2015/07/15

Od Luny cd. Damona

Przez te 3 dni powoli przypominałam sobie co tu robię.
Dzięki Bogu obecność Damona działała na mnie uspokajająco.
- Za wszystko...- szepnęłam cicho.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko skinął głową.
Patrzyłam w milczeniu jak nalewa sobie alkohol. 
 Nie wiem czemu nagle wpadłam w zły nastrój.
- Jesteś chory..- powiedziałam.
 Damon spojrzał na mnie,
- Jest ze mną dobrze...- powiedział spokojnie nie przerywając nalewania sobie wódki.
- Nie będziesz pił...- Powiedziałam już  lekko poirytowana.
Chłopak spojrzał mi w oczy..
- Luna... Będziesz teraz marudzić?-
Zaczęło mi się robić gorąco. Przez większość czasu zachowywałam się jak kura domowa jednak teraz miarka się przebrała. Spojrzałam na niego wściekle. Teraz w mojej dłoni pojawił się srebrny topór.
- Nie będziesz pił...- wycedziłam przez zaciśnięte zęby po czym zrzuciłam szklanką z wódką prosto w ścianę.
Teraz z twarzy Damona zniknęło całe zdumienie, które przemieniło się w złość.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić a czego nie!- krzyknął mi w twarz.
- Nie?- zaszydziłam z niego..- To patrz...- Podeszłam do wielkiego barku z alkoholem rozwalając toporem wszystko co stanęło na mojej drodze. 
Wina, białe, czerwone, wytrawne i nie wytrawne polały się na wszystkie strony.
Przy okazji rozbiłam ozdobną zastawę sprzed tysięcy lat.
Musiała być bardzo wartościowa. Niestety w tym momencie mnie to nie obchodziło.
- Mam tego dość!- wrzasnęłam na niego. Po czym złapałam ostatnią butelkę z winem i rzuciłam mu prosto w zdrowe ramie.
< Bój się! hahha! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz