Obudziłam się pięknego ranka... tak było przynajmniej dla mnie. Gdy
wyjrzałam za okno zobaczyłam biegnącą przed moim domem Moon. Podeszłam
do drzwi i leniwie je otworzyłam. Sharemon wbiegła i wywaliła się
dopiero na mojej kanapie (która była jakieś 10-20 metrów od drzwi).
Podeszłam do niej leniwie, ponieważ dopiero co wstałam.
-Kobieto! Ogarnij się. Dobrze? Dla mnie ten poranek jest piękny. - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Ranek? Piękny? Chyba dla ciebie. Jest 12:30 po południu! Jest okropna pogoda, a ty mówisz, że jest pięknie?!
-No... tak. - powiedziałam ponieważ zawsze wstawałam o 9:30, a nie o...
12:30 - Ale... zaczekaj, bo nie ogarniam... Zawsze budzik mnie budził.
Zaśmiałyśmy się przez chwilkę, a potem poszłyśmy do mojej sypialni zobaczyć jak był ustawiony budzik.
-Ale co jest nie tak? Przecież jest dobrze ustawiony... Zaczekaj. -
Popatrzyłam się na niego dokładniej. - Aaa! Już wiem! Bateria się
rozładowała... A ja ich więcej nie mam.
-Mam pomysł. - odezwała się - Muszę kupić żywność dla naszych. Muszę z
kimś iść na wypadek jakby coś się stało, albo żeby pomógł mi w noszeniu
tego wszystkiego. - uśmiechnęła się - Wtedy kupisz też swoje baterie.
Bierz portfel i chodź.
Zrobiłam to co mi kazała. Poszłyśmy.
***
Wszystko poszło zgodnie z planem. Miałyśmy wszystko - jedzenie, moje
baterie też. Pieniędzy już nam nie zostało, a przynajmniej mi. Moon
wydała to co miała.
-Moon! - wrzasnęłam, bo coś mi się przypomniało - Nie kupiłyśmy wody...
-Woda! - Walnęła się w głowę - No tak zapomniałyśmy tego! Czułam że czegoś zapomniałyśmy!
<Moon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz