Przejechałem ręką po karku i spojrzałem ukradkiem na dziewczynę.
-Może się przejdziemy?- Zapytałem w końcu.
Mayi jednak nie zareagowała stała i patrzyła się na mnie. Poczułem się
niezręcznie. Powtórzyłem pytanie, nic, cisza. Spojrzałem na nią
zdziwiony i pomachałem jej ręką przed twarzą.
- Halo! Ziemia do Mayi.- powiedziałem z uśmiechem, a dziewczyna dopiero teraz się "obudziła"
-Co?- ,,Spytała'' zaskoczona.
Westchnąłem.
-Pytałem się czy się przejdziemy.- Powiedziałem po raz trzeci i uśmiechnąłem się rozbawiony.
-A. Tak, jasne. - Odparła i skierowała się ku wyjścia. Powiodłem za nią
swoje zdziwione spojrzenie. Mayi orientując się, że za nią nie idę,
odwróciła się i posłała mi pytające spojrzenie.
-Yyy... Nie przebierzesz się?- wskazałem na jej poplamioną czekoladą
koszulkę i krótkie spodenki. Dziewczyna drgnęła jak oparzona i spojrzała
na siebie, po czym wybuchła śmiechem.
- Wybacz. Zapomniałam. Pójdę się przebrać, a ty proszę poczekaj przed
drzwiami, ok?- Nie czekając na moją odpowiedź pobiegła gdzieś.
Pokręciłem zrezygnowany głową i poczekałem na nią. Po jakiś piętnastu
minutach (ile ona potrzebuje czasu na ubranie się?) pojawiła się z
powrotem.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do parku, przez jakieś dwadzieścia
minut spacerowaliśmy w ciszy, aż w końcu kiedy poczułem na sobie kolejne
ciekawskie spojrzenie dziewczyny westchnąłem.
- Aż tak bardzo chcesz wiedzieć?- zapytałem po chwili i spojrzałem na
nią. Mayi odwróciła głowę najwyraźniej zakłopotana, ale milczała.
Wziąłem to za odpowiedź twierdzącą.
-Dobra... - Powiedział, nie wiedząc jak zacząć. - Zanim skończyłem
trzynaście lat mieszkałem z rodzicami i siostrą. Jakiś czas później,
kiedy mnie i Veroniki, bo tak się właśnie nazywała, nie było w domu
ludzie wparli się na nasz teren i podpalili dom. Pożar był ogromny,
strawił przy tym ogromną część lasu, który otaczał naszą posiadłość. W
czasie tego zdarzenia zginęła cała nasza rodzina wraz ze smokami. Moja
smoczyca też przy tym bardzo ucierpiała, jednak nie cieleśnie. W domu
były jej młode, jescze nie wyklute więc nie miały jak się ratować, choć i
tak miałyby małe szanse. - Przerwałem na moment, po czym kontynuowałem.
- Właściwie to, jednak nie to było dla mnie największym ciosem. Kilka
lat temu, kiedy wędrowaliśmy z siostrą na smokach rozpętała się burza.
Veronika nie utrzymała się i spadła z dużej wysokości, jej smok próbując
ją ratować przetrącił sobie kark i zginął. Ona mimo to cudem przeżyła,
jednak uszkodziła sobie przy upadku kręgosłup i jest od tego czasu w
śpiączce. Próbowałem wszystkiego, żeby ją obudzić. Sprowadzałem magów,
którzy przybywali z różnymi zaklęciami i dziwnymi stworzeniami. Nic. Jej
stan się nie zmienił. Postanowiłem więc zaprzestać, bo bałem się, że
tym wszystkim tylko mogę pogorszyć jej stan. Mimo, że staram się z
całych sił to ledwo wiąże koniec z końcem. - Zakończyłem i spojrzałem w
ziemię. Czułem się lepiej, że w końcu mogłem się z kimś tym podzielić,
ale również nienawidziłem się nad sobą użalać.
<Mayi? I mnie nie dręcz więcej >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz