sobą. Nie musieli się ukrywać.
Popatrzyłam za siebie. W pokoju było ciemno.
Nie  mogłam ujrzeć żywej duszy.
Postanowiłam otworzyć okno aby do pokoju weszło więcej światła.
Nagle do pomieszczenia coś wleciało.
Coś zaczęło mnie gilgotać.
Okazało się, że obsiadły mnie małe i duże niebieskie motyle. 
Zaczęłam się śmiać. 














Z Głębi pokoju usłyszałam kroki.  Ktoś wypowiedział moje imię.
- Luna co się dzieje?
< Damon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz