Szłam przez niezwykle piękny las. Wszystko tu było takie spokojne i ciche...i magiczne. Było na co popatrzeć- co chwilę wiewiórki skakały z drzewa na drzewo, ptaszki śpiewały i uczyły się latać... Nagle usłyszałam czyiś głos. Na pewno był to głos dziewczyny. Chyba rozmawiała z kimś... Jednak nikt nie odpowiadał. "Czy to jakaś ludzka wariatka która gada do drzew?"-pomyślałam. Jednak już od paru lat byłam sama i te słowa działały na mnie jak na balsam.
-Halo? Jest tu kto?-krzyknęłam, a mój głos potoczył się echem po lesie, który wcześniej tak mnie urzekał, teraz jednak zaczęłam się go trochę bać. Cisza. Nikt nie odpowiada. Krzyczę jeszcze raz. Nadal nic. Rozmowa dziewczyny umilkła.
- NIE WAŻNE GDZIE JESTEŚ IDĘ DO CIEBIE!!-krzyknęłam. No jak można być takim? Rozwinęłam skrzydła i leciałam. Nie obchodziło mnie że to może być człowiek. W końcu zobaczyłam ją. Wstała jak wryta. Obok stała druga dziewczyna... A, więc to z nią rozmawia... Schowałam skrzydła i bez wahania podeszłam do nich.
-Kim ty jesteś?!-krzyknęła pierwsza, to ją właśnie słyszałam.
-Ja...eee...Peruna.-wyjąkałam.-I przepraszam za ten naskok. Od wielu lat nie nawiązywałam kontaktów.
-Ja Sharemoon. A to Mayia.- pokazała na drugą.-Ale JAK to zrobiłaś?
-Co?
-No słyszałyśmy twoje krzyki i dobiegały z daleka. Nasłuchiwałyśmy czy się nie skradasz ale nic nie było słychać. A ty jakby nigdy nic sobie wychodzisz za drzewa.
-No cóż,nie muszę się skradać,żeby mnie nie słyszano.-odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem.-Kim jesteście?-spytałam.
<Mayia? Moonek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz