Uścisnęłam chłopaka niepewnie. Pomimo tej okropnej pijanej powłoki wydawałsię całkiem... Sympatyczny i miły.
Chciałam wysłuchać jego opowieści, lecz uznałam,że nie nadszedł jeszzcze czas. Nie chciał mówić. Historia Amer była dla mnie ciężka do
opowiedzenia... Komukolwiek. Jednak jemu zaufałam. Poczułam,że mogę powierzyć mu tą
tajemnicę. Dziewczyna była moją
siostrą czułam, że nią dla mnie jest. Chciałam zemsty na tym człowieku. Zemsty.
Byłoby mi lżej. Jednak nie uważałam tego za dobre.
Nie chxiałam się stoczyć. Nie chciałam tak skończyć.
Nie dziś, nie jutrco, nie za tydzień czy rok.
Tajemnica człowieka,który jużteraz pewnie nie zyhe nie
ciekawila mnie zbytnio. Ciekawa byłam tajemnicy jaką skrywał przede
mną chłopak o czarnych jak smoła włosach. Ciekawiły mnie jego oczy pełne zagadkę.
Czy kiedykolwiek je rozwikłam? Stałam tak zamyślona
<Shu?? Jestem na fonie jutro poprawie bledy>
2015/06/30
Od Luny cd. Amber
No cóż czułam się przygnębiona i opuszczona.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam ŻADNYCH znajomych no może prócz Ori, która była... Niezwykła.
Wyszłam więc z domu na krótką przechadzkę.
Poszłam w stronę parku w którym rosły teraz piękne wiśnie.
Nagle natknęłam się na piękną długowłosą dziewczynę w kapturze.
Rozpoznałam, że jest inna. Osobliwa...
Ona chyba także mnie rozpoznała.
Podałam jej rękę.
- Witaj jestem Luna. Dziewczyna księżyca.
- Amber kocie uszy. - zaśmiała się po czym wskazała na swój kaptur.
***
Rozmowa się rozkręcała. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nawet chyba się polubiłyśmy.
Dowiedziałam się, że Ami ma chłopaka o imieniu Iv.
Podobno kiedyś napadł na nią wściekły kruk, który
okazał się jej jedną z najlepszych koleżanek ( Mayia dla tych, którzy nie wiedzą)
Nagle zaczęło lekko padać , więc schowałyśmy się w
dużym drzewie na środku polany.
Nadal się śmiejąc przeczekałyśmy całą ulewę.
Gdy wyszłyśmy powitało nas słoneczko i tęcza. Jednak pomimo tego
byłyśmy całe przemoczone i umazane.
Popatrzyłam lekko na Amber.
Coś się w niej zmieniło jednak nie mogłam zrozumieć co.
Ja także czułam się inaczej.
< Ami?>
Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam ŻADNYCH znajomych no może prócz Ori, która była... Niezwykła.
Wyszłam więc z domu na krótką przechadzkę.
Poszłam w stronę parku w którym rosły teraz piękne wiśnie.
Nagle natknęłam się na piękną długowłosą dziewczynę w kapturze.
Rozpoznałam, że jest inna. Osobliwa...
Ona chyba także mnie rozpoznała.
Podałam jej rękę.
- Witaj jestem Luna. Dziewczyna księżyca.
- Amber kocie uszy. - zaśmiała się po czym wskazała na swój kaptur.
***
Rozmowa się rozkręcała. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nawet chyba się polubiłyśmy.
Dowiedziałam się, że Ami ma chłopaka o imieniu Iv.
Podobno kiedyś napadł na nią wściekły kruk, który
okazał się jej jedną z najlepszych koleżanek ( Mayia dla tych, którzy nie wiedzą)
Nagle zaczęło lekko padać , więc schowałyśmy się w
dużym drzewie na środku polany.
Nadal się śmiejąc przeczekałyśmy całą ulewę.
Gdy wyszłyśmy powitało nas słoneczko i tęcza. Jednak pomimo tego
byłyśmy całe przemoczone i umazane.
Popatrzyłam lekko na Amber.
Coś się w niej zmieniło jednak nie mogłam zrozumieć co.
Ja także czułam się inaczej.
< Ami?>
Od Shu cd. Mayi
Milczałem. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio. Dałem się ponieść
emocjom i tym samym zraniłem praktycznie obcą mi osobę. Palcami pozbyłem
się ostatnich łez i przejechałem dłonią po włosach jak to zwykle miałem
w zwyczaju, gdy nad czymś rozmyślałem. Po chwili odetchnąłem i
wyszeptałem:
-Przepraszam...- Spojrzałem na Mayi i zakłopotany uśmiechnąłem się. Na mojej twarzy już całkowicie znikły ślady poprzedniego wydarzenia i wyglądałem zupełnie tak jak przed przybyciem tutaj.
-Chyba dałem się trochę ponieść emocjom. Dziękuję ci za... Za wszystko. Mimo, że praktycznie mnie nie znasz to pomogłaś mi i... zwierzyłaś się. Mało kto, by tak postąpił. - Powiedziałem szczerze.
Mayi lekko się zarumieniła.
- Przecież nic się nie stało...- "powiedziała" cicho.
- Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki.- Pomyślałem o Veronice, ona też zawsze lubiła wpychać swój nos w nie swoje sprawy, ale zresztą ja też. Ta myśl trochę mnie pocieszyła. Poczułem, że Yuki cały czas nas słuchała i teraz sama próbowała go wesprzeć.
Mayi tylko kiwnęła głową i nagle posmutniała. Nie wiem czemu, ale nagle wstałem i podszedłem do niej po czym ją przytuliłem. Niech sobie nikt nie wiadomo co pomyśli, po prostu czuł, że musi to zrobić i już. Odwdzięczyć się. Pocieszyć... To był tylko taki przyjacielski uścisk nic więcej.
Odsunąłem się zakłopotany i spojrzałem na zaskoczoną dziewczynę. Nagle zrobiło mi się głupio.
<Mayi? BRAK weny mnie dorwał >
-Przepraszam...- Spojrzałem na Mayi i zakłopotany uśmiechnąłem się. Na mojej twarzy już całkowicie znikły ślady poprzedniego wydarzenia i wyglądałem zupełnie tak jak przed przybyciem tutaj.
-Chyba dałem się trochę ponieść emocjom. Dziękuję ci za... Za wszystko. Mimo, że praktycznie mnie nie znasz to pomogłaś mi i... zwierzyłaś się. Mało kto, by tak postąpił. - Powiedziałem szczerze.
Mayi lekko się zarumieniła.
- Przecież nic się nie stało...- "powiedziała" cicho.
- Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki.- Pomyślałem o Veronice, ona też zawsze lubiła wpychać swój nos w nie swoje sprawy, ale zresztą ja też. Ta myśl trochę mnie pocieszyła. Poczułem, że Yuki cały czas nas słuchała i teraz sama próbowała go wesprzeć.
Mayi tylko kiwnęła głową i nagle posmutniała. Nie wiem czemu, ale nagle wstałem i podszedłem do niej po czym ją przytuliłem. Niech sobie nikt nie wiadomo co pomyśli, po prostu czuł, że musi to zrobić i już. Odwdzięczyć się. Pocieszyć... To był tylko taki przyjacielski uścisk nic więcej.
Odsunąłem się zakłopotany i spojrzałem na zaskoczoną dziewczynę. Nagle zrobiło mi się głupio.
<Mayi? BRAK weny mnie dorwał >
Od Mayi cd. Shu
Ten chłopak naprawdę miał jakiś problem.
Podeszłam do niego niepewnie. Nie miałam pojęcia jak zareagować.
Shu miał łzy w oczach. Popatrzyłam zdezorientowana na Morte, która wzruszyła ramionami i się ulotniła.
- Shu... Nie wiem co się stało. Dlaczego pijesz. Czemu teraz płaczesz... Jednak jestem pewna jednego. Możesz mi zaufać. Jednak nie musisz. Nie musisz mówić. Teraz. Możesz przyjść za tydzień, miesiąc, rok albo w ogóle. Wiem jedno. Rozmowa pomaga. - "szepnęłam".
- Nic nie wiesz. Nigdy nie przeżyłaś czegoś takiego.. Nigdy nie czułaś bezradności! Nigdy się tak nie czułaś!- Shu zaczął mnie oskarżać.
- Jesteś tego pewny? Nie wiem co się stało. Jednak mogę się domyślić jak się czujesz. Pamiętasz Amer?- zapytałam
- To ta dziewczyna ze zdjęcia?- zapytał mnie.
Skinęłam głową.
- Opowiem Ci jej krótką historię. Z Amer znałam się od dzieciństwa. Była zawsze pogodna i radosna. Chętnie pomagała innym. Jednak nigdy nie chciała patrzeć spokojnie na cudzą krzywdę. Nie potrafiła się nie angażować tak mocno. Zawsze wściubiała nos tam gdzie nie powinna. . Przez ostatnie tygodnie swojego życia dziewczyna strasznie się zmieniła. Schudła i zaczęła być małomówna. To co się stało pochłonęło ją całkowicie. Zjadało od środka. . Aż do chwili gdy było już za późno. A mogliśmy jej pomóc. Jednak nie zwróciła się ona do nas ze swoim problemem.
Uważała, że sobie poradzi.- "szeptałam"
- Co się stało?- przerwał mi chłopak.
- W sobotnią noc Amer spotkała młodą dziewczynę z którą się zaprzyjaźniła. Dziewczynka jej zaufała i podarowała swoją przyjaźń. Wszystko byłoby dobrze gdyby mała znajoma Amer nie była bita. To właśnie od tego wszystko się zaczęło. Dziewczynka opowiadała co się dzieje u niej w domu. Podobno tatuś wychodził koło południa i wracał wieczorem. Wtedy wpadał w szał. Bił i krzyczał. Oczywiście dziewczynka zabroniła Amer opowiedzenia o jej historii komukolwiek. Mogło to być niebezpieczne. A ona. Głupia posłuchała... Tego dziecka... Gdyby powiedziała wcześniej wszystko by się zmieniło.! Wszystko jakoś się toczyło aż do chwili gdy ojciec dziewczynki wpadł w swój ostatni szał i ją zabił. Wraz z matką i jej młodszym bratem. Przez wiele tygodni Amer milczała starając się poradzić sobie z tą tragedią.- Powiedziała w końcu o wszystkim swoim rodzicom( Za późno) , którzy przekazali to wszystko policji. Jednak ojciec małej dziewczynki w swoim ostatnim ataku zaczął ją szantażować. Napadał na Amer, bił ją aż w końcu zabił.. Jej ciało zakopał.
Nigdy więcej o nim nie słyszeliśmy. Uciekł. Przed swoją karą. Zdążył zabić swoją żonę , córkę, syna i niewinną dziewczynę, która chciała tylko pomóc.
Dowiedziałam się dopiero gdy już jej nie było.
< Ok Jest zagmatwane na maxa>
Podeszłam do niego niepewnie. Nie miałam pojęcia jak zareagować.
Shu miał łzy w oczach. Popatrzyłam zdezorientowana na Morte, która wzruszyła ramionami i się ulotniła.
- Shu... Nie wiem co się stało. Dlaczego pijesz. Czemu teraz płaczesz... Jednak jestem pewna jednego. Możesz mi zaufać. Jednak nie musisz. Nie musisz mówić. Teraz. Możesz przyjść za tydzień, miesiąc, rok albo w ogóle. Wiem jedno. Rozmowa pomaga. - "szepnęłam".
- Nic nie wiesz. Nigdy nie przeżyłaś czegoś takiego.. Nigdy nie czułaś bezradności! Nigdy się tak nie czułaś!- Shu zaczął mnie oskarżać.
- Jesteś tego pewny? Nie wiem co się stało. Jednak mogę się domyślić jak się czujesz. Pamiętasz Amer?- zapytałam
- To ta dziewczyna ze zdjęcia?- zapytał mnie.
Skinęłam głową.
- Opowiem Ci jej krótką historię. Z Amer znałam się od dzieciństwa. Była zawsze pogodna i radosna. Chętnie pomagała innym. Jednak nigdy nie chciała patrzeć spokojnie na cudzą krzywdę. Nie potrafiła się nie angażować tak mocno. Zawsze wściubiała nos tam gdzie nie powinna. . Przez ostatnie tygodnie swojego życia dziewczyna strasznie się zmieniła. Schudła i zaczęła być małomówna. To co się stało pochłonęło ją całkowicie. Zjadało od środka. . Aż do chwili gdy było już za późno. A mogliśmy jej pomóc. Jednak nie zwróciła się ona do nas ze swoim problemem.
Uważała, że sobie poradzi.- "szeptałam"
- Co się stało?- przerwał mi chłopak.
- W sobotnią noc Amer spotkała młodą dziewczynę z którą się zaprzyjaźniła. Dziewczynka jej zaufała i podarowała swoją przyjaźń. Wszystko byłoby dobrze gdyby mała znajoma Amer nie była bita. To właśnie od tego wszystko się zaczęło. Dziewczynka opowiadała co się dzieje u niej w domu. Podobno tatuś wychodził koło południa i wracał wieczorem. Wtedy wpadał w szał. Bił i krzyczał. Oczywiście dziewczynka zabroniła Amer opowiedzenia o jej historii komukolwiek. Mogło to być niebezpieczne. A ona. Głupia posłuchała... Tego dziecka... Gdyby powiedziała wcześniej wszystko by się zmieniło.! Wszystko jakoś się toczyło aż do chwili gdy ojciec dziewczynki wpadł w swój ostatni szał i ją zabił. Wraz z matką i jej młodszym bratem. Przez wiele tygodni Amer milczała starając się poradzić sobie z tą tragedią.- Powiedziała w końcu o wszystkim swoim rodzicom( Za późno) , którzy przekazali to wszystko policji. Jednak ojciec małej dziewczynki w swoim ostatnim ataku zaczął ją szantażować. Napadał na Amer, bił ją aż w końcu zabił.. Jej ciało zakopał.
Nigdy więcej o nim nie słyszeliśmy. Uciekł. Przed swoją karą. Zdążył zabić swoją żonę , córkę, syna i niewinną dziewczynę, która chciała tylko pomóc.
Dowiedziałam się dopiero gdy już jej nie było.
< Ok Jest zagmatwane na maxa>
Od Shu cd. Mayi
Zarumieniłem się i szybko wbiłem wzrok w swoje kolana.
-B-bo ja ten-tego no...- Jąkałem się jak nigdy wcześniej, ale to było głupie.- No..ten...- {Wyduś to z siebie w końcu!} Usłyszałem znudzony głos smoczycy.
-Nie pomagasz.- mruknąłem, a Mayi spojrzała na mnie zdziwiona. Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej. Super. Dzięki Yuki. {Nie ma sprawy} Odpowiedziała wesoło smoczyca. Zacisnąłem dłonie w pięści zdenerwowany, ale szybko się opanowałem.
-Chodzi o to, że... Dziękuję, że mi wcześniej pomogłaś i ten... Przepraszam za moje zachowanie i...no mój wcześniejszy stan i w ogóle...- Wydusiłem w końcu, po czym ukradkiem spojrzałem na Mayi.
Zdziwiła mnie wcześniej tym, że mnie wpuściła i w ogóle, że ze mną rozmawiała. Byłem pewny, że jak tylko tu przyjdę to rzuci we mnie wazonem lub czymś gorszym, a już raz udało mi się nim zaliczyć i wbrew pozorom nie było to wcale przyjemne.
Mayi milczała przez chwilę, po czym uśmiechnęła się promiennie.
-Nie ma sprawy.- "powiedziała", a ja odetchnąłem z ulgi. -Ale powiedz mi proszę dlaczego pijesz? Jak cię pierwszy raz spotkałam to aby nie ty mi mówiłeś, że za bardzo upodabniam się do ludzi?- kontynuowała, a jej towarzyszka uniosła zdziwiona brwi. Westchnąłem. No to super, a miałem nadzieję, że skończy się tylko na przeprosinach, ale nie jak zwykle musiałem się mylić.
-To co innego...- odparłem tylko i odwróciłem wzrok.
-A mi się wydaję, że wręcz przeciwnie. - Odparła lekko zirytowana.
Podniosłem gwałtownie głowę i spojrzałem na nią wściekły. Cofnęła się zaskoczona.
- A czemu cię to w ogóle obchodzi?! To moja sprawa nie twoja!- syknąłem zdenerwowany. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Nagle całe ukrywane przez te wszystkie lata uczucia wyszły na wierzch. Cała moja złość natychmiast zniknęła i zastąpiła ją rozpaczą i bezsilnością. W jednej chwili poczułem się strasznie samotny. Chciałem ponownie zatopić swe smutki w alkoholu. Schowałem twarz w dłoniach bliski płaczu. Nie. Nie mogę się teraz tak nad sobą rozczulać. Mimo to poczułem napływające do oczu łzy. Super. Rozkleił się w cudzym domu, już gorzej nie mogło być...
<Mayi? Resztę pozostawiam tobie XD >
Od Mayi cd. Shu
https://youtu.be/1mjlM_RnsVE ( Wybaczcie mi musiałam< 3 )
Popatrzyłam na chłopaka jak na idiotę.
- Niezłe wejście!- "zaśmiałam" się po czym pomogłam mu wstać.
Właściwie to nie spodziewałam się go.
Świadczył o tym mój wygląd:
Biała za duża koszulka. Była cała ubrudzona czekoladą.
Na sobie miałam tylko krótkie spodenki.( Kurde. To nie brzmi dobrze, nic sb nie myślcie tylko o Mayi! Ona jest... Ona lubi czekoladę! xD ) Włosy spięłam w niechlujnego koka tak, że widać było mi wszystkie czarne pióra.
Chłopak zauważył mój strój. Lekko się zdziwił.
- Ktoś u ciebie jest. Przepraszam....to ja....- zaczął.
Zrobiłam się cała czerwona.
Nikogo u mnie nie ma. Jestem sama. Nie mam nic do roboty. Słucham muzyki.- "Mówiłam" pomiędzy atakami śmiechu. Otworzyłam drzwi na tyle mocno aby było słychać po czym wpuściłam go do domu. ( od tygodni wynajmowałam "dom" w małej kamienicy. W dodatku dzieliłam ją z Morte. Jednak lepsze było to niż nic. )
Gość powoli wszedł.
Witam w naszym królestwie!- " powiedziałam" Po krótkim zamyśleniu zawołałam do Morte aby ściszyła muzykę. Teraz mogłam spokojnie oprowadzić chłopaka po skromnym mieszkaniu.
Gdy doszliśmy do mojego pokoju w , którym było pełno zdjęć chłopak zatrzymał się przy jednym z nich. Było oprawione w ramkę.
Wziął zdjęcie i spojrzał na mnie pytająco.
- To ja i Ametrish- "powiedziałam" rozśmieszona. - Moja przyjaciółka z dawnego życia. Jeszcze przed tym jak tu trafiłam. Jak widzisz zmieniło się dużo w tym i ja sama. - zaśmiałam się jeszcze raz. To była prawda. Zmieniłam się dużo przez te 2 lata. Nie chodziło mi już tu o sam kolor moich włosów tylko o moje nastawienie do tego wszystkiego.
- Niestety Amer już nigdy mnie nie odwiedzi. Została zamordowana. Jednak to już nie ma znaczenia.- powiedziałam a w moim oku pojawiła się łza.
Gdy skończyłam zaparzyłam nam herbaty a Morte nalałam kieliszek wina.
Nagle zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiłam.
- Jestem Mayia Lyn. Dla przyjaciół Mai lub Szina jak wolisz. - "powiedziałam" wyciągając rękę.
- Shu. Shu Van Grothess. - powiedział lekko się uśmiechając.
Uśmiechnęłam się promiennie.
- Co Cię sprowadza Shu?- chciałam brzmieć gościnnie i poważnie jednak w moim stroju nie brzmiało to zbyt... Dobrze.
Byłam zbyt rozbawiająca z tą plamą po czekoladzie.
:)
<Shu? >
Popatrzyłam na chłopaka jak na idiotę.
- Niezłe wejście!- "zaśmiałam" się po czym pomogłam mu wstać.
Właściwie to nie spodziewałam się go.
Świadczył o tym mój wygląd:
Biała za duża koszulka. Była cała ubrudzona czekoladą.
Na sobie miałam tylko krótkie spodenki.( Kurde. To nie brzmi dobrze, nic sb nie myślcie tylko o Mayi! Ona jest... Ona lubi czekoladę! xD ) Włosy spięłam w niechlujnego koka tak, że widać było mi wszystkie czarne pióra.
Chłopak zauważył mój strój. Lekko się zdziwił.
- Ktoś u ciebie jest. Przepraszam....to ja....- zaczął.
Zrobiłam się cała czerwona.
Nikogo u mnie nie ma. Jestem sama. Nie mam nic do roboty. Słucham muzyki.- "Mówiłam" pomiędzy atakami śmiechu. Otworzyłam drzwi na tyle mocno aby było słychać po czym wpuściłam go do domu. ( od tygodni wynajmowałam "dom" w małej kamienicy. W dodatku dzieliłam ją z Morte. Jednak lepsze było to niż nic. )
Gość powoli wszedł.
Witam w naszym królestwie!- " powiedziałam" Po krótkim zamyśleniu zawołałam do Morte aby ściszyła muzykę. Teraz mogłam spokojnie oprowadzić chłopaka po skromnym mieszkaniu.
Gdy doszliśmy do mojego pokoju w , którym było pełno zdjęć chłopak zatrzymał się przy jednym z nich. Było oprawione w ramkę.
Wziął zdjęcie i spojrzał na mnie pytająco.
- To ja i Ametrish- "powiedziałam" rozśmieszona. - Moja przyjaciółka z dawnego życia. Jeszcze przed tym jak tu trafiłam. Jak widzisz zmieniło się dużo w tym i ja sama. - zaśmiałam się jeszcze raz. To była prawda. Zmieniłam się dużo przez te 2 lata. Nie chodziło mi już tu o sam kolor moich włosów tylko o moje nastawienie do tego wszystkiego.
- Niestety Amer już nigdy mnie nie odwiedzi. Została zamordowana. Jednak to już nie ma znaczenia.- powiedziałam a w moim oku pojawiła się łza.
Gdy skończyłam zaparzyłam nam herbaty a Morte nalałam kieliszek wina.
Nagle zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiłam.
- Jestem Mayia Lyn. Dla przyjaciół Mai lub Szina jak wolisz. - "powiedziałam" wyciągając rękę.
- Shu. Shu Van Grothess. - powiedział lekko się uśmiechając.
Uśmiechnęłam się promiennie.
- Co Cię sprowadza Shu?- chciałam brzmieć gościnnie i poważnie jednak w moim stroju nie brzmiało to zbyt... Dobrze.
Byłam zbyt rozbawiająca z tą plamą po czekoladzie.
:)
<Shu? >
Od Shu cd. Mayi
Kiedy dziewczyna się oddaliła westchnąłem i położyłem się na plecach nie zwracając najmniejszej uwagi na dziwne i pogardliwe spojrzenia spacerowiczów. Zakryłem oczy ręką i zamyśliłem się.
- Kurde. W co ja się znowu wpakowałem?!- mruknąłem pod nosem.
Leżałem tak jeszcze przez chwilę po czym chwiejnie wstałem i z bólem głowy skierowałem się do małej restauracji. Po drodze sprawdziłem czy mam jeszcze przy sobie swój portfel i telefon, ale na szczęście obie te rzeczy pozostały na swoim miejscu.
W restauracji zamówiłem sobie jakieś skromne jedzenie, po czym ruszyłem do łazienki. Nawet jeśli jestem facetem nie oznacza to, że muszę wyglądać jak żul, choć pewnie tak się zaprezentowałem w oczach tej dziewczyny. A właśnie zdawało mi się czy ona nie mówiła, znaczy mówiła, ale jakby przez moją głowę... Cholercia jeszcze tego mi brakuje, by ludzie grzebali mi w mózgu. Westchnąłem i spojrzałem na swoje odbicie z odrazą. Czarne włosy były skołtunione i poszarpane, dodatkowo tkwiły w nich jakieś listki, patyki i nie wiadomo co jeszcze. Oczy miałem podkrążone i opuchnięte, jakbym właśnie przepłakał całą noc, a i moje ubranie wyglądało nie lepiej. Wodą i ręcznikiem doprowadziłem swoje włosy do normalnego stanu i podobnie zrobiłem z twarzą, choć pozostały na niej ślady zmęczenia. Z ubraniem było gorzej musiałem wrócić do domu i się przebrać. W pewnym momencie wypadła mi z kieszeni karta od tej dziewczyny. Podniosłem ją zaciekawiony i przeczytałem adres. Wiem, gdzie to jest. I wcale nie jest, aż tak daleko. Właściwie to wypadało, by ją przeprosić i podziękować więc postanowiłem do niej wpaść. Po drodze, jednak kupiłem bukiet niebieskich tulipanów i wstąpiłem do szpitala, by zostawić je w pokoju Veroniki. Na pożegnanie pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.
Z zakłopotaniem stałem przed drzwiami domu, który to według karki miał być miejscem zamieszkania owej dziewczyny. Wziąłem głęboki oddech, lecz zanim zdążyłem zapukać drzwi otworzyły się z rozmachem. Zachwiałem się zaskoczony i pięknie grzmotnąłem w chodnik. Pod niosłem głowę i zobaczyłem dziewczynę ona także patrzyła na mnie zaskoczona, ale także też rozbawiona moją reakcją. Spłonąłem rumieńcem i odwróciłem zmieszany głowę. W co ja się wpakowałem?!
<Mayi?>
Od Shu cd. Morte
-Ja jestem jeźdźcem smoków. Cóż... Przypadkiem. Podróżowałem, aż w końcu
postanowiłem tutaj zamieszkać i usłyszałem o tym miejscu.- W mniejszym
skrócie nie dało się tego powiedzieć. Uśmiechnąłem się do wampirzycy.
-Jesteś jeźdźcem? Zawsze chciałam jakiegoś poznać.- Odparła nagle zaciekawiona.
- No to teraz już znasz. - Powiedziałem wesoło.
- A od kogo usłyszałeś o tym miejscu?- Spojrzała na mnie, ale tym razem jej niepewność powróciła.
-Szczerze posłuchałem jakiegoś maga w barze. Był pijany i gadał od rzeczy, ale powiedział, że istnieje jakieś stowarzyszenie takich jak my. Gdzie ludzie nie mają wstępu.- Odparłem spokojnie. W głowie usłyszałem ciche warczenie. Yuki denerwowała się zawsze, kiedy tylko słyszała słowo "człowiek" i nie trudno jej się dziwić. Teraz pewnie latała, gdzieś daleko stąd w wysokich górach, gdzie nikt jej nie zobaczy.
Dziewczyna kiwnęła tylko głową w odpowiedzi. Po jakimś czasie dotarliśmy.
- No to jesteśmy. To jest Moon. Osoba, której szukałeś. - Pomachała do jakieś dziewczyny, która także odwzajemniła gest.
-Dzięki. Słuchaj, a może spotkamy się potem, kiedy wszystko już załatwię? - Zapytałem lekko zmieszany. Nie miałem żadnego pomysłu jak spędzić dzisiejszy dzień, a nawet polubiłem tę dziewczynę więc wydawało mi się to dobrym pomysł.
- Spoko to pogadamy później.- Pożegnaliśmy się, po czym skierowałem się do Mistrzyni.
Kiedy było już po wszystkim znalazłem dziewczynę w lesie, siedziała na dużej kłodzie i wyglądała na zamyśloną.
-Hej! - przywitałem się.
-Hej - Odparła i uśmiechnęła się - I jak było?- zapytała.
- W porządku przyjęła mnie. Właśnie, bo zapomniałem się wcześniej spytać jak się nazywasz?- Rychło w czas, ale ważne, że w końcu zapytałem.
-Morgana Moretlia Esgertt BlackMorte. A ty?
Zaśmiałem się, gdy usłyszałem jak długie jest jej nazwisko, ale nie dlatego, że się z tego naśmiewał, po prostu było to coś oryginalne, rzadkie dla niego.
-Shu Van Grothess, ale możesz mi mówić Shu. - Uśmiechnąłem się.
-A ty mi Morte.
Usiadłem obok niej.
-Słuchaj... Czy to prawda, że każdy jeździec posiada własnego smoka? - zapytała Morte i spojrzała na mnie zmieszana. Pewnie uważała, że to bardzo oczywiste pytanie, choć moim zdaniem wcale takie nie było.
- Nie. To zależy od tego, gdzie się wychowałeś itd. - Spojrzała na mnie zaskoczona- Są jeźdźcy, którzy nigdy nie będą mieć własnych smoków, ale zamiast tego lepiej posługują się smoczym językiem i mają z nimi lepsze relacje. - Uśmiechnąłem się.
Przyjrzała mi się, po czym zadała kolejne pytanie.
- A ty masz swojego smoka?
- Można tak powiedzieć, choć ja nie uważam jej za swoją własność. Raczej jak najlepszą przyjaciółkę lub siostrę tylko o wiele bliższą.
-A... A mogłabym go zobaczyć? Bo właściwie to nigdy nie widziałam prawdziwego smoka i w ogóle... - Zapytała nieśmiało.
- Pewnie. Yuki uwielbia popisy, ale muszę cię ostrzec, że jest strasznie złośliwa. -Zaśmiałem się i zagwizdałem głośno to był nasz wspólny znak wymyślony przez Yukissę, kiedy była mała.
Po jakiejś minucie oboje mogliśmy usłyszeć mocne uderzanie skrzydeł o powietrze. Niebo przeciął ciemny kształt, który niebezpiecznie szybko zaczął zbliżać się ku nim.
-Yuki nie!- wrzasnąłem wkurzony, ale było już za późno.
Smoczyca rozwarła swoje ogromne szpony, złapała mocno, ale tak, by nie zrobić jej krzywdy,Morte i przycisnęła ją do ziemi. Zbliżyła do jej twarzy swój wielki pysk i ryknęła przeraźliwie głośno, że aż mnie uszy rozbolały.
-W mordę! Ty wielka kupo mięsa! Złaś z niej i to już!!!- wydarłem się. Tylko tego mi brakowało, by własny smok przyprawiał moich znajomych o zawał.
Yuki spojrzała na mnie wkurzona, po czym puściła dziewczynę i odeszła kawałek dalej, by położyć się tyłkiem w moją stronę obrażona. Typowe.
Podbiegłem do wampirzycy i pomogłem jej wstać .
-Przepraszam. Właśnie o to mi chodziło. Ona nie chciała ci nic zrobić, jest łagodna jak baranek. - Yuki spojrzała na mnie oburzona i kłapnęła groźnie paszczą.- Radzę ci się uspokoić! - powiedziałem do niej po czym ponownie spojrzałem na Morte. - Chciała cię tylko trochę postraszyć. Jeszcze raz przepraszam. - powiedziałem i uśmiechnąłem się przepraszająco.
<Morte?>
-Jesteś jeźdźcem? Zawsze chciałam jakiegoś poznać.- Odparła nagle zaciekawiona.
- No to teraz już znasz. - Powiedziałem wesoło.
- A od kogo usłyszałeś o tym miejscu?- Spojrzała na mnie, ale tym razem jej niepewność powróciła.
-Szczerze posłuchałem jakiegoś maga w barze. Był pijany i gadał od rzeczy, ale powiedział, że istnieje jakieś stowarzyszenie takich jak my. Gdzie ludzie nie mają wstępu.- Odparłem spokojnie. W głowie usłyszałem ciche warczenie. Yuki denerwowała się zawsze, kiedy tylko słyszała słowo "człowiek" i nie trudno jej się dziwić. Teraz pewnie latała, gdzieś daleko stąd w wysokich górach, gdzie nikt jej nie zobaczy.
Dziewczyna kiwnęła tylko głową w odpowiedzi. Po jakimś czasie dotarliśmy.
- No to jesteśmy. To jest Moon. Osoba, której szukałeś. - Pomachała do jakieś dziewczyny, która także odwzajemniła gest.
-Dzięki. Słuchaj, a może spotkamy się potem, kiedy wszystko już załatwię? - Zapytałem lekko zmieszany. Nie miałem żadnego pomysłu jak spędzić dzisiejszy dzień, a nawet polubiłem tę dziewczynę więc wydawało mi się to dobrym pomysł.
- Spoko to pogadamy później.- Pożegnaliśmy się, po czym skierowałem się do Mistrzyni.
Kiedy było już po wszystkim znalazłem dziewczynę w lesie, siedziała na dużej kłodzie i wyglądała na zamyśloną.
-Hej! - przywitałem się.
-Hej - Odparła i uśmiechnęła się - I jak było?- zapytała.
- W porządku przyjęła mnie. Właśnie, bo zapomniałem się wcześniej spytać jak się nazywasz?- Rychło w czas, ale ważne, że w końcu zapytałem.
-Morgana Moretlia Esgertt BlackMorte. A ty?
Zaśmiałem się, gdy usłyszałem jak długie jest jej nazwisko, ale nie dlatego, że się z tego naśmiewał, po prostu było to coś oryginalne, rzadkie dla niego.
-Shu Van Grothess, ale możesz mi mówić Shu. - Uśmiechnąłem się.
-A ty mi Morte.
Usiadłem obok niej.
-Słuchaj... Czy to prawda, że każdy jeździec posiada własnego smoka? - zapytała Morte i spojrzała na mnie zmieszana. Pewnie uważała, że to bardzo oczywiste pytanie, choć moim zdaniem wcale takie nie było.
- Nie. To zależy od tego, gdzie się wychowałeś itd. - Spojrzała na mnie zaskoczona- Są jeźdźcy, którzy nigdy nie będą mieć własnych smoków, ale zamiast tego lepiej posługują się smoczym językiem i mają z nimi lepsze relacje. - Uśmiechnąłem się.
Przyjrzała mi się, po czym zadała kolejne pytanie.
- A ty masz swojego smoka?
- Można tak powiedzieć, choć ja nie uważam jej za swoją własność. Raczej jak najlepszą przyjaciółkę lub siostrę tylko o wiele bliższą.
-A... A mogłabym go zobaczyć? Bo właściwie to nigdy nie widziałam prawdziwego smoka i w ogóle... - Zapytała nieśmiało.
- Pewnie. Yuki uwielbia popisy, ale muszę cię ostrzec, że jest strasznie złośliwa. -Zaśmiałem się i zagwizdałem głośno to był nasz wspólny znak wymyślony przez Yukissę, kiedy była mała.
Po jakiejś minucie oboje mogliśmy usłyszeć mocne uderzanie skrzydeł o powietrze. Niebo przeciął ciemny kształt, który niebezpiecznie szybko zaczął zbliżać się ku nim.
-Yuki nie!- wrzasnąłem wkurzony, ale było już za późno.
Smoczyca rozwarła swoje ogromne szpony, złapała mocno, ale tak, by nie zrobić jej krzywdy,Morte i przycisnęła ją do ziemi. Zbliżyła do jej twarzy swój wielki pysk i ryknęła przeraźliwie głośno, że aż mnie uszy rozbolały.
-W mordę! Ty wielka kupo mięsa! Złaś z niej i to już!!!- wydarłem się. Tylko tego mi brakowało, by własny smok przyprawiał moich znajomych o zawał.
Yuki spojrzała na mnie wkurzona, po czym puściła dziewczynę i odeszła kawałek dalej, by położyć się tyłkiem w moją stronę obrażona. Typowe.
Podbiegłem do wampirzycy i pomogłem jej wstać .
-Przepraszam. Właśnie o to mi chodziło. Ona nie chciała ci nic zrobić, jest łagodna jak baranek. - Yuki spojrzała na mnie oburzona i kłapnęła groźnie paszczą.- Radzę ci się uspokoić! - powiedziałem do niej po czym ponownie spojrzałem na Morte. - Chciała cię tylko trochę postraszyć. Jeszcze raz przepraszam. - powiedziałem i uśmiechnąłem się przepraszająco.
<Morte?>
Od Iv'a cd. Aidy
Przechodziłem się właśnie po mrocznej ulicy.
Wokół było dużo mgły.
Nie przeszkadzało mi to jednak potrzebowałem spokoju. Musiałem pomyśleć w samotności. Ostatnio miałem na to coraz mniej czasu.
Skręciłem właśnie w prawą uliczkę gdy nagle zza zakrętu wyskoczyła jakaś ciemna postać.
W mroku nie mogłem rozpoznać jej twarzy.
Jedyne co zdołałem dostrzec to dwa migoczące ,
czerwone "światełka" Dopiero po głębszym zastanowieniu zdałem sobie sprawę, że to nie jest zwykły człowiek.
W żołądku mi się skręcało na samą myśl o tym, że
to może być wampir.
Jednak mimo wielkiego strachu postanowiłem pójść dalej.
Prawie zniknąłem za kolejnym zakrętem gdy usłyszałem:
- Ale, ale gdzie się pan wybiera?- teraz nie miałem wątpliwości.
Za mną stał prawdziwy wampir. I to dość niebezpieczny. Odwróciłem się powoli.
- Kim jesteś?- zapytałem nie patrząc mu w oczy. - mężczyzna podszedł bliżej.
W lekkim świetle latarni mogłem ujrzeć jego twarz w pełnej krasie...
Oczy były przepełnione jakby.... Bólem? Głodem?
- Nie podchodź!- syknąłem na niego.
Jednak pomimo moich słów chłopak nadal się zbliżał. Teraz dzieliło nas niecałe 5 metrów.
- Tris będę Cię potrzebować- wyszeptałem prawie bezgłośnie do mojego smoka.
Jednak nic nie usłyszałem.
Czułem jak wraz z moim smokiem brakuję mi jakiejś części mego serca
< Aida?>
Wokół było dużo mgły.
Nie przeszkadzało mi to jednak potrzebowałem spokoju. Musiałem pomyśleć w samotności. Ostatnio miałem na to coraz mniej czasu.
Skręciłem właśnie w prawą uliczkę gdy nagle zza zakrętu wyskoczyła jakaś ciemna postać.
W mroku nie mogłem rozpoznać jej twarzy.
Jedyne co zdołałem dostrzec to dwa migoczące ,
czerwone "światełka" Dopiero po głębszym zastanowieniu zdałem sobie sprawę, że to nie jest zwykły człowiek.
W żołądku mi się skręcało na samą myśl o tym, że
to może być wampir.
Jednak mimo wielkiego strachu postanowiłem pójść dalej.
Prawie zniknąłem za kolejnym zakrętem gdy usłyszałem:
- Ale, ale gdzie się pan wybiera?- teraz nie miałem wątpliwości.
Za mną stał prawdziwy wampir. I to dość niebezpieczny. Odwróciłem się powoli.
- Kim jesteś?- zapytałem nie patrząc mu w oczy. - mężczyzna podszedł bliżej.
W lekkim świetle latarni mogłem ujrzeć jego twarz w pełnej krasie...
Oczy były przepełnione jakby.... Bólem? Głodem?
- Nie podchodź!- syknąłem na niego.
Jednak pomimo moich słów chłopak nadal się zbliżał. Teraz dzieliło nas niecałe 5 metrów.
- Tris będę Cię potrzebować- wyszeptałem prawie bezgłośnie do mojego smoka.
Jednak nic nie usłyszałem.
Czułem jak wraz z moim smokiem brakuję mi jakiejś części mego serca
< Aida?>
Od Luny cd. Damon
Popchnęłam lekko drzwi po czym weszłam do domu.
Opadłam na łóżko pełna skrajnych emocji.
Tak go kochałam. Tak mu ufałam. A on?
Zrobił coś okropnego. Nie obchodziło mnie czy był to ratunek czy też nie. To było zabójstwo.
Gdy udało mi się troszeczkę uspokoić podeszłam do starego futerału na skrzypce.
- A jednak ich nie wziął- mruknęłam pod nosem po czym otworzyłam.
Wzięłam skrzypce na kolana i dotknęłam delikatnie struny, którą naprawił.
Przymknęłam oczy. Nagle wszystko mi się przypomniało. To jak mi grał, nasze pierwsze spotkanie...
Wspomnienia sprawiały mi ból.
Czułam jak otwarta rana w moim sercu wciąż krwawiła. A najgorsze było to, że nie chciała przestać. Więc szybko zamknęłam futerał i schowałam go w najciemniejszy zakamarek mojego domku.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że wyglądam tragicznie.
Patrząc w lustro ujrzałam lekko zaczerwienione oczy i tusz do rzęs, który teraz znajdował się na całej mojej twarzy.
Gdy na siebie patrzyłam zrozumiałam. Miłość całkowicie mnie pochłonęła. Nie byłam już tą samą waleczną Luną co kiedyś. Teraz nie potrafiłabym nikogo zabić. Stałam się delikatna i płaczliwa.
Jednak pomimo wszystkiego wolałam tą wersję siebie.
Powoli zapadał zmrok. Nie mając nic do roboty położyłam się wcześniej do łóżka myśląc o wydarzeniach poprzedniego dnia.
***
Minął już tydzień. Nawet się nie odezwał. Wystarczyłoby jedno słowo a ja poleciałabym jak młody szczeniak do niego.
Jednak się nie odezwał. Nie zadzwonił, nie pisał.
Może to i lepiej ?
< Damon?>
Opadłam na łóżko pełna skrajnych emocji.
Tak go kochałam. Tak mu ufałam. A on?
Zrobił coś okropnego. Nie obchodziło mnie czy był to ratunek czy też nie. To było zabójstwo.
Gdy udało mi się troszeczkę uspokoić podeszłam do starego futerału na skrzypce.
- A jednak ich nie wziął- mruknęłam pod nosem po czym otworzyłam.
Wzięłam skrzypce na kolana i dotknęłam delikatnie struny, którą naprawił.
Przymknęłam oczy. Nagle wszystko mi się przypomniało. To jak mi grał, nasze pierwsze spotkanie...
Wspomnienia sprawiały mi ból.
Czułam jak otwarta rana w moim sercu wciąż krwawiła. A najgorsze było to, że nie chciała przestać. Więc szybko zamknęłam futerał i schowałam go w najciemniejszy zakamarek mojego domku.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że wyglądam tragicznie.
Patrząc w lustro ujrzałam lekko zaczerwienione oczy i tusz do rzęs, który teraz znajdował się na całej mojej twarzy.
Gdy na siebie patrzyłam zrozumiałam. Miłość całkowicie mnie pochłonęła. Nie byłam już tą samą waleczną Luną co kiedyś. Teraz nie potrafiłabym nikogo zabić. Stałam się delikatna i płaczliwa.
Jednak pomimo wszystkiego wolałam tą wersję siebie.
Powoli zapadał zmrok. Nie mając nic do roboty położyłam się wcześniej do łóżka myśląc o wydarzeniach poprzedniego dnia.
***
Minął już tydzień. Nawet się nie odezwał. Wystarczyłoby jedno słowo a ja poleciałabym jak młody szczeniak do niego.
Jednak się nie odezwał. Nie zadzwonił, nie pisał.
Może to i lepiej ?
< Damon?>
Damon cd. Luna
-Chodź, wracajmy do twojego mieszkania.-powiedziałem patrząc jak kamień wielkości piłki tenisowej rozbija szybę.
Luna krzyknęła.
-Jak chcesz się stąd wydostać?-krzyk tłumu narastał
-Tylnym wyjściem.Chodźmy zanim stracę nad sobą panowanie.
Jakiś facet zaczął się wspinać po ścianie.Podszedłem do okna ,uprzednio wyciągając sztylet zza marynarki.Gdy był już dwadzieścia metrów nad ziemią ,rzuciłem sztylet. Trafił w szyję.Uśmiechałem się patrząc jak bezwładne ciało spada zostawiając na ścianie plamy krwi.Po trzech sekundach dotknęło ziemi z głośnym plasknięciem rozbryzgując dookoła krwawy deszcz.Luna patrzyła na mnie z przerażeniem.Tłum zawył dziko.
-Chodź.-złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę schodów na dach.
Gdy dotarliśmy na dach słońce było w zenicie.Zmrużyłem oczy.Nie lubiłem słońca.
-I co teraz?-spytała przerażona Luna
Wziąłem ją na ręce i rozwinąłem skrzydła.
***
-Nikt cię już nie skrzywdzi.-powiedziałem z mocą
Nie odpowiedziała.Skrywała twarz w dłoniach.
-Tyy go zabiłeś...-powiedziała szlochając
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
-A miałem inne wyjście?Miałem pozwolić aby cię skrzywdził?
Spojrzała na mnie.Rozmazany tusz utworzył pod jej oczami czarne ślady..
-Nie musiałeś go zabijać.
-Co cię obchodzi życie jednego nędznego śmiertelnika?-spytałem znudzony
Objąłem ją, ale mnie odepchnęła.
-Mam odejść?-spytałem
Dziewczyna wskazała mi drzwi palcem.
Westchnąłem głośno.
-Jeśli będziesz chciała mnie zobaczyć , tylko szepnij słowo ,a przybędę .
Odchodząc rzuciłem jej spojrzenie pełne czułości .
<?>
Od Mayi cd Shu
A ja nadal na niego patrzyłam. Kurcze po co mi były kłopoty?
Czy na serio musiałam się pchać?
Serrio?- popatrzyłam na niego. Teraz nie przypominał mi tego przystojnego chłopaka. ( Tylko nie wpadnij w jakiś nałóg komplementów xD xD )
Teraz patrzył na mnie zbolałym, lecz ostrożnym wzrokiem.
Ja także oddaliłam się od niego o krok. Coś we mnie głośno krzyczało:
- Uciekaj! Uciekaj!- Nawet poczułam jak coś mnie pcha przed siebie.
Mimo tego podeszłam powolnym krokiem do chłopaka. Nadal walczyło we mnie wiele skrajnych emocji co do nieznajomego. W dodatku byłam strasznie zawiedziona postacią mojej przyjaciółki.
Usiadłam powolutku na ławce starając się zachować odpowiednią odległość.
Milczałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jedyne co mi przychodziło do głowy to podziękowanie. Pod długim namyślaniu zorientowałam się, że tak będzie najlepiej.
Więc nawet nie myśląc o konsekwencjach mojej paplanino-kinezy " wyszeptałam"
- Dziękuję za pomoc...- chłopak tylko popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem co miało chyba oznaczać, że w tym momencie mało go interesuje moja osoba.
Nie chciał pomocy. Chociaż ja chciałam spłacić swój dług wdzięczności a przy okazji zrozumieć czemu?
Czemu taki fajny, osobliwy chłopak ( przynajmniej tak myślałam ) się stacza? Po co mu to wszystko? Sprawiała mu przyjemność ta wieczna gonitwa? Uciekał od świata w jakim był. Pewnie chciał zapomnieć o czymś.
Tylko ja nie miałam zamiaru szperać mu w zakamarkach jego umysłu. Postanowiłam odejść. Tak było najprościej.
Wstałam z ławki , odeszłam kawałek gdy nagle przypomniały mi się jego własne słowa.
Odwróciłam się i "powiedziałam"
- Pijąc alkohol za bardzo przypominasz ludzi... On nie załatwi twoich problemów. - chłopak ani drgnął. - I jak będziesz potrzebował pomocy to... - zawahałam się. - zwróć się do mnie. - Podeszłam do niego i wsunęłam mu w rękę karteczkę z nazwą ulicy na , której mieszkałam.
< Shu?>
Czy na serio musiałam się pchać?
Serrio?- popatrzyłam na niego. Teraz nie przypominał mi tego przystojnego chłopaka. ( Tylko nie wpadnij w jakiś nałóg komplementów xD xD )
Teraz patrzył na mnie zbolałym, lecz ostrożnym wzrokiem.
Ja także oddaliłam się od niego o krok. Coś we mnie głośno krzyczało:
- Uciekaj! Uciekaj!- Nawet poczułam jak coś mnie pcha przed siebie.
Mimo tego podeszłam powolnym krokiem do chłopaka. Nadal walczyło we mnie wiele skrajnych emocji co do nieznajomego. W dodatku byłam strasznie zawiedziona postacią mojej przyjaciółki.
Usiadłam powolutku na ławce starając się zachować odpowiednią odległość.
Milczałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jedyne co mi przychodziło do głowy to podziękowanie. Pod długim namyślaniu zorientowałam się, że tak będzie najlepiej.
Więc nawet nie myśląc o konsekwencjach mojej paplanino-kinezy " wyszeptałam"
- Dziękuję za pomoc...- chłopak tylko popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem co miało chyba oznaczać, że w tym momencie mało go interesuje moja osoba.
Nie chciał pomocy. Chociaż ja chciałam spłacić swój dług wdzięczności a przy okazji zrozumieć czemu?
Czemu taki fajny, osobliwy chłopak ( przynajmniej tak myślałam ) się stacza? Po co mu to wszystko? Sprawiała mu przyjemność ta wieczna gonitwa? Uciekał od świata w jakim był. Pewnie chciał zapomnieć o czymś.
Tylko ja nie miałam zamiaru szperać mu w zakamarkach jego umysłu. Postanowiłam odejść. Tak było najprościej.
Wstałam z ławki , odeszłam kawałek gdy nagle przypomniały mi się jego własne słowa.
Odwróciłam się i "powiedziałam"
- Pijąc alkohol za bardzo przypominasz ludzi... On nie załatwi twoich problemów. - chłopak ani drgnął. - I jak będziesz potrzebował pomocy to... - zawahałam się. - zwróć się do mnie. - Podeszłam do niego i wsunęłam mu w rękę karteczkę z nazwą ulicy na , której mieszkałam.
< Shu?>
Od Shu cd. Mayi
Poczułem jak ktoś mną szarpię, jednak nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
- Wstawaj! No obudź się! A rano wydawało mi się, że jesteś normalny!- krzyczał jakiś głos w mojej głowie.
Jęknąłem i lekko otwarłem oczy. Ujrzałem zarys jakieś dziewczyny pochylającej się nade mną i panującą wokół niej ciemność.
Westchnąłem głoś i obróciłem się tyłem do dziewczyny i nieświadomie przytuliłem pustą butelkę po piwie.
-Verka... Daj mi spać , jest środek nocy...- wymamrotałem nie zdając sobie nawet sprawy z tego co mówię, po czym poczułem, że "odpływam".
Tuż przed zaśnięciem usłyszałem zdziwiony głos dziewczyny, ale już nie byłem wstanie zrozumieć tego co do mnie mówiła.
Śniło mi się, że idę przez jakąś polanę. Nagle przede mną wylądował jakiś smok. Mówił do mnie, ale słowa były dla mnie niewyraźne i niezrozumiałe. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że ten smok to Yuki. Spojrzałem na nią zdziwiona, a ta powtórzyła coś tym razem już zirytowana. Po chwili słuch poprawił mi się i wreszcie udało mi się ją zrozumieć. Choć już po chwili tęskniłem za poprzednim stanem.
-Ty beznadziejny i głupi człeku. Idioto! Kretynie! - Darła się na mnie smoczyca.- Wstawaj, a jak jeszcze raz dowiem się, że się upiłeś osobiście urwę ci nogi i powieszę je triumfalnie na moim ogonie! Wstawaj!
Otworzyłem gwałtownie oczy i oślepiło mnie jasne światło słoneczne. Jęknąłem i mrużąc oczy rozejrzałem się. Leżałem na małej ławce w jakimś parku, a obok mnie stała ta sama dziewczyna, którą dzisiaj...a raczej wczoraj spotkałem. Tylko co ona tu robiła? Co ja tu robiłem?
-No wreszcie się obudziłeś! Jesteś cięższy niż początkowo myślałam. Z trudem cię tu do wlokłam. - Rozbrzmiał jej głos w mojej głowie, po czym spojrzała na mnie oskarżycielsko.
Próbowałem wstać, ale nagle zakręciło mi się w głowie i poczułem, że chyba dopadł mnie kac. Teraz sobie przypomniałem. Postanowiłem w domu, że napiję się piwa, a potem wyszedłem na spacer i... I nie mam zielonego pojęcia co było dalej. Spojrzałem nie ufnie na dziewczynę, po czym osunąłem się na drugi koniec ławki. Co ona mi zrobiła?
<Mayi?>
2015/06/29
Od Mayi cd. Shu.
Popatrzyłam niepewnie na oddalającą się postać. Byłam jednocześnie skołowana i wdzięczna.
Nie chciałam podchodzić do pakunku. Jednak głód wygrał z własnym zawziętym charakterem.
Podeszłam niepewnie do reklamówki. Rozchyliłam leciutko. Jakby w obawie, że coś może zaraz wybuchnąć mi na twarz. Gdy zorientowałam się jednak, że nie ma tam niczego co mogłoby zagrozić memu życiu, zaczęłam w niej grzebać. Okazało się, że znalazłam w niej trochę jedzenia i jedną puszkę piwa. Wzdrygnęłam się. Nigdy nie piłam i nie miałam zamiaru.
Dziękuję- przekazałam tej osobie w myślach. Jednak nie miałam pewności czy usłyszy co do niego mówię. Mógł być już za daleko.
Po paru minutach wzięłam ze sobą pakunek i poszłam w kierunku domu.
***
Walczyłam ze swoją naturą dzikiego zwierzęcia.
Tym bardziej w obecności znajomych. Nawet Morte tak nie rozprawiała się ze swoją zwierzyną. ( sry Morte :) )
Jednak cóż mogłam poradzić? Mój żołądek potrzebował jedzenia i to w trybie natychmiastowym. Nic więc dziwnego, że pochłaniałam jedzenie jak odkurzacz. Gdy skończyłam nadal czułam się pusta. Odstawiłam talerz i ziewnęłam. Peruna popatrzyła na mnie z przerażeniem.
- Mayia! Co z tobą! Nie byłaś karmiona rok?- wydała się oburzona.
To prawda, nie jadłam od pewnego czasu...- "powiedziałam" cichutko.
Perka pokręciła tylko głową po czym zaproponowała krótki nocny spacer.
Wyszłyśmy z mojego domu po czym skręciłyśmy w sparkling kierując się do centrum miasta.
Uwielbiałyśmy nocne przechadzki. Przy okazji był to czas na króciutkie ploteczki.
A w towarzystwie mojej skrzydlatej przyjaciółki czułam się raźniej.
Gdy skręciłyśmy w czarną uliczkę, gdzie latarnie świeciły delikatnie usłyszałyśmy cichy jęk.
- Mayia słyszałaś to?- syknęła do mnie Peruna, która teraz miała dłoń na rękojeści swojego miecza. I u mnie pokazały się fioletowe miecze.
Gdy poszłyśmy dalej i nagle zauważyłam znajomą postać leżącą pod latarnią.
- Nie podchodź Mayia!- uprzedziła mnie Peruna po czym chciała coś zrobić( co może zrobić anioł?)
Nagle w twarzy pijanego człowieka jaki leżał przed nami ujrzałam chłopaka, którego zobaczyłam rano. Czy aż tak sie stoczył przez jedną noc?
No może nie do końca....
Nic mu nie rób! Nie dotykaj go! On jest taki jak my! - "krzyknęłam" do anielicy.
Dziewczyna się zatrzymała.
- Znasz go?- skinęłam głową.
Widziałam go dziś rano. Pomógł mi..- zaczęłam- Teraz ja mu pomogę.- dodałam po zamyśleniu.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Mayia czyś ty oszalała? On jest pijany! Pianę z ust ! Jeszcze się czymś zarazisz!- wrzasnęła. ( Sry. Perkuniu)
Może i tak...- powiedziałam .- Ale jest tylko pijany. Chyba....- Nachyliłam się do pijanego człowieka, który teraz coś mamrotał coś pod nosem.
Zaczęłam go tarmosić.
Ej Obudź się!- "krzyczałam " do niego.
- To nic nie da. - powiedziała zrezygnowana anielica.- Dobra ja się zmywam- umyła od tego ręce i zniknęła.
Ej!- " krzyknęłam" do niej.
Tak można polegać na swoich znajomych....
< Cała WENA Tu jest. >
Nie chciałam podchodzić do pakunku. Jednak głód wygrał z własnym zawziętym charakterem.
Podeszłam niepewnie do reklamówki. Rozchyliłam leciutko. Jakby w obawie, że coś może zaraz wybuchnąć mi na twarz. Gdy zorientowałam się jednak, że nie ma tam niczego co mogłoby zagrozić memu życiu, zaczęłam w niej grzebać. Okazało się, że znalazłam w niej trochę jedzenia i jedną puszkę piwa. Wzdrygnęłam się. Nigdy nie piłam i nie miałam zamiaru.
Dziękuję- przekazałam tej osobie w myślach. Jednak nie miałam pewności czy usłyszy co do niego mówię. Mógł być już za daleko.
Po paru minutach wzięłam ze sobą pakunek i poszłam w kierunku domu.
***
Walczyłam ze swoją naturą dzikiego zwierzęcia.
Tym bardziej w obecności znajomych. Nawet Morte tak nie rozprawiała się ze swoją zwierzyną. ( sry Morte :) )
Jednak cóż mogłam poradzić? Mój żołądek potrzebował jedzenia i to w trybie natychmiastowym. Nic więc dziwnego, że pochłaniałam jedzenie jak odkurzacz. Gdy skończyłam nadal czułam się pusta. Odstawiłam talerz i ziewnęłam. Peruna popatrzyła na mnie z przerażeniem.
- Mayia! Co z tobą! Nie byłaś karmiona rok?- wydała się oburzona.
To prawda, nie jadłam od pewnego czasu...- "powiedziałam" cichutko.
Perka pokręciła tylko głową po czym zaproponowała krótki nocny spacer.
Wyszłyśmy z mojego domu po czym skręciłyśmy w sparkling kierując się do centrum miasta.
Uwielbiałyśmy nocne przechadzki. Przy okazji był to czas na króciutkie ploteczki.
A w towarzystwie mojej skrzydlatej przyjaciółki czułam się raźniej.
Gdy skręciłyśmy w czarną uliczkę, gdzie latarnie świeciły delikatnie usłyszałyśmy cichy jęk.
- Mayia słyszałaś to?- syknęła do mnie Peruna, która teraz miała dłoń na rękojeści swojego miecza. I u mnie pokazały się fioletowe miecze.
Gdy poszłyśmy dalej i nagle zauważyłam znajomą postać leżącą pod latarnią.
- Nie podchodź Mayia!- uprzedziła mnie Peruna po czym chciała coś zrobić( co może zrobić anioł?)
Nagle w twarzy pijanego człowieka jaki leżał przed nami ujrzałam chłopaka, którego zobaczyłam rano. Czy aż tak sie stoczył przez jedną noc?
No może nie do końca....
Nic mu nie rób! Nie dotykaj go! On jest taki jak my! - "krzyknęłam" do anielicy.
Dziewczyna się zatrzymała.
- Znasz go?- skinęłam głową.
Widziałam go dziś rano. Pomógł mi..- zaczęłam- Teraz ja mu pomogę.- dodałam po zamyśleniu.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Mayia czyś ty oszalała? On jest pijany! Pianę z ust ! Jeszcze się czymś zarazisz!- wrzasnęła. ( Sry. Perkuniu)
Może i tak...- powiedziałam .- Ale jest tylko pijany. Chyba....- Nachyliłam się do pijanego człowieka, który teraz coś mamrotał coś pod nosem.
Zaczęłam go tarmosić.
Ej Obudź się!- "krzyczałam " do niego.
- To nic nie da. - powiedziała zrezygnowana anielica.- Dobra ja się zmywam- umyła od tego ręce i zniknęła.
Ej!- " krzyknęłam" do niej.
Tak można polegać na swoich znajomych....
< Cała WENA Tu jest. >
Od Shu cd. Mayi
Dźwignąłem się z łóżka i spojrzałem na budzik. Było wpół do trzeciej popołudniu. Jęknąłem i podszedłem do lustra, gdzie ujrzałem postać, miała ona rozczochrane, czarne włosy, ciemne wory pod oczami i tępe spojrzenie. Przejechałem ręką po włosach starając się je chociaż trochę doprowadzić do porządku. Obmyłem twarz lodowatą wodą, by pozbyć się z oczu resztek snu, po czym ponownie spojrzałem w swoje odbicie. Teraz nie było już, aż tak źle. Przez ostatni tydzień ogóle nie sypiałem, dopiero wczoraj udało mi się zasnąć, ale niestety stało się to, kiedy odwiedzałem Veronikę. Skończyło się więc na tym, że godzinę później obudziła mnie pielęgniarka i kazała wracać do domu, przy okazji dała mi jakieś tabletki antydepresyjne czy coś takiego. Wyjąłem je z kieszeni tylko po to, by je z powrotem tam włożyć. Otworzyłem lodówkę lecz okazało się, że jest pusta. Świetnie będę musiał iść taki kawał drogi pieszo, lepiej nie może być. Wychodząc nawet nie zamknąłem za sobą drzwi, mało mnie obchodziło czy ktoś się tam włamie czy nie. Mieszkałem w małej, starej i walącej się kamienicy. Miałem tylko dwa małe pokoje, z czego jedno to była łazienka, bo kuchnia składała się właściwie tylko z samej kuchenki i zlewu znajdujących się tuż przy łóżku i szafy na ubrania. Na korytarzu walały się śmieci i zbite butelki po piwie, a tapety na ścianach były zdarte i zapisane jakimiś obelgami tutejszej młodzieży.
W krótce dotarłem na targ. W pierwsze miejsce w jakie wszedłem był sklep z piwem. Zakupiłem kilka butelek już rozmyślając o tym, że spędzę kolejny wieczór na użalaniu się nad sobą przy alkoholu. Pokupowałem jeszcze wiele różnych rzeczy, aż w końcu trawiłem na stoisko z owocami. Wyglądały przepysznie, zamierzałem właśnie podejść i zakupić kilka z nich, kiedy to ujrzałem młodą dziewczynę. Wyróżniała się z pośród tych wszystkich ludzi. Było w niej coś innego, magicznego i może trochę znajomego, choć na pewno nigdy wcześniej jej nie widziałem. W pewnym momencie usłyszałem jak straganiarz mówi, że ktoś go woła, choć ja bym przysiągł, że wcale tak nie było. Jako jeździec smoków mam dostatecznie dobry słuch, znaczy się na pewno lepszy niż ludzie. Kiedy mężczyzna odszedł, dziewczyna sięgnęła pospiesznie po jeden z owoców i pewnie chciała właśnie odejść, kiedy mnie zobaczyła. A zresztą nic dziwnego w końcu stałem jak jakiś idiota i gapiłem się na nią. Kiedy dziewczyna zaczęła uciekać ruszyłem za nią. Nie wiem czemu. Tak po prostu. W końcu dziewczyna zwolniła, najwyraźniej zmęczona. Szarpnąłem ją za ramię i obróciłem w moją stronę. Przez chwilę tylko stałem i patrzyłem na nią, jednak po chwili zmieszany szybko puściłem ją i odwróciłem wzrok. Odchrząknąłem.
-Wybacz.- Mruknąłem.
Łypnęła na mnie groźnie.
-Czego chcesz?- powiedziała poważnie i cofnęła się trochę.
No właśnie, czego ja od niej chciałem? Znowu się w coś wpakowałem.
Położyłem rękę na tyle głowy i uśmiechnąłem się przepraszająco.
-Przepraszam. Chyba cię z kimś pomyliłem - Jedyna wymówka jaka mi wpadła do głowy. Raczej małe szansę, bh uwierzyła.
Odwróciłem się, by odejść, ale po kilku krokach zatrzymałem się i odwróciłem samą głowę, by na nią spojrzeć.
-Wiesz... Kradnąc za bardzo przypominasz ludzi.- Uśmiechnąłem się i zostawiłem dla niej na ziemi pełną siatkę jedzenia. Miałem dostatecznie dużo pieniędzy, by pozwolić sobie na coś takiego, choć nie bardzo było tego po nim widać. Oby tylko nie pomyślała, że się nad nią lituje czy coś takiego, bo to pewnie źle, by dla niego wyszło.
Skierował się z powrotem zamyślony w stronę sklepów.
<Mayi? Ha! I co? Udało mi się jakoś wybrnąć ^^>
Od Iv'a cd. Amber
Uśmiechnąłem się do niej szeroko i wziąłem ją na swoje kolana.
- Mówiłem Ci już kiedyś, że jesteś sensem mojego życia?-
zapytałem ją gdy przytuliła się do mnie.
Zaśmiała się.
Byłem szczęśliwy, że ją poznałem. Powinienem się jej
odwdzięczyć za to, że jest.
Nagle wpadłem na fajny pomysł:
- Może spotkamy się podczas wieczoru smoków?-
zaproponowałem jej.
Dziewczyna lekko zdziwiona skinęła głową.
- To jesteśmy umówieni. - szepnąłem jej do ucha.-
Zabrałem swój plecak , wyskoczyłem przez okno na swojego smoka.
- Tylko ubierz się ładnie!- zdążyłem zawołać.
To jak co tym razem zbroiłeś?- zapytała mnie smoczyca gdy już lecieliśmy przez miasto.
- Właściwie to będziesz mi potrzebna. Chce ją zabrać na festiwal smoków w waszym świecie.- zaproponowałem.
- Chyba zwariowałeś- mruknęła smoczyca.
Festiwal smoków odbywa się co roku w mieście mojej smoczycy.
Wtedy właśnie zmieniały się one w ludzi.
- Nikt nas nie rozpozna spokojnie.- powiedziałem i odlecieliśmy do domu.
< Jak tam ? he he >
- Mówiłem Ci już kiedyś, że jesteś sensem mojego życia?-
zapytałem ją gdy przytuliła się do mnie.
Zaśmiała się.
Byłem szczęśliwy, że ją poznałem. Powinienem się jej
odwdzięczyć za to, że jest.
Nagle wpadłem na fajny pomysł:
- Może spotkamy się podczas wieczoru smoków?-
zaproponowałem jej.
Dziewczyna lekko zdziwiona skinęła głową.
- To jesteśmy umówieni. - szepnąłem jej do ucha.-
Zabrałem swój plecak , wyskoczyłem przez okno na swojego smoka.
- Tylko ubierz się ładnie!- zdążyłem zawołać.
To jak co tym razem zbroiłeś?- zapytała mnie smoczyca gdy już lecieliśmy przez miasto.
- Właściwie to będziesz mi potrzebna. Chce ją zabrać na festiwal smoków w waszym świecie.- zaproponowałem.
- Chyba zwariowałeś- mruknęła smoczyca.
Festiwal smoków odbywa się co roku w mieście mojej smoczycy.
Wtedy właśnie zmieniały się one w ludzi.
- Nikt nas nie rozpozna spokojnie.- powiedziałem i odlecieliśmy do domu.
< Jak tam ? he he >
2015/06/28
Od Luny cd. Damona
- Ja ciebie też.- zaśmiałam się cichutko.
Odpłynęłam z lekka.
Przed moim oczyma ukazała się jakaś postać, która chyba była Damonem.
Delikatnie zakręciło mi się w głowie.
- Upiłeś mnie.- zaśmiałam się gdy już się uspokoiłam.
- Ciebie?- zapytał niewinnym głosikiem.
- Tak mnie.- powiedziałam łobuzersko. W innych okolicznościach droczylibyśmy się dalej, jednak teraz czułam się strasznie samotna i opuszczona.
- Właściwie to powinnaś mi powiedzieć jak to się stało, że cię gonili?- zmienił temat.
Zrelacjonowałam mu wszystko. Włącznie z tym, że nic nie ukradłam. Musieli mnie z kimś pomylić..
Najprawdopodobniej wybrali sobie mnie jako łatwy łup, albo rozpoznali we mnie animaga.
Za oknem nadal było słychać donośne wołania.
Raz nawet ktoś zapukał do drzwi pytając Damona czy mnie nie widział.
Zrobiło się gorąco.
Damon usiadł obok mnie.
- Boję się.- wyszeptałam mu cichutko a po policzku spłynęła mi samotna łza.
Chociaż byłam jakąś tam starą wojowniczką nie czułam się na siłach by walczyć. Byłam bezradna.
Powinnam bronić słabych. Jednak teraz sama się taka okazałam.
< Damon?>
Odpłynęłam z lekka.
Przed moim oczyma ukazała się jakaś postać, która chyba była Damonem.
Delikatnie zakręciło mi się w głowie.
- Upiłeś mnie.- zaśmiałam się gdy już się uspokoiłam.
- Ciebie?- zapytał niewinnym głosikiem.
- Tak mnie.- powiedziałam łobuzersko. W innych okolicznościach droczylibyśmy się dalej, jednak teraz czułam się strasznie samotna i opuszczona.
- Właściwie to powinnaś mi powiedzieć jak to się stało, że cię gonili?- zmienił temat.
Zrelacjonowałam mu wszystko. Włącznie z tym, że nic nie ukradłam. Musieli mnie z kimś pomylić..
Najprawdopodobniej wybrali sobie mnie jako łatwy łup, albo rozpoznali we mnie animaga.
Za oknem nadal było słychać donośne wołania.
Raz nawet ktoś zapukał do drzwi pytając Damona czy mnie nie widział.
Zrobiło się gorąco.
Damon usiadł obok mnie.
- Boję się.- wyszeptałam mu cichutko a po policzku spłynęła mi samotna łza.
Chociaż byłam jakąś tam starą wojowniczką nie czułam się na siłach by walczyć. Byłam bezradna.
Powinnam bronić słabych. Jednak teraz sama się taka okazałam.
< Damon?>
Od Morte cd. Mayi
-To może ja już sobie pójdę.-powiedziałam wstając
-Tak pójdziemy już.-powiedziała Mayia również wstając
Peruna nie odpowiadała zapatrzona w kubek herbaty.
Wyszłyśmy a gdy byłyśmy w bezpiecznej odległości powiedziałam:
-To chyba nie był dobry pomysł.
-Peruna nie przepada za wampirami.
No tak ,a kto je kocha?
-Pójdziemy do mnie?-spytałam
-Tak pójdziemy już.-powiedziała Mayia również wstając
Peruna nie odpowiadała zapatrzona w kubek herbaty.
Wyszłyśmy a gdy byłyśmy w bezpiecznej odległości powiedziałam:
-To chyba nie był dobry pomysł.
-Peruna nie przepada za wampirami.
No tak ,a kto je kocha?
-Pójdziemy do mnie?-spytałam
Damon cd. Luna
Złapałem ją za ramię i wciągnąłem do mieszkania.
Zaprowadziłem ją do salonu.Usiadła na sofie ,a ja dyskretnie spojrzałem za okno.
-Co się stało?-spytałem
-Posądzili mnie o kradzież.
Westchnąłem głośno.
-Nie ma mnie pięć minut ,a ty już pakujesz się w kłopoty?
-Tak jakoś wyszło.Ja niczego nie ukradła.
-Wiem.Wiem.
Wpatrywała się w portret mojego ojca.
-To mój ojciec.-powiedziałem-Napijesz się czegoś?
-Tak herbatę poproszę.
-A może coś mocniejszego?
-No dobrze, jestem taka zdenerwowana.
Nalałem jej whiskey i wrzuciłem kilka kostek lodu.
Podałem jej szklankę ale ona tak jakby odpłynęła.
-Kocham cię wiesz?-powiedziałem wtulając się w jej włosy.
Zaprowadziłem ją do salonu.Usiadła na sofie ,a ja dyskretnie spojrzałem za okno.
-Co się stało?-spytałem
-Posądzili mnie o kradzież.
Westchnąłem głośno.
-Nie ma mnie pięć minut ,a ty już pakujesz się w kłopoty?
-Tak jakoś wyszło.Ja niczego nie ukradła.
-Wiem.Wiem.
Wpatrywała się w portret mojego ojca.
-To mój ojciec.-powiedziałem-Napijesz się czegoś?
-Tak herbatę poproszę.
-A może coś mocniejszego?
-No dobrze, jestem taka zdenerwowana.
Nalałem jej whiskey i wrzuciłem kilka kostek lodu.
Podałem jej szklankę ale ona tak jakby odpłynęła.
-Kocham cię wiesz?-powiedziałem wtulając się w jej włosy.
MorteCDAidy
-Zapłaty?Za co?Za zaciągnięcie mnie do jakiejś cholernej dziury i przystawianiu się do mnie?
Sorry coś ci się pomyliło nie jestem dziwką.
Walnęłam go z całej siły.Zatoczył się i upadł.
Na jego twarz wstąpił gniew .Wstał i ruszył w moim kierunku.Patrzyłam na niego z pogardą.
Miałam już dość tego wszystkiego.
Sorry coś ci się pomyliło nie jestem dziwką.
Walnęłam go z całej siły.Zatoczył się i upadł.
Na jego twarz wstąpił gniew .Wstał i ruszył w moim kierunku.Patrzyłam na niego z pogardą.
Miałam już dość tego wszystkiego.
Od Luny cd. Damona
Zostałam sama. Chłopak zamknął za sobą drzwi.
Poczułam pustkę.
Nasłuchiwałam jak się oddala. Potem usłyszałam trzepot skrzydeł. Odleciał.
Po chwili zeskoczyłam z łóżka. Poszłam sobie zrobić herbatę i przebrać w piżamę.
Po niespełna godzinie leżałam w ciemnym domu w łóżku.
Tak skończył się mój piękny dzień z Damonem.
***
Obudziłam się rano z ręką na sercu. Pełna dobrego przeczucia.
Gdy wstałam zdałam sobie sprawę, że nie byłam na zakupach. Moja półka na jedzenie zionęła pustkami.
No cóż musiałam wybrać się do miasta. Przebrałam się, założyłam moje przezroczyste ponczo z kapturem i wyszłam z domu.
Skierowałam się w sam środek miasta.
Chciałam kupić parę świeżych owoców.
Ludzie się przepychali a wokół mnie przebiegło parę osób uciekających przed wściekłymi sprzedawcami.
Nagle zza moich pleców usłyszałam krzyk:
- Ty! W niebieskim nie ruszaj się! Ty złodziejko. - ktoś krzyczał na mnie. Wystraszona pobiegłam przed siebie uciekając przed fałszywymi oskarżeniami.
Nigdy nic nie ukradłam i nie miałam zamiaru.
Póki miałam czym zapłacić nic nie kradłam.
Biegłam przez ulicę, a za mną biegł jakiś policjant krzycząc:
- Łapcie ją!- Gdy skręciłam w lewo coś złapało mnie za ramię.
< Damon?>
Poczułam pustkę.
Nasłuchiwałam jak się oddala. Potem usłyszałam trzepot skrzydeł. Odleciał.
Po chwili zeskoczyłam z łóżka. Poszłam sobie zrobić herbatę i przebrać w piżamę.
Po niespełna godzinie leżałam w ciemnym domu w łóżku.
Tak skończył się mój piękny dzień z Damonem.
***
Obudziłam się rano z ręką na sercu. Pełna dobrego przeczucia.
Gdy wstałam zdałam sobie sprawę, że nie byłam na zakupach. Moja półka na jedzenie zionęła pustkami.
No cóż musiałam wybrać się do miasta. Przebrałam się, założyłam moje przezroczyste ponczo z kapturem i wyszłam z domu.
Skierowałam się w sam środek miasta.
Chciałam kupić parę świeżych owoców.
Ludzie się przepychali a wokół mnie przebiegło parę osób uciekających przed wściekłymi sprzedawcami.
Nagle zza moich pleców usłyszałam krzyk:
- Ty! W niebieskim nie ruszaj się! Ty złodziejko. - ktoś krzyczał na mnie. Wystraszona pobiegłam przed siebie uciekając przed fałszywymi oskarżeniami.
Nigdy nic nie ukradłam i nie miałam zamiaru.
Póki miałam czym zapłacić nic nie kradłam.
Biegłam przez ulicę, a za mną biegł jakiś policjant krzycząc:
- Łapcie ją!- Gdy skręciłam w lewo coś złapało mnie za ramię.
< Damon?>
Od Mayi cd. Morte
Zachichotałam.
Morte wyglądała teraz jak prawdziwa wampirzyca z filmu o Draculi.
No cóż.
Mnie rozbawiła,czego nie można było powiedzieć o biednej Perunie, która teraz trzymała mocno ściśniętą dłoń na rękojeści swojego miecza.
Uśmiechnęłam się promiennie do mojej starej znajomej po czym zaproponowałam :
- Peruno! Spokojnie ona jest nie groźna. Już ja tego dopilnuję ( zmieniam na kursywę. To znak, że Mayia mówi do was w myślach ). -
Mrugnęłam porozumiewawczo do Morte, która także się zaśmiała.
Po dłuższych przekonywaniach anielica usiadła
nie pewnie na sofie zachowując przesadną odległość między nią a Black.
- Właściwie to powiecie mi co was tu sprowadza?- zainteresowała się Peruna.
Wogóle jej nie poznawałam. Miała ostry i gorzki ton głosu.
W dodatku była chyba znudzona i zła.
Ona także chyba była strasznie
przesądna co do wampirów.
Podobnie jak Moon. Wolały się
trzymać na baczności.
<???>
Morte wyglądała teraz jak prawdziwa wampirzyca z filmu o Draculi.
No cóż.
Mnie rozbawiła,czego nie można było powiedzieć o biednej Perunie, która teraz trzymała mocno ściśniętą dłoń na rękojeści swojego miecza.
Uśmiechnęłam się promiennie do mojej starej znajomej po czym zaproponowałam :
- Peruno! Spokojnie ona jest nie groźna. Już ja tego dopilnuję ( zmieniam na kursywę. To znak, że Mayia mówi do was w myślach ). -
Mrugnęłam porozumiewawczo do Morte, która także się zaśmiała.
Po dłuższych przekonywaniach anielica usiadła
nie pewnie na sofie zachowując przesadną odległość między nią a Black.
- Właściwie to powiecie mi co was tu sprowadza?- zainteresowała się Peruna.
Wogóle jej nie poznawałam. Miała ostry i gorzki ton głosu.
W dodatku była chyba znudzona i zła.
Ona także chyba była strasznie
przesądna co do wampirów.
Podobnie jak Moon. Wolały się
trzymać na baczności.
<???>
Od Damona cd. Luna
Spojrzałem na nią z uśmiechem.Nie spodziewałem się ,że tak bardzo się w to zaangażowała.
Myślałem ,że jest mną tylko zafascynowana.A to chyba jednak coś więcej.
Ale czy to dla niej bezpieczne?Miałem wątpliwości.Czy ta biała słabiutka duszyczka może zostać splamiona mrokiem?Przeze mnie?Czy mogę do tego dopuścić?Czy mogę być aż takim egoistą?
Tyle pytań tak mało odpowiedzi.
Luna spała w moich ramionach.Była taka piękna i niewinna.Nigdy nie poznałem kogoś takiego jak ona.Nadała sens mojemu życiu.Pogładziłem ją po policzku.
-Damon?-szepnęła otwierając oczy.
-Tak?
-Zasnęłam?
-Tak.Nie chciałem cię budzić.
Uśmiechnęła się.
Wstała i spojrzała w moim kierunku.
-Kogoś mi przypominasz.
-Kogo?-spytałem zaskoczony
-Jesteś podobny do Morte.
-Morte?
-Morgana Mortelia BlackMorte
-Tak.To moja daleka krewna.
Że też musiała to dostrzec.
Usiadła mi na kolanach.
-Skąd masz tą bliznę na twarzy?-spytała-wczoraj jej nie miałeś.
-Ukrywam ją zaklęciem.
Nie chciałem o tym rozmawiać.
-Muszę już iść.Do zobaczenia.-pocałowałem ją w czoło.
Od Dhirena cd. Aidy
Obudziłem się sam. Nie wiem, dlaczego mnie to dziwiło. Miejsce obok mnie
było już zimne. Czego ja się spodziewałem? Podciągnąłem się z trudem,
krzywiąc, gdy zaschnięta krew zaczęła pękać pod wpływem ruchu. Pomacałem
się po kieszeni spodni i z ulgą stwierdziłem, że mam przy sobie
komórkę. Niech tylko jeszcze jakimś cudem działa... Wyciągnąłem ją i
zadowolony stwierdziłem, że mogę z niej dzwonić. Sam nie wiem, jak to
było możliwe, ale poza zbitym digitizerem i startym rogiem wszystko było
w porządku. Znalazłem na liście szybkiego wyboru Annie i zadzwoniłem do
niej.
- Dhi? Gdzie ty jesteś, klient już do mnie dzwonił trzy razy? Ile ja ci mam razy powtarzać, że... - tak, też sie cieszę, że cię słyszę...
- Annie, słuchaj. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale poodwołuj wszystkie spotkania, znajdź rybom nowe zbiorniki i zajmij się domem. Znowu mnie znaleźli i musiałem uciekać - oznajmiłem, przerywając jej. Annie była jedną z niewielu osób, która wiedziała o Rakyo, mojej przeszłosci i czyjejś obsesji na moim punkcie.
- Ale jak to? Teraz, jak zaczynaliśmy wyrabiać sobie renomę? Wiesz, że będziesz musiał ustawiać się od zera... gdzie ty w ogóle jesteś? - głos w słuchawce był bardzo zirytowany. Zauważyłem, że do pokoju wszedł mój nowy gospodarz z pełną tacą w ręku. Uśmiechnąłem się lekko do niego. - An, ja muszę kończyć, nie jestem zbytnio wolny. Sprzedaj wszystko, tak jak ci mówiłem. Załatwię tu jakiś adres i ci go przekażę, to zamówisz mi przez internetcoś do ubrania i tyle, reszta kasy jest dla ciebie.
- I jak ty zamieszasz sam sobie dać radę, co? Nie pamiętasz, jak cię spotkałam? - wiedziałem, że kobieta zaczyna tracić cierpliwość, więc powinienem się jak najszybciej rozłączyć.
- Pamiętam. Ale tym razem będzie inaczej, zobaczysz. Zawsze mogę poza serwisem zatrudnić się jeszcze do jakiegoś baru jako pianista. Dobra, ja muszę już kończyć, czekaj na sms'a z adresem. Acha, i jakby coś, to załatw mi też parę kosmetyków i tresek, kobiecy wygląd da mi więcej czasu. Dzięki, kocham cię - rozłączyłem się zanim zdąrzyła cokolwiek odpowiedzieć.
- Kto to był? - spytał mężczyzna sucho, stawiając przede mną tacę. Wyraźnie nie podobało mu się moje ostatnie zdanie, ale nie mogłem nic na to poradzić.
- Annie, organizowała mi pracę i mieszkanie w ostatnim mieście. A co? - gdy przez dłuższy czas nie otrzymałem odpowiedzi bardziej konkretnej jak intensywne wpatrywanie się we mnie tymi czerwonymi oczami, westchnąłem. - Nic mnie z nią nie łączy, jest po czterdziestce, ma męża, dwie córki i kota, a przede wszystkim, jest kobietą. I to w typie starej, zrzędliwej ciotki - pewna myśl przeszła mi przez głowę. Z lekkim trudem przełożyłem nogi za łóżko i usiadłem prosto. - A właściwie, to jeszcze nie miałem jeszcze nawet okazji pożądnie się przedstawić. Jestem Dhiren. Dhiren Saghuya, pierwszy syn trzeciej konkubiny na dworze maharadży Rimahada. A przynajmniej byłem, teraz już tylko włuczę się od miejsca do miejsca w zależności od tego, na ile długo mam spokój od pogoni - skłoniłem się na tyle nisko, na ile pozwalał mi na to mój stan.
- J-jasne... Ja jestem Aida Daichi z bardzo nieciekawym rodowodem. To znalazłeś się tutaj uciekając przed tą "pogonią", tak? A kto cię w ogóle szuka? - wydawało mi się, że dla mężczyzny opowiadam o ciekawym scenariuszu filmu akcji, a nie o sobie.
- Konkretnie nie wiem. Ale mają coś wspólnego z emirem, który zabił moje plemię. W większości to ludzie, ale posiadają na swoich usługach kilka smoków, czy mthwl (< motahołl>w arabskim مثول - zmienny). Więcej nie wiem - przyznałem. - To... masz tu może jakieś kontakty? Bo wolałbym jak najszybciej znaleźć sobie pracę i osiąść na względnie swoim gruncie. Na razie z wodą pracować raczej nie mogę, więc serwisem akwariów zajmę się dopiero potem, ale grać mogę przy pewnych środkach ostrożności. - popatrzyłem wyczekująco na Aidę.
<Aida?>
- Dhi? Gdzie ty jesteś, klient już do mnie dzwonił trzy razy? Ile ja ci mam razy powtarzać, że... - tak, też sie cieszę, że cię słyszę...
- Annie, słuchaj. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale poodwołuj wszystkie spotkania, znajdź rybom nowe zbiorniki i zajmij się domem. Znowu mnie znaleźli i musiałem uciekać - oznajmiłem, przerywając jej. Annie była jedną z niewielu osób, która wiedziała o Rakyo, mojej przeszłosci i czyjejś obsesji na moim punkcie.
- Ale jak to? Teraz, jak zaczynaliśmy wyrabiać sobie renomę? Wiesz, że będziesz musiał ustawiać się od zera... gdzie ty w ogóle jesteś? - głos w słuchawce był bardzo zirytowany. Zauważyłem, że do pokoju wszedł mój nowy gospodarz z pełną tacą w ręku. Uśmiechnąłem się lekko do niego. - An, ja muszę kończyć, nie jestem zbytnio wolny. Sprzedaj wszystko, tak jak ci mówiłem. Załatwię tu jakiś adres i ci go przekażę, to zamówisz mi przez internetcoś do ubrania i tyle, reszta kasy jest dla ciebie.
- I jak ty zamieszasz sam sobie dać radę, co? Nie pamiętasz, jak cię spotkałam? - wiedziałem, że kobieta zaczyna tracić cierpliwość, więc powinienem się jak najszybciej rozłączyć.
- Pamiętam. Ale tym razem będzie inaczej, zobaczysz. Zawsze mogę poza serwisem zatrudnić się jeszcze do jakiegoś baru jako pianista. Dobra, ja muszę już kończyć, czekaj na sms'a z adresem. Acha, i jakby coś, to załatw mi też parę kosmetyków i tresek, kobiecy wygląd da mi więcej czasu. Dzięki, kocham cię - rozłączyłem się zanim zdąrzyła cokolwiek odpowiedzieć.
- Kto to był? - spytał mężczyzna sucho, stawiając przede mną tacę. Wyraźnie nie podobało mu się moje ostatnie zdanie, ale nie mogłem nic na to poradzić.
- Annie, organizowała mi pracę i mieszkanie w ostatnim mieście. A co? - gdy przez dłuższy czas nie otrzymałem odpowiedzi bardziej konkretnej jak intensywne wpatrywanie się we mnie tymi czerwonymi oczami, westchnąłem. - Nic mnie z nią nie łączy, jest po czterdziestce, ma męża, dwie córki i kota, a przede wszystkim, jest kobietą. I to w typie starej, zrzędliwej ciotki - pewna myśl przeszła mi przez głowę. Z lekkim trudem przełożyłem nogi za łóżko i usiadłem prosto. - A właściwie, to jeszcze nie miałem jeszcze nawet okazji pożądnie się przedstawić. Jestem Dhiren. Dhiren Saghuya, pierwszy syn trzeciej konkubiny na dworze maharadży Rimahada. A przynajmniej byłem, teraz już tylko włuczę się od miejsca do miejsca w zależności od tego, na ile długo mam spokój od pogoni - skłoniłem się na tyle nisko, na ile pozwalał mi na to mój stan.
- J-jasne... Ja jestem Aida Daichi z bardzo nieciekawym rodowodem. To znalazłeś się tutaj uciekając przed tą "pogonią", tak? A kto cię w ogóle szuka? - wydawało mi się, że dla mężczyzny opowiadam o ciekawym scenariuszu filmu akcji, a nie o sobie.
- Konkretnie nie wiem. Ale mają coś wspólnego z emirem, który zabił moje plemię. W większości to ludzie, ale posiadają na swoich usługach kilka smoków, czy mthwl (< motahołl>w arabskim مثول - zmienny). Więcej nie wiem - przyznałem. - To... masz tu może jakieś kontakty? Bo wolałbym jak najszybciej znaleźć sobie pracę i osiąść na względnie swoim gruncie. Na razie z wodą pracować raczej nie mogę, więc serwisem akwariów zajmę się dopiero potem, ale grać mogę przy pewnych środkach ostrożności. - popatrzyłem wyczekująco na Aidę.
<Aida?>
Od Luny cd. Damona
Przygryzłam dolną wargę. Nigdy nie byłam dobra w mówieniu
o tym co czuję. W szczególności osobą , które darzyłam...
Większym zaufaniem, przyjaźnią niż powinnam.
Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł. " Pokaże mu."
Złapałam go za ręce.
- Chcesz wiedzieć?- zapytałam go.
Chłopak skinął głową.
Dotknęłam jego ręki od zewnętrznej strony i delikatnie
pogładziłam. Damon delikatnie przymknął oczy. Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej niż zazwycza
j. Te jego miny... Rozbrajał mnie kompletnie.
Najgorsze było to, że nie mogłam nad tym zapanować, nad tym
głupim uśmiechem, który nosiłam odtąd kiedy go poznałam.
Gładziłam go dalej po ręce.
Tak było mi najprościej nawiązać z nim więź. Gdy już wiedziałam,
że jesteśmy powiązani umysłami. Pokazałam mu...
" W mojej głowie pojawił się kompletny chaos. Gdy spojrzałam Ci po raz pierwszy w oczy czułam się zagubiona i wystraszona. Szczerze powiedziawszy przez całe moje dotychczasowe życie nasłuchałam się wielu bardzo złych rzeczy o upadłych. Słyszałam, że to zabójcy, że nie powinnam się do nich zbliżać. W końcu dałam sobie przerobić mózg. Dlatego chciałam uciec. Jednak gdy spojrzałam Ci w oczy. - W tym momencie dotknęłam policzka Damona.- Zrozumiałam, że jednak może uda mi się nawiązać tą więź. Nie żałuję, że Cię poznałam i jak dotąd nie chce o tym zapomnieć"-
< Damon? Wena się kończy xD >
o tym co czuję. W szczególności osobą , które darzyłam...
Większym zaufaniem, przyjaźnią niż powinnam.
Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł. " Pokaże mu."
Złapałam go za ręce.
- Chcesz wiedzieć?- zapytałam go.
Chłopak skinął głową.
Dotknęłam jego ręki od zewnętrznej strony i delikatnie
pogładziłam. Damon delikatnie przymknął oczy. Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej niż zazwycza
j. Te jego miny... Rozbrajał mnie kompletnie.
Najgorsze było to, że nie mogłam nad tym zapanować, nad tym
głupim uśmiechem, który nosiłam odtąd kiedy go poznałam.
Gładziłam go dalej po ręce.
Tak było mi najprościej nawiązać z nim więź. Gdy już wiedziałam,
że jesteśmy powiązani umysłami. Pokazałam mu...
" W mojej głowie pojawił się kompletny chaos. Gdy spojrzałam Ci po raz pierwszy w oczy czułam się zagubiona i wystraszona. Szczerze powiedziawszy przez całe moje dotychczasowe życie nasłuchałam się wielu bardzo złych rzeczy o upadłych. Słyszałam, że to zabójcy, że nie powinnam się do nich zbliżać. W końcu dałam sobie przerobić mózg. Dlatego chciałam uciec. Jednak gdy spojrzałam Ci w oczy. - W tym momencie dotknęłam policzka Damona.- Zrozumiałam, że jednak może uda mi się nawiązać tą więź. Nie żałuję, że Cię poznałam i jak dotąd nie chce o tym zapomnieć"-
< Damon? Wena się kończy xD >
Od Aidy cd. Dhirena
Myślałem nad tym jak go pocieszyć. Nic nie mogłem wymyślić. Pozostało mi
tylko gładzenie go po plecach i wysłuchiwanie, jak szlocha. Po kilku
dłuższych chwilach usnął wtulony w moje ramiona. Ostrożnie, starając się
nie obudzić chłopaka położyłem się obok niego. Pogładziłem ręką po jego
policzku na który padał blask księżyca. Przeszedł go dreszcz. Nadal
spał. Czułem, że on nie będzie tylko na kilka nocek. Moje myśli i
pragnienia w stosunku do niego drastycznie uległy zmianie.
- Nawet nie wiem jak masz na imię... - wyszeptałem cicho.
- Dhiren. - odpowiedział równie cicho jak ja powiedziałem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Na parę sekund otworzył oczy by zobaczyć moją twarz po czym znowu je zamknął i jeszcze mocniej wtulił się w moją klatkę piersiową. Obaj zasnęliśmy.
Następnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie. W moich ramionach nadal spał Dhiren. Wypełzłem z łóżka a następnie z domu starając się nie robić większego hałasu. Pobiegłem do sklepu po śniadanie. Kupiłem kilka rogalików, truskawek, mleko, kakao w proszku, gustowny kubeczek w groszki, goździki w doniczce. Dla mnie i dla smoka kupiłem pięć królików w zoologicznym. Szybko po skończeniu zakupów pobiegłem do domu naszykować śniadanie dla Dhirena, który, mam nadzieję, jeszcze czekał na mnie w łóżku i nigdzie nie miał zamiaru się wybrać. Nie chciałem, żeby tak szybko odszedł. Na szczęście przechodząc obok garażu słyszałem jak jakieś zwierzę demoluje go od środka. Było dobrze. Wleciałem do domu i zabrałem się za przygotowywanie posiłku mojego lubego.
- Wygląda smacznie - stwierdziłem. - Aww teraz tylko śniadanko dla mnie i smoczka.
Wyjąłem mój sprzęt do upuszczania krwi. Gdy szklanka stała się już pełna zaniosłem nieżywe już króliki smokowi.
- Sory, stary. Nie pobawisz się już z nimi.
Wróciłem do kuchni po tacę z jedzeniem. Podekscytowany ruszyłem w stronę sypialni.
<Dhiren?>
- Nawet nie wiem jak masz na imię... - wyszeptałem cicho.
- Dhiren. - odpowiedział równie cicho jak ja powiedziałem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Na parę sekund otworzył oczy by zobaczyć moją twarz po czym znowu je zamknął i jeszcze mocniej wtulił się w moją klatkę piersiową. Obaj zasnęliśmy.
Następnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie. W moich ramionach nadal spał Dhiren. Wypełzłem z łóżka a następnie z domu starając się nie robić większego hałasu. Pobiegłem do sklepu po śniadanie. Kupiłem kilka rogalików, truskawek, mleko, kakao w proszku, gustowny kubeczek w groszki, goździki w doniczce. Dla mnie i dla smoka kupiłem pięć królików w zoologicznym. Szybko po skończeniu zakupów pobiegłem do domu naszykować śniadanie dla Dhirena, który, mam nadzieję, jeszcze czekał na mnie w łóżku i nigdzie nie miał zamiaru się wybrać. Nie chciałem, żeby tak szybko odszedł. Na szczęście przechodząc obok garażu słyszałem jak jakieś zwierzę demoluje go od środka. Było dobrze. Wleciałem do domu i zabrałem się za przygotowywanie posiłku mojego lubego.
- Wygląda smacznie - stwierdziłem. - Aww teraz tylko śniadanko dla mnie i smoczka.
Wyjąłem mój sprzęt do upuszczania krwi. Gdy szklanka stała się już pełna zaniosłem nieżywe już króliki smokowi.
- Sory, stary. Nie pobawisz się już z nimi.
Wróciłem do kuchni po tacę z jedzeniem. Podekscytowany ruszyłem w stronę sypialni.
<Dhiren?>
Od Aidy cd. Morte
Kolejna wymówka. Nie mogłem się powstrzymać, żeby do niej nie podejść, i nie zagadać.
- Pokażesz mi okolicę? - powiedziałem to tak zachęcająco, że nie było szans na odmówienie mi.
Przechodziliśmy się po mieście. Dziewczyna prowadziła mnie krętymi uliczkami miasta, które już dobrze znałem.
- O, może wejdziemy do jednej z restauracji?
Chwyciłem dziewczynę za rękę i wciągnąłem do restauracji staruszków. Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Podeszła do na siwa babcia.
- Witam, drogie dzieci. Co byście zjedli? Dzisiaj polecamy świeże ośmiornice. - Staruszka ciepło uśmiechnęła się. Zerknąłem w stronę mojej towarzyszki. Wyglądała jakby chciała uciekać. Zanim zdążyła otworzyć usta i wypowiedzieć pomyślane słowa, zamówienie było złożone.
- Przepraszam. Jadłem już rano. Ale ty wyglądasz tak mizernie, blado, że duża porcja ośmiornic nada ci pięknego kolorku.
Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę. Wyglądała jakby chciała mnie zamordować tu i teraz. Posłałem w jej stronę zniewalający uśmieszek. Żeby urocza osóbka nie uciekła, zacząłem przesuwać stolik do ściany.
- Co ty do cholery jasnej wyprawiasz? - spytała zaskoczona moimi poczynaniami.
- No a nie widać? Robię przejście dla ewentualnej osoby, która chciałaby się przejść do tej ściany - brzmiało sensownie. Skończyłem moją pracę.
- No. Teraz możemy spokojnie siedzieć i nie bać się o twoje bezpieczeństwo, że w trakcie ucieczki mogłaby cię potrącić ciężarówka z dostawą sklepową.
Morte wstała. Chciała uciekać. Złapałem ją za biodra i jednym ruchem posadziłem z powrotem na krzesełko. Warknęła.
- Tutaj nie ma toalety, kotku. - Znów przesłodki uśmieszek pojawił się na mojej twarzy. Przysunąłem krzesełko bliżej niej. Mocno przytuliłem. Dziewczyna zaczęła się wyrywać. Nie krzyczała. Chyba nie chciała zwracać większej uwagi. Może miała jakieś złe doświadczenia ze szkolną sceną.... Może była złą aktorką... Tego nie wiem.
Zauważyłem jak do naszego stolika mknie babcia z jedzonkiem. Rozluźniłem mój uścisk. Schyliłem głowę, aby sięgnąć ustami jej ust. Pocałowałem ją namiętnie. Dziewczyna natychmiast wyrwała się. Dostałem w twarz. W jej oczach widziałem jak we wnętrzu buzuje jej krew. Odepchnęła stolik tak mocno, że aż się przewrócił. Przypominam, że wszystko działo się na oczach starszej pani, która już dawno nie miała tacy w dłoniach, tylko przed swoimi stopami. Morte biegła do drzwi. Ruszyłem w pościg. Dogoniłem ją tuż przy drzwiach wyjściowych. Mocno chwyciłem za jej rękę. Pisnęła.
- Wracaj. Jak ty się zachowujesz!? Z grzeczności zaprosiłem cię do restauracji i kupuję dla ciebie danie dnia.
Myślałaś, że nie będę chciał zapłaty?
<Morte? [=
Nie spodziewałaś się czegoś takiego?>
- Pokażesz mi okolicę? - powiedziałem to tak zachęcająco, że nie było szans na odmówienie mi.
Przechodziliśmy się po mieście. Dziewczyna prowadziła mnie krętymi uliczkami miasta, które już dobrze znałem.
- O, może wejdziemy do jednej z restauracji?
Chwyciłem dziewczynę za rękę i wciągnąłem do restauracji staruszków. Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Podeszła do na siwa babcia.
- Witam, drogie dzieci. Co byście zjedli? Dzisiaj polecamy świeże ośmiornice. - Staruszka ciepło uśmiechnęła się. Zerknąłem w stronę mojej towarzyszki. Wyglądała jakby chciała uciekać. Zanim zdążyła otworzyć usta i wypowiedzieć pomyślane słowa, zamówienie było złożone.
- Przepraszam. Jadłem już rano. Ale ty wyglądasz tak mizernie, blado, że duża porcja ośmiornic nada ci pięknego kolorku.
Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę. Wyglądała jakby chciała mnie zamordować tu i teraz. Posłałem w jej stronę zniewalający uśmieszek. Żeby urocza osóbka nie uciekła, zacząłem przesuwać stolik do ściany.
- Co ty do cholery jasnej wyprawiasz? - spytała zaskoczona moimi poczynaniami.
- No a nie widać? Robię przejście dla ewentualnej osoby, która chciałaby się przejść do tej ściany - brzmiało sensownie. Skończyłem moją pracę.
- No. Teraz możemy spokojnie siedzieć i nie bać się o twoje bezpieczeństwo, że w trakcie ucieczki mogłaby cię potrącić ciężarówka z dostawą sklepową.
Morte wstała. Chciała uciekać. Złapałem ją za biodra i jednym ruchem posadziłem z powrotem na krzesełko. Warknęła.
- Tutaj nie ma toalety, kotku. - Znów przesłodki uśmieszek pojawił się na mojej twarzy. Przysunąłem krzesełko bliżej niej. Mocno przytuliłem. Dziewczyna zaczęła się wyrywać. Nie krzyczała. Chyba nie chciała zwracać większej uwagi. Może miała jakieś złe doświadczenia ze szkolną sceną.... Może była złą aktorką... Tego nie wiem.
Zauważyłem jak do naszego stolika mknie babcia z jedzonkiem. Rozluźniłem mój uścisk. Schyliłem głowę, aby sięgnąć ustami jej ust. Pocałowałem ją namiętnie. Dziewczyna natychmiast wyrwała się. Dostałem w twarz. W jej oczach widziałem jak we wnętrzu buzuje jej krew. Odepchnęła stolik tak mocno, że aż się przewrócił. Przypominam, że wszystko działo się na oczach starszej pani, która już dawno nie miała tacy w dłoniach, tylko przed swoimi stopami. Morte biegła do drzwi. Ruszyłem w pościg. Dogoniłem ją tuż przy drzwiach wyjściowych. Mocno chwyciłem za jej rękę. Pisnęła.
- Wracaj. Jak ty się zachowujesz!? Z grzeczności zaprosiłem cię do restauracji i kupuję dla ciebie danie dnia.
Myślałaś, że nie będę chciał zapłaty?
<Morte? [=
Nie spodziewałaś się czegoś takiego?>
Od Damona cd. Luny
DamonCDLuna
Otworzyłem futerał.W środku były skrzypce wykonane z drewna lipowego.Jedna ze strun była pęknięta.Zamknąłem oczy i dotknąłem struny.Po kilku sekundach zerwane końce złączyły się.
-Wow.-powiedziała z uznaniem
-To nic nadzwyczajnego.-powiedziałem
-Zagraj coś proszę.-powiedziała z miną szczeniaczka
-Nic za darmo.
-To znaczy?-powiedziała przestraszona
-Za jeden pocałunek zagram ci co tylko zechcesz.
Zbliżyła się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunku.Ten był dłuższy i bardziej namiętny.
-Zaskocz mnie.-powiedziała
-No dobrze.
Qhttps://www.youtube.com/watch?v=GH-DbRhp4BQ
Patrzyła na mnie jak na bóstwo.
-Podobało ci się?-spytałem
-Tooo ...było wspaniałe.-przytuliła się do mnie
Pogładziłem ją po włosach.
-Luna ?
-Tak?
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?
-Jakie?
Wziąłem głęboki oddech.Nie jeszcze nie teraz.Wycofałem się.
-Co poczułaś gdy pierwszy raz mnie ujrzałaś?
<Luna?>
Otworzyłem futerał.W środku były skrzypce wykonane z drewna lipowego.Jedna ze strun była pęknięta.Zamknąłem oczy i dotknąłem struny.Po kilku sekundach zerwane końce złączyły się.
-Wow.-powiedziała z uznaniem
-To nic nadzwyczajnego.-powiedziałem
-Zagraj coś proszę.-powiedziała z miną szczeniaczka
-Nic za darmo.
-To znaczy?-powiedziała przestraszona
-Za jeden pocałunek zagram ci co tylko zechcesz.
Zbliżyła się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunku.Ten był dłuższy i bardziej namiętny.
-Zaskocz mnie.-powiedziała
-No dobrze.
Qhttps://www.youtube.com/watch?v=GH-DbRhp4BQ
Patrzyła na mnie jak na bóstwo.
-Podobało ci się?-spytałem
-Tooo ...było wspaniałe.-przytuliła się do mnie
Pogładziłem ją po włosach.
-Luna ?
-Tak?
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?
-Jakie?
Wziąłem głęboki oddech.Nie jeszcze nie teraz.Wycofałem się.
-Co poczułaś gdy pierwszy raz mnie ujrzałaś?
<Luna?>
Od Luny cd.Damona
Odprowadził mnie do domu. Właśnie się pożegnaliśmy gdy...
Odwróciłam się i zapytałam:
- Może wejdziesz?- zapytałam.- Na herbatę.- dodałam cichutko.
Uśmiechnął się.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku domku.
Byłam szczęśliwa, że go trzymałam. Przy nim czułam się inaczej... Bezpieczna?
Drzwi pchnęłam ręką na co Damon bardzo dziwnie zareagował.
- Nie zamykasz domu na klucz? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie ma co stąd ukraść. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
Wchodząc do środka jak zawsze potknęłam się o leżący w przejściu album ze zdjęciami.
- Uważaj!-powiedział spokojnie, ratując mnie przed upadkiem.
- Dziękuję.- zarumieniłam się lekko po czym zapaliłam światło.
- Rozgość się.- mruknęłam pod nosem wskazując na mały stolik.
Poszłam do "kuchni" a raczej prowizorycznie ustawionej kuchenki gazowej, którą udało mi się odsprzedać za moje ostatnie pieniądze, które zbierałam w domu.
- Zrobię Ci herbaty! Nic innego nie mam.!- zaśmiałam się do Damona.
***
- Umiesz na czymś grać? - zapytałam po chwili.
Herbata dawno już ostygła a ja ciągle zasypywałam go gradem pytań.
- Tak.. Na skrzypcach trochę na pianinie. - powiedział.
Zdziwiło mnie to. Miałam okazję się odwdzięczyć za prezent jaki dostałam od niego.
- W takim razie mam coś dla ciebie. - Powiedziałam i podeszłam do łóżka a zza niego wyciągnęłam nie duży futerał na skrzypce. Podałam mu.
- Dla ciebie. Sama nie umiem grać, więc nie są mi potrzebne. - uśmiechnęłam się do niego.
< Damon?>
Odwróciłam się i zapytałam:
- Może wejdziesz?- zapytałam.- Na herbatę.- dodałam cichutko.
Uśmiechnął się.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku domku.
Byłam szczęśliwa, że go trzymałam. Przy nim czułam się inaczej... Bezpieczna?
Drzwi pchnęłam ręką na co Damon bardzo dziwnie zareagował.
- Nie zamykasz domu na klucz? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie ma co stąd ukraść. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
Wchodząc do środka jak zawsze potknęłam się o leżący w przejściu album ze zdjęciami.
- Uważaj!-powiedział spokojnie, ratując mnie przed upadkiem.
- Dziękuję.- zarumieniłam się lekko po czym zapaliłam światło.
- Rozgość się.- mruknęłam pod nosem wskazując na mały stolik.
Poszłam do "kuchni" a raczej prowizorycznie ustawionej kuchenki gazowej, którą udało mi się odsprzedać za moje ostatnie pieniądze, które zbierałam w domu.
- Zrobię Ci herbaty! Nic innego nie mam.!- zaśmiałam się do Damona.
***
- Umiesz na czymś grać? - zapytałam po chwili.
Herbata dawno już ostygła a ja ciągle zasypywałam go gradem pytań.
- Tak.. Na skrzypcach trochę na pianinie. - powiedział.
Zdziwiło mnie to. Miałam okazję się odwdzięczyć za prezent jaki dostałam od niego.
- W takim razie mam coś dla ciebie. - Powiedziałam i podeszłam do łóżka a zza niego wyciągnęłam nie duży futerał na skrzypce. Podałam mu.
- Dla ciebie. Sama nie umiem grać, więc nie są mi potrzebne. - uśmiechnęłam się do niego.
< Damon?>
Od Morte cd. Mayi
Weszłyśmy do środka.Poczułam się jakoś dziwnie.W powietrzu wyczułam niebiańską aurę.
-Jestem Peruna.-anielica wyciągnęła rękę w moim kierunku
Zmierzyłam ją wzrokiem
-Morgana Mortelia Esgertt BlackMorte.
Speszyłam ją.
Mayia mnie szturchnęła gdy Peruna się odwróciła.
-Yyy .Napijecie się herbaty?-spytała
-Tak.-odpowiedziała Mayia
-A ty Morte?-spytała
-Masz czerwone wino?-spytałam
-Takk.Naleję ci.
Usiadłyśmy w salonie a anielica ruszyła w kierunku kuchni.
-Wino?-spytała
-Tak.Co w tym dziwnego?
-Nic.Nic.
Weszła Peruna niosą dwa parujące kubki i kieliszek z winem.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały w jej oczach dojrzałam strach.
Bała się mnie.
-Nie musisz się mnie bać powiedziałam -upijając łyk wina
Dziewczyna spojrzała na mnie z przerażeniem.
Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie.
Strużka wina wypływająca z moich ust wyglądała jak krew.
Coż to chyba nie był zbyt dobry początek.
<Mayia?>V
Damon cd. Luna
Dziewczyna wiodła mnie kamienistą dróżką przez las.Wziąłem ją za
rękę.Ale po chwili nużącej wędrówki Luna przytuliła się do mnie.
-jak to jest być aniołem?-spytała
Zmyśliłem się.Zadawała trudne pytania.
-Nie jest tak źle jakby się wydawało...-zacząłem ostrożnie.
Spojrzała pytającym wzrokiem.
-Czasami ciężko nam nad sobą panować.-powiedziałem bojąc si,ę jej reakcji
-Ale przy mnie jesteś opanowany.
-No tak.Ale nawet nie wiesz jak wiele mnie to kosztuje.
Spojrzał na mnie ze współczuciem.Nie lubię jak ktoś tak na mnie patrzy.
Ale jej mogłem wybaczyć wszystko.
Zza rozłożystych brzóz wyłonił się malutki domek.
-jesteśmy na miejscu.-powiedziała niepewnie.
Ruszyła w kierunku drzwi.
Ale odwróciła się i zapytała:
<Luna?>
-jak to jest być aniołem?-spytała
Zmyśliłem się.Zadawała trudne pytania.
-Nie jest tak źle jakby się wydawało...-zacząłem ostrożnie.
Spojrzała pytającym wzrokiem.
-Czasami ciężko nam nad sobą panować.-powiedziałem bojąc si,ę jej reakcji
-Ale przy mnie jesteś opanowany.
-No tak.Ale nawet nie wiesz jak wiele mnie to kosztuje.
Spojrzał na mnie ze współczuciem.Nie lubię jak ktoś tak na mnie patrzy.
Ale jej mogłem wybaczyć wszystko.
Zza rozłożystych brzóz wyłonił się malutki domek.
-jesteśmy na miejscu.-powiedziała niepewnie.
Ruszyła w kierunku drzwi.
Ale odwróciła się i zapytała:
<Luna?>
RichardCDKonan
Podałem jej karteczkę i odwróciłem się aby odejść.
-Czekaj!-krzyknęła
Skręciłem w boczną uliczkę mając nadzieję ,że ją zgubię.Ale nadal słyszałem za sobą kroki.
Nagle przede mną wyrosła siatka wysoka na pięć metrów.Odbiłem się od ściany i przeskoczyłem nad nią.Spojrzałem za siebie.Nikogo tam nie było.Gdy się odwróciłem ujrzałem ją przed sobą.
-Kim jesteś?-spytała
Zmierzyłem ją wzrokiem.
-Richard Salvatorre.
-Kto cię wysłał?
-Wielki mistrz naszego bractwa.
-Ale dlaczego?
Spojrzałem na nią z politowaniem.
-Jesteś na naszym terenie ,więc postanowiliśmy objąć cię opieką.
-Opieką ?Nie jestem dzieckiem.
-To twój wybór.Ale jeśli śmiertelni zechcą cię zabić to nie będzie wtedy nasz problem.Wybór należy do ciebie.
<?>
-Czekaj!-krzyknęła
Skręciłem w boczną uliczkę mając nadzieję ,że ją zgubię.Ale nadal słyszałem za sobą kroki.
Nagle przede mną wyrosła siatka wysoka na pięć metrów.Odbiłem się od ściany i przeskoczyłem nad nią.Spojrzałem za siebie.Nikogo tam nie było.Gdy się odwróciłem ujrzałem ją przed sobą.
-Kim jesteś?-spytała
Zmierzyłem ją wzrokiem.
-Richard Salvatorre.
-Kto cię wysłał?
-Wielki mistrz naszego bractwa.
-Ale dlaczego?
Spojrzałem na nią z politowaniem.
-Jesteś na naszym terenie ,więc postanowiliśmy objąć cię opieką.
-Opieką ?Nie jestem dzieckiem.
-To twój wybór.Ale jeśli śmiertelni zechcą cię zabić to nie będzie wtedy nasz problem.Wybór należy do ciebie.
<?>
Od Luny cd. Damona
Chłopak niepewnie skinął głową.
Uśmiechnęłam się radośnie po czym założyłam na głowę swoją przezroczystą pelerynę.
Wyszliśmy z jaskini. Damon wziął mnie w ramiona i polecieliśmy.
Teraz było lepiej niż ostatnio jednak nadal czułam się tak jakbym miała za chwilę spotkać się ze śmiercią twarzą w twarz. Nigdy nie lubiłam latać.
Gdy postawił mnie na ziemi w głowie mi się zakręciło.
- Wszystko w porządku?- zapytał mnie. Jednak nie to mnie zadziwiło. Zdumiewające było dla mnie to, że w jego głosie usłyszałam... Troskę? Nigdy się nie spodziewałam,
że komuś może się podobać moja w wielu przypadkach bezradność.
- Ygh chyba nigdy się nie przyzwyczaję do latania.
W ludzkiej postaci..- wydukałam. Uśmiechnął się do mnie.
- Będziesz musiała. Bo oczekuję kolejnego spotkania. O ile można... - zapytał.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
Musiało mu to wystarczyć bo także się uśmiechnął.
- No dobrze, to powiedz mi gdzie mieszkasz?-
zapytał mnie. Bardzo się przeraziłam. Nie pomyślałam o tym ,
że bedzie chciał mnie doprowadzić pod same drzwi, albo o zgrozo! Wejść.
Nie chodziło tu już o zwykły bałagan,
lecz o warunki w jakich mieszkałam.
A było to malutkie pomieszczenie z łóżkiem i niewielkim
piecykiem, który chronił mnie przed zimnymi nocami.
Matka nie chciała mi dać ani grosza. Przybywając tu nie miałam niczego.
Aż do czasu gdy znalazłam malusieńki opuszczony "domek".
Jednym słowem:
- Mieszkałam w opuszczonym domu.- wstydziłam się tego. On taki wytworny... I ten prezent, a ja?
Zwykła... Prosta...
< Damon??>
Uśmiechnęłam się radośnie po czym założyłam na głowę swoją przezroczystą pelerynę.
Wyszliśmy z jaskini. Damon wziął mnie w ramiona i polecieliśmy.
Teraz było lepiej niż ostatnio jednak nadal czułam się tak jakbym miała za chwilę spotkać się ze śmiercią twarzą w twarz. Nigdy nie lubiłam latać.
Gdy postawił mnie na ziemi w głowie mi się zakręciło.
- Wszystko w porządku?- zapytał mnie. Jednak nie to mnie zadziwiło. Zdumiewające było dla mnie to, że w jego głosie usłyszałam... Troskę? Nigdy się nie spodziewałam,
że komuś może się podobać moja w wielu przypadkach bezradność.
- Ygh chyba nigdy się nie przyzwyczaję do latania.
W ludzkiej postaci..- wydukałam. Uśmiechnął się do mnie.
- Będziesz musiała. Bo oczekuję kolejnego spotkania. O ile można... - zapytał.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
Musiało mu to wystarczyć bo także się uśmiechnął.
- No dobrze, to powiedz mi gdzie mieszkasz?-
zapytał mnie. Bardzo się przeraziłam. Nie pomyślałam o tym ,
że bedzie chciał mnie doprowadzić pod same drzwi, albo o zgrozo! Wejść.
Nie chodziło tu już o zwykły bałagan,
lecz o warunki w jakich mieszkałam.
A było to malutkie pomieszczenie z łóżkiem i niewielkim
piecykiem, który chronił mnie przed zimnymi nocami.
Matka nie chciała mi dać ani grosza. Przybywając tu nie miałam niczego.
Aż do czasu gdy znalazłam malusieńki opuszczony "domek".
Jednym słowem:
- Mieszkałam w opuszczonym domu.- wstydziłam się tego. On taki wytworny... I ten prezent, a ja?
Zwykła... Prosta...
< Damon??>
Od Mayi cd. Morte
Oprowadziłam ją po jej nowym "domu", który składał się
z biurka, półek z książkami, łóżka i paru innych rzeczy.
Zastanowiłam się..
Dziewczyna wzbudzała
moje zaufanie.
~ No to ją odnalazłaś Morte. -
zaśmiałam się cichutko.
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła
się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech.
~ Pokoje są nie duże , ale śliczne. Mam nadzieję, że Ci się podobają.
Przeniosłam się wraz z tobą. Kiedyś mieszkałam na poddaszu u starej
kobiety. Teraz jest inaczej. A właśnie pamiętaj Morte nie wolno
Ci patrzeć ludziom w oczy. Od razu rozpoznają w tobie wampira.
Rozumiesz?~ Przekazałam jej w myślach.
- Dobrze.- skinęła głową.
~ Poznałaś już Perunę?- zapytałam zmieniając temat.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
~ No to Cię przedstawię. ~ Minęła niespełna godzina a już byłyśmy pod domem Perki.
- Eh... Nie zbyt szałowo. - powiedziała Morte.
Zaśmiałam się. Była pierwszą osobą, która nie robiła WOW na widok tego domu.
< Morte?>
z biurka, półek z książkami, łóżka i paru innych rzeczy.
Zastanowiłam się..
Dziewczyna wzbudzała
moje zaufanie.
~ No to ją odnalazłaś Morte. -
zaśmiałam się cichutko.
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła
się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech.
~ Pokoje są nie duże , ale śliczne. Mam nadzieję, że Ci się podobają.
Przeniosłam się wraz z tobą. Kiedyś mieszkałam na poddaszu u starej
kobiety. Teraz jest inaczej. A właśnie pamiętaj Morte nie wolno
Ci patrzeć ludziom w oczy. Od razu rozpoznają w tobie wampira.
Rozumiesz?~ Przekazałam jej w myślach.
- Dobrze.- skinęła głową.
~ Poznałaś już Perunę?- zapytałam zmieniając temat.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
~ No to Cię przedstawię. ~ Minęła niespełna godzina a już byłyśmy pod domem Perki.
- Eh... Nie zbyt szałowo. - powiedziała Morte.
Zaśmiałam się. Była pierwszą osobą, która nie robiła WOW na widok tego domu.
< Morte?>
Damon cd. Luna
Pocałunek był krótki delikatny i jakby nieśmiały.Luna zamknęła oczy.Pogładziłem ją po policzku.
-Jesteś taka piękna - szepnąłem.
Nie odpowiedziała.
Zaskoczyłem ją.Taki potwór jak ja ,czy zasługiwałem na ten pocałunek?
Trwaliśmy dłuższą chwilę w milczeniu.
-Mam coś dla ciebie.-powiedziałem
Zaskoczyłem ją.
Podałem jej małe pudełeczko .
Otworzyła.
-Jest śliczny!-powiedziała wyjmując z pudełka naszyjnik z rubinem
Zapiąłem jej go na szyi i podałem lusterko.
-Pasuje ci.-powiedziałem
-Dziękuje.-Nasze spojrzenia się spotkały
Speszyła się.
-Odprowadziłbyś mnie do domu?-spytała
-Jesteś taka piękna - szepnąłem.
Nie odpowiedziała.
Zaskoczyłem ją.Taki potwór jak ja ,czy zasługiwałem na ten pocałunek?
Trwaliśmy dłuższą chwilę w milczeniu.
-Mam coś dla ciebie.-powiedziałem
Zaskoczyłem ją.
Podałem jej małe pudełeczko .
Otworzyła.
-Jest śliczny!-powiedziała wyjmując z pudełka naszyjnik z rubinem
Zapiąłem jej go na szyi i podałem lusterko.
-Pasuje ci.-powiedziałem
-Dziękuje.-Nasze spojrzenia się spotkały
Speszyła się.
-Odprowadziłbyś mnie do domu?-spytała
Od Konan
Zaczęłam kląć pod nosem.
-Zamknij się! Jesteś skończonym idiotą. Dlaczego nie mogłam mieć normalnego brata? - Krzyczałam na Daemon.
-Gdyby nie tamten d***k, mielibyśmy jeszcze dwóch braci. - Odpowiedział spokojnie jak zawsze. Nienawidziłam jego spokoju oraz tych jego oczu z których nigdy nic nie mogłam odczytać.
-Skończ już mówić!
Odwróciłam sie do niego plecami i usiadłam na kłodzie. Byłam wściekła na brata. Nie miałam ochoty z nim gadać. Siedziałam tak kilka dłuższych chwil, kiedy się odwróciłam na ziemi leżała tylko kartka. Podeszłam bliżej i podniosłam ją aby przeczytać. "Do zobaczenia siostro."
Postanowił sam szukać miejsca dla siebie.
-Jak chcesz. - Zagniotłam kartkę w dłoni. Westchnęłam wściekła na niego i ruszyłam sama dalej przed siebie. Wyszłam z lasu i położyłam się na łące, spojrzałam w niebo. Gdzieś tam daleko jest mój smok. Zamknęłam oczy i przypominałam sobie te wszystkie wspólnie spędzone chwile. Uśmiechnęłam się pod nosem i przysnęłam.
Obudziłam się późnym wieczorem, podniosłam się i rozejrzałam. Wszędzie panował półmrok, poprawiłam bluzę i wyjęłam trawę z włosów. Otrzepałam spodnie i ruszyłam dalej w drogę.
Kilka minut przez las i byłam w mieście. Chodziłam po nim bez najmniejszego celu. Wokół paliły się latarnie, było już dość ciemno. Żałowałam trochę, że jestem tutaj bez brata. Wiedziałam jednak, że da sobie radę i kiedyś się spotkamy. Trzymałam ręce w kieszeniach, mijałam ludzi którzy dopiero zaczynali się budzić do życia. Skręciłam w jedną z ślepych uliczek i zatrzymałam się.
-Czego chcesz? - Zapytałam. Ktoś od kilku minut mnie śledził. Kiedy się zatrzymałam nieznajomymi także.
Ktoś?
-Zamknij się! Jesteś skończonym idiotą. Dlaczego nie mogłam mieć normalnego brata? - Krzyczałam na Daemon.
-Gdyby nie tamten d***k, mielibyśmy jeszcze dwóch braci. - Odpowiedział spokojnie jak zawsze. Nienawidziłam jego spokoju oraz tych jego oczu z których nigdy nic nie mogłam odczytać.
-Skończ już mówić!
Odwróciłam sie do niego plecami i usiadłam na kłodzie. Byłam wściekła na brata. Nie miałam ochoty z nim gadać. Siedziałam tak kilka dłuższych chwil, kiedy się odwróciłam na ziemi leżała tylko kartka. Podeszłam bliżej i podniosłam ją aby przeczytać. "Do zobaczenia siostro."
Postanowił sam szukać miejsca dla siebie.
-Jak chcesz. - Zagniotłam kartkę w dłoni. Westchnęłam wściekła na niego i ruszyłam sama dalej przed siebie. Wyszłam z lasu i położyłam się na łące, spojrzałam w niebo. Gdzieś tam daleko jest mój smok. Zamknęłam oczy i przypominałam sobie te wszystkie wspólnie spędzone chwile. Uśmiechnęłam się pod nosem i przysnęłam.
Obudziłam się późnym wieczorem, podniosłam się i rozejrzałam. Wszędzie panował półmrok, poprawiłam bluzę i wyjęłam trawę z włosów. Otrzepałam spodnie i ruszyłam dalej w drogę.
Kilka minut przez las i byłam w mieście. Chodziłam po nim bez najmniejszego celu. Wokół paliły się latarnie, było już dość ciemno. Żałowałam trochę, że jestem tutaj bez brata. Wiedziałam jednak, że da sobie radę i kiedyś się spotkamy. Trzymałam ręce w kieszeniach, mijałam ludzi którzy dopiero zaczynali się budzić do życia. Skręciłam w jedną z ślepych uliczek i zatrzymałam się.
-Czego chcesz? - Zapytałam. Ktoś od kilku minut mnie śledził. Kiedy się zatrzymałam nieznajomymi także.
Ktoś?
Od Luny cd. Damona
Czułam się dziwnie.
Nie mogłam zrozumieć po co mnie tu przyprowadził.
Przeszło mi nawet przez myśl, że może chce we mnie nawtykać jedzenia a potem mnie upiecze?
Jednak to było mało prawdopodobne upadłe anioły nie jadły animagów. Chyba...
Niepewnie usiadłam na wskazanym mi przez niego miejscu.
On usiadł na przeciw i uśmiechnął się tajemniczo.
Siedzieliśmy w milczeniu. Najwidoczniej żadne z nas nie chciało zacząć rozmowy.
- Bardzo tu ładnie.- wydukałam w końcu.
- No mam nadzieję. Trochę się napracowałem - zaśmiał się.
Wszystko wyglądało dość imponująco.
- No! To teraz możemy zjeść!- zawołał udając śmiech. Tego obawiałam się najbardziej. Damon mnie bardzo intrygował jednak... Szczerze przyznam, że bałam się tych jego pięknych oczu.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową.
Nagle poczułam nieustający ból głowy. Strasznie szybko się nasilał. Wiedziałam co to oznacza.
- Damon! - syknęłam na niego.- Nie czytaj mi w myślach. - Chłopak lekko się zmieszał, jednak szybko zmienił temat. Miało to oznaczać, że mamy o tym zapomnieć.
Skoro on zapomniał to czemu nie ja?
- No to o co mnie chciałaś zapytać?- zapytał.
- Właściwie to... To o wszystko. Jak się tu znalazłeś i jak upadłeś..- Powiedziałam chyba lekko się zagalopowując.
Chłopak opowiedział mi o wszystkim. Z czasem zrozumiałam, że to co miałam ja jest wyjątkowe a to oddałam dla paru przygód. A on...
- Nie lituj się nade mną.- powiedział.
- Nie lit....- zaczęłam się tłumaczyć. Jednak coś mi przerwało. Nagle usta chłopaka zbliżyły się niebezpiecznie do moich. Ja także się do niego zbliżyłam
< Damon?>
Nie mogłam zrozumieć po co mnie tu przyprowadził.
Przeszło mi nawet przez myśl, że może chce we mnie nawtykać jedzenia a potem mnie upiecze?
Jednak to było mało prawdopodobne upadłe anioły nie jadły animagów. Chyba...
Niepewnie usiadłam na wskazanym mi przez niego miejscu.
On usiadł na przeciw i uśmiechnął się tajemniczo.
Siedzieliśmy w milczeniu. Najwidoczniej żadne z nas nie chciało zacząć rozmowy.
- Bardzo tu ładnie.- wydukałam w końcu.
- No mam nadzieję. Trochę się napracowałem - zaśmiał się.
Wszystko wyglądało dość imponująco.
- No! To teraz możemy zjeść!- zawołał udając śmiech. Tego obawiałam się najbardziej. Damon mnie bardzo intrygował jednak... Szczerze przyznam, że bałam się tych jego pięknych oczu.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową.
Nagle poczułam nieustający ból głowy. Strasznie szybko się nasilał. Wiedziałam co to oznacza.
- Damon! - syknęłam na niego.- Nie czytaj mi w myślach. - Chłopak lekko się zmieszał, jednak szybko zmienił temat. Miało to oznaczać, że mamy o tym zapomnieć.
Skoro on zapomniał to czemu nie ja?
- No to o co mnie chciałaś zapytać?- zapytał.
- Właściwie to... To o wszystko. Jak się tu znalazłeś i jak upadłeś..- Powiedziałam chyba lekko się zagalopowując.
Chłopak opowiedział mi o wszystkim. Z czasem zrozumiałam, że to co miałam ja jest wyjątkowe a to oddałam dla paru przygód. A on...
- Nie lituj się nade mną.- powiedział.
- Nie lit....- zaczęłam się tłumaczyć. Jednak coś mi przerwało. Nagle usta chłopaka zbliżyły się niebezpiecznie do moich. Ja także się do niego zbliżyłam
< Damon?>
Od Morte cd. Aida
Od Morte do Aida
Szara poświata otacza me serce...
Wstrzykuje jad co kiedyś żywił mnie,
A teraz jest trucizną najgorszą.
Czuję pustkę…
Nie do wypełnienia…
Czarny kir przysłonił me oczy
Świat dla mnie przestaje istnieć .
Otoczona otchłanią nicości.
Upadam po raz wtóry.
Przygnieciona rzeczywistością.
Próbuję wstać,
Lecz upadam po raz wtóry…
I znów odpłynęła ,zapominając o rzeczywistości.
Poczułam czyjąś obecność, odwróciłam się.
Jakiś mężczyzna czytał mi przez ramię.
-Witam.-powiedział. -Ciekawy wiersz.Jesteś poetką?
-Nic ci do tego.-powiedziała może odrobinę zbyt ostro
-Jestem Aida.A ty?
Widocznie aż tak go do siebie nie zraziłam.
-Morgana.Ale możesz mi mówić Morte.
-Pokazałabyś mi okolicę?
-No dobrze.Ale nie możesz polować w promieniu dziesięciu kilometrów od tego miejsca.
-Dlaczego?-spytał zdziwiony
-Takie są zasady.Ja ich nie ustalałam.
-To idziemy?-spytał
-Tak.
Schowałam notes do torby i jeszcze raz obrzuciłam go spojrzeniem.
W jego oczach krył się wielki ból.Musiał w życiu wiele wycierpieć.
Szara poświata otacza me serce...
Wstrzykuje jad co kiedyś żywił mnie,
A teraz jest trucizną najgorszą.
Czuję pustkę…
Nie do wypełnienia…
Czarny kir przysłonił me oczy
Świat dla mnie przestaje istnieć .
Otoczona otchłanią nicości.
Upadam po raz wtóry.
Przygnieciona rzeczywistością.
Próbuję wstać,
Lecz upadam po raz wtóry…
I znów odpłynęła ,zapominając o rzeczywistości.
Poczułam czyjąś obecność, odwróciłam się.
Jakiś mężczyzna czytał mi przez ramię.
-Witam.-powiedział. -Ciekawy wiersz.Jesteś poetką?
-Nic ci do tego.-powiedziała może odrobinę zbyt ostro
-Jestem Aida.A ty?
Widocznie aż tak go do siebie nie zraziłam.
-Morgana.Ale możesz mi mówić Morte.
-Pokazałabyś mi okolicę?
-No dobrze.Ale nie możesz polować w promieniu dziesięciu kilometrów od tego miejsca.
-Dlaczego?-spytał zdziwiony
-Takie są zasady.Ja ich nie ustalałam.
-To idziemy?-spytał
-Tak.
Schowałam notes do torby i jeszcze raz obrzuciłam go spojrzeniem.
W jego oczach krył się wielki ból.Musiał w życiu wiele wycierpieć.
Od Morte cd. Shu
Hmm...To wszystko jest taki trudne.Te reguły i ciągła kontrola.Trochę mnie to przytłacza.
Dotychczas żyłam jak chciałam , decydowałam o sobie ,nie miałam nikogo ,kto by się mną zainteresował.Dziwnie się z tym czuję ... Coś się kończy , coś zaczyna...
Spojrzałam z dezaprobatą na mój szkicownik .Szkic przedstawiał szaroczarnego smoka i jeźdźca.
Postać z mojego snu.Nigdy nie znałam żadnego jeźdźcy.
-Dzień dobry.-usłyszałam na sobą
Spojrzałam w górę .Nade mną stał mężczyzna.
-Witam.-powiedziałam niepewnie. -Zgubiłeś się?-spytałam
-Nie.Szukam Wielkiego mistrza waszego bractwa.
-Mówisz o Moon?
-Jeśli takie jest jej imię to tak.
-To tylko zdrobnienie.
-Zaprowadzisz nie do niej?
Zmierzyłam go wzrokiem
-No...dobrze
Ruszyliśmy w kierunku polany
-Jakiej jesteś rasy?-spytał
-Wampir.
-Wow.-odsunął się o kilka centymetrów
-Jestem niegroźna.-powiedziałam
Uśmiechnął się.
-A ty kim jesteś?-spytałam- I skąd się tu wziąłeś?
<Dakar?>
Od Damona cd. Luny
-A jednak przyszłaś .-powiedziałem z satysfakcją
Podziwiałem jej odwagę.
-Tak.Przyszłam.To co robimy?-spytała
Rozejrzałem się.Byliśmy sami nikogo ze sobą nie przyprowadziła.Bardzo mi tym zaimponowała.
-Chciałbym ci coś pokazać.-powiedziałem
Przez chwilę się wahała.
-No..dobrze.Chodźmy.
-Iść?Żartujesz sobie?
Wziąłem ją w ramiona i wzbiłem się w powietrze.
Krzyknęła .
-Nie bój się.-powiedziałem
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Mogłeś uprzedzić.-burknęła
-Ale tak jest ciekawiej.-odparłem
Chyba mnie nie zrozumiała ,ale mniejsza z tym.
Po godzinie lotu dotarliśmy wreszcie na miejsce.Wylądowałem lekko i postawiłem ją na ziemi.Straciła równowagę i upadła.Podałem jej rękę.
-Sama sobie poradzę.-powiedziała i wstała odrzuciwszy moją pomoc
-Zamknij oczy.-nakazałem
-Ale dlaczego.
-Cii...Zaufaj mi.
Zamknęła oczy.Prowadziłem ją z rękę .Po chwili weszliśmy do jaskini.
Przygotowałem tam kolacje świece, róże itp.Tak jak we wszystkich romantycznych filmach.
-Może otworzyć oczy.-powiedziałem.
<Luna?>
Podziwiałem jej odwagę.
-Tak.Przyszłam.To co robimy?-spytała
Rozejrzałem się.Byliśmy sami nikogo ze sobą nie przyprowadziła.Bardzo mi tym zaimponowała.
-Chciałbym ci coś pokazać.-powiedziałem
Przez chwilę się wahała.
-No..dobrze.Chodźmy.
-Iść?Żartujesz sobie?
Wziąłem ją w ramiona i wzbiłem się w powietrze.
Krzyknęła .
-Nie bój się.-powiedziałem
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Mogłeś uprzedzić.-burknęła
-Ale tak jest ciekawiej.-odparłem
Chyba mnie nie zrozumiała ,ale mniejsza z tym.
Po godzinie lotu dotarliśmy wreszcie na miejsce.Wylądowałem lekko i postawiłem ją na ziemi.Straciła równowagę i upadła.Podałem jej rękę.
-Sama sobie poradzę.-powiedziała i wstała odrzuciwszy moją pomoc
-Zamknij oczy.-nakazałem
-Ale dlaczego.
-Cii...Zaufaj mi.
Zamknęła oczy.Prowadziłem ją z rękę .Po chwili weszliśmy do jaskini.
Przygotowałem tam kolacje świece, róże itp.Tak jak we wszystkich romantycznych filmach.
-Może otworzyć oczy.-powiedziałem.
<Luna?>
Od Morte cd. Mayi
-To twoje mieszkanie .-powiedziała zapalając światło.
Moim oczom ukazało się cudowne wnętrze.
Wszystkie ściany były pokryte półkami z książkami kilka wysokich stosów stało też koło dębowego łóżka . Oprócz tego było tam też biurko z krzesłem oraz stolik i dwa fotele.
Był urządzony idealnie jak na mój gust . A największą jego zaletą był brak dachu.
-Cieszę się że ci się podoba ten pokój.
-A ty gdzie mieszkasz?
-Mam pokój obok ciebie.Chodź ,pójdziemy do mnie.Czy wampiry piją kawę?
Zamyśliłam się.
-Nigdy nie piłam kawy.
***
Pokój Mayi był urządzony podobnie do mojego.Ale nie było tu aż tylu książek.
-Miałaś kiedyś przyjaciółkę Morte?-spytała wyrywając mnie z zamyślenia
-Nie.Nigdy .Jesteś pierwszą osobą z którą rozmawiam.
-Naprawdę?-spytała zdziwiona
-Tak .Ojciec mnie porzucił gdy miałam 3 lata.Zostawiła mnie samą w zamku. I wyjechał do jakiejś dziwki do Indi.Obwiniał mnie o śmierć matki.
-Współczuję ci.-powiedziała
-Chciałabym mieć przyjaciółkę .-spojrzałam w jej stronę
Moim oczom ukazało się cudowne wnętrze.
Wszystkie ściany były pokryte półkami z książkami kilka wysokich stosów stało też koło dębowego łóżka . Oprócz tego było tam też biurko z krzesłem oraz stolik i dwa fotele.
Był urządzony idealnie jak na mój gust . A największą jego zaletą był brak dachu.
-Cieszę się że ci się podoba ten pokój.
-A ty gdzie mieszkasz?
-Mam pokój obok ciebie.Chodź ,pójdziemy do mnie.Czy wampiry piją kawę?
Zamyśliłam się.
-Nigdy nie piłam kawy.
***
Pokój Mayi był urządzony podobnie do mojego.Ale nie było tu aż tylu książek.
-Miałaś kiedyś przyjaciółkę Morte?-spytała wyrywając mnie z zamyślenia
-Nie.Nigdy .Jesteś pierwszą osobą z którą rozmawiam.
-Naprawdę?-spytała zdziwiona
-Tak .Ojciec mnie porzucił gdy miałam 3 lata.Zostawiła mnie samą w zamku. I wyjechał do jakiejś dziwki do Indi.Obwiniał mnie o śmierć matki.
-Współczuję ci.-powiedziała
-Chciałabym mieć przyjaciółkę .-spojrzałam w jej stronę
Od Amber cd. Iv'a
Uśmiech zagościł na mojej twarzy, a oczy zabłysły się patrząc na niego.
-Ja... Też muszę coś powiedzieć... - Odparłam zniżając głowę.
-Tak? -Zapytał.
- Kocham cię... -Wydusiłam wreszcie i pocałowałam go w policzek.
Chłopak uśmiechnął się i mnie przytulił. Spotkałam mężczyznę swojego życia...
Już nic innego mnie obchodziło... Czułam, że moje problemy zniknęły, wraz z jego obecnością. Koło niego czułam się taka... Bezbieczna.
-Cieszę się że cię poznałam... -Powiedziałam w wielkim uśmiechem.
< Iv? :* >
-Ja... Też muszę coś powiedzieć... - Odparłam zniżając głowę.
-Tak? -Zapytał.
- Kocham cię... -Wydusiłam wreszcie i pocałowałam go w policzek.
Chłopak uśmiechnął się i mnie przytulił. Spotkałam mężczyznę swojego życia...
Już nic innego mnie obchodziło... Czułam, że moje problemy zniknęły, wraz z jego obecnością. Koło niego czułam się taka... Bezbieczna.
-Cieszę się że cię poznałam... -Powiedziałam w wielkim uśmiechem.
< Iv? :* >
Od Night Mere cd. Mayi
***
- Chciałam... Się odwdzięczyć - zaczęłam nieśmiało - znaczy...
Niedługo... Umówimy się. Ok? Opowiem ci jak to było ze mną -
skinęła głową - będziemy kwita.
- Ok - uśmiechnęła się.
- To może lepiej stąd pójdźmy - poprosiłam, bo patrząc na to co
było wokół mnie dostawałam dreszczy.
- Wiem. Na początku wydaje się trochę strasznie..., ale szybko się
przyzwyczaisz.
- Pewnie tak...
<Luna? Sorki, że takie słabe ;-;>
Od Mayi
Przygnębienie mnie dobijało.
Od jakiegoś czasu czułam się jakby coś śledziło mnie na każdym moim kroku.
Ludzie byli coraz rozważniejsi.
W dodatku miałam wyrzuty sumienia. Jak mogłam zachować się jak złodziejka?
Skierowałam się ku domu Peruny.
***
Zapukałam w ogromne drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili zza nich ujrzałam wysoką , szczupłą dziewczynę z fioletowymi włosami.
To była Valvet( czy Velvet nie pamiętam jak to się pisało ).
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- O Mayia! Jak miło, że wpadłaś!- odwzajemniłam uśmiech.- Peruny nie ma, ale możesz na nią poczekać.- Pozwoliła mi wejść.
Zostałam skierowana do salonu.
W wieczornym półmroku pokój wydawał się jeszcze piękniejszy niż zazwyczaj. Dziewczyna kazała mi usiąść wygodnie po czym sama skierowała się do kuchni.
Obserwowałam uważnie cały pokój. Był bardzo czysty i zadbany.
Nagle moją uwagę przykuło niewielki przedmiot zakryty płachtą.
Bez zastanowienia pobiegłam sprawdzić co się za nią kryje. Gdy zdjęłam narzutę moje serce zabiło szybciej. To było niewielkie pianino. Było koloru brązowego. Najprawdopodobniej wykonane z mahoniu. Chociaż mogłam się mylić. Nagle przypomniały mi się moje stare lata:
" Siedziałam w dużym salonie i grałam na czarnym fortepianie, który należał do naszej rodziny już od wielu lat. Wokół mnie stała duża gromadka znajomych moich rodziców. Wszyscy byli zachwyceni. Widziałam jak moje palce "biegają" po oktawach. Nie trudne były dla mnie polonezy. Uwielbiałam tworzyć własne kompozycje. Szczególnie te w molowych tonach. Teraz nie było już ani pianina ani moich rodziców, którzy stali dumnie za całą grupą. Wszystko przepadło" I jakby przypływ emocji nakazał mi usiąść przed pianinem.
Otworzyłam klapę i delikatnie nacisnęłam na klawisz "c". Widać było, że dawno ktoś na nim nie grał. Jednak mimo to było cały czas nastrojone.
Nawet nie zauważyłam kiedy moje sztywne dotąd palce zaczęły grać. Najpierw , krótka gama na rozegranie a na koniec mój ulubiony utwór:
Mój ulubiony duet. Grałam go zawsze z moim ojcem . ( Gnijąca Panna młoda ) Teraz czułam pustkę. Druga połowa umarła...
A wraz z nią mistrz tego , krótkiego aczkolwiek pięknego utworu.
Gdy nacisnęłam ostatni klawisz obok mnie stała teraz Valvet wraz z Amber, która była pewnie w swoim pokoju. Gdy zobaczyły, że skończyłam uśmiechnęły się do mnie obydwie:
- Mayia! Ty umiesz grać? - Zapytała Ami. Wzruszyłam tylko ramionami na znak , że to dawne dzieje.
- To było...- zaczęła Valvet rozmarzona.
~ Piękne? Taaa słyszałam już to wiele razy... Szkoda, że nie słyszałyście mojego ojca. On zawsze grał to najlepiej....- " Powiedziałam do nich"
- Musimy go kiedyś posłuchać~!- zawołała rozradowana siostra Perki.
Zobaczyłam jak Ami "dyskretnie" kopnęła ją w nogę.
~ Ami... - zaśmiałam się.~`Valvet to nie będzie możliwe. Moi rodzice zostali zabici...- Przekazałam a po policzku spłynęła mi samotna łza.
Od jakiegoś czasu czułam się jakby coś śledziło mnie na każdym moim kroku.
Ludzie byli coraz rozważniejsi.
W dodatku miałam wyrzuty sumienia. Jak mogłam zachować się jak złodziejka?
Skierowałam się ku domu Peruny.
***
Zapukałam w ogromne drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili zza nich ujrzałam wysoką , szczupłą dziewczynę z fioletowymi włosami.
To była Valvet( czy Velvet nie pamiętam jak to się pisało ).
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- O Mayia! Jak miło, że wpadłaś!- odwzajemniłam uśmiech.- Peruny nie ma, ale możesz na nią poczekać.- Pozwoliła mi wejść.
Zostałam skierowana do salonu.
W wieczornym półmroku pokój wydawał się jeszcze piękniejszy niż zazwyczaj. Dziewczyna kazała mi usiąść wygodnie po czym sama skierowała się do kuchni.
Obserwowałam uważnie cały pokój. Był bardzo czysty i zadbany.
Nagle moją uwagę przykuło niewielki przedmiot zakryty płachtą.
Bez zastanowienia pobiegłam sprawdzić co się za nią kryje. Gdy zdjęłam narzutę moje serce zabiło szybciej. To było niewielkie pianino. Było koloru brązowego. Najprawdopodobniej wykonane z mahoniu. Chociaż mogłam się mylić. Nagle przypomniały mi się moje stare lata:
" Siedziałam w dużym salonie i grałam na czarnym fortepianie, który należał do naszej rodziny już od wielu lat. Wokół mnie stała duża gromadka znajomych moich rodziców. Wszyscy byli zachwyceni. Widziałam jak moje palce "biegają" po oktawach. Nie trudne były dla mnie polonezy. Uwielbiałam tworzyć własne kompozycje. Szczególnie te w molowych tonach. Teraz nie było już ani pianina ani moich rodziców, którzy stali dumnie za całą grupą. Wszystko przepadło" I jakby przypływ emocji nakazał mi usiąść przed pianinem.
Otworzyłam klapę i delikatnie nacisnęłam na klawisz "c". Widać było, że dawno ktoś na nim nie grał. Jednak mimo to było cały czas nastrojone.
Nawet nie zauważyłam kiedy moje sztywne dotąd palce zaczęły grać. Najpierw , krótka gama na rozegranie a na koniec mój ulubiony utwór:
Mój ulubiony duet. Grałam go zawsze z moim ojcem . ( Gnijąca Panna młoda ) Teraz czułam pustkę. Druga połowa umarła...
A wraz z nią mistrz tego , krótkiego aczkolwiek pięknego utworu.
Gdy nacisnęłam ostatni klawisz obok mnie stała teraz Valvet wraz z Amber, która była pewnie w swoim pokoju. Gdy zobaczyły, że skończyłam uśmiechnęły się do mnie obydwie:
- Mayia! Ty umiesz grać? - Zapytała Ami. Wzruszyłam tylko ramionami na znak , że to dawne dzieje.
- To było...- zaczęła Valvet rozmarzona.
~ Piękne? Taaa słyszałam już to wiele razy... Szkoda, że nie słyszałyście mojego ojca. On zawsze grał to najlepiej....- " Powiedziałam do nich"
- Musimy go kiedyś posłuchać~!- zawołała rozradowana siostra Perki.
Zobaczyłam jak Ami "dyskretnie" kopnęła ją w nogę.
~ Ami... - zaśmiałam się.~`Valvet to nie będzie możliwe. Moi rodzice zostali zabici...- Przekazałam a po policzku spłynęła mi samotna łza.
2015/06/27
Od Mayi cd. Shu
Siedziałam nad rzeką.
Słuchałam samotnych dźwięków. Wśród ciszy nie było niczego.
Peruna już dawno zaszyła się w swoim pałacu, Moon uciekła trenować. Ja nie miałam zamiaru jeszcze wracać do kryjówki. Poza tym był piękny poranek. Chciałam pospacerować, coś podkusiło mnie do pójścia do miasta.
Złapałam malutki pakunek, który niosłam ze sobą już od jakiegoś czasu...
Przechodziłam przez ulice, oglądałam targowiska budzące się do życia... Wszystko wyglądało przepięknie.
Właśnie dziś ludzie otwierali swoje stoiska. Nagle moją uwagę przykuło malusieńkie stoisko ze świeżymi owocami.
Były piękne. Ślinka ciekła.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że od ponad tygodnia nie miałam niczego w buzi...
Byłam głodna. Chciałam coś zjeść. Poczuć ten soczysty smak... Nie myśląc dużo podbiegłam do stoiska i udałam oglądającą klientkę. Mężczyzna, który sprzedawał towar uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Dzień dobry Panienko! Co by chciała pani kupić?- wskazał na świeże owoce.
Miałam okazję.. Szybko przekazałam mu w myślach:
~Ktoś mnie woła!- Jak na zawołanie facet odwrócił się do mnie plecami i pobiegł w kierunku swojego kolegi, który był przy pobliskim stoisku.
Złapałam pierwszy lepszy owoc i pobiegłam przed siebie. Byłam szczęśliwa, że mi się udało.
Jeśli miałam szczęście nikt się nie zorientował. Przynajmniej tak myślałam. Facet ze stoiska mnie nie ujrzał. Zobaczyła mnie jednak jakaś postać. Słyszałam za sobą kroki, które później przerodziły się w trucht a na koniec w pogoń. Postać nie krzyczała. Tylko biegła.
Skręciłam w lewo. Myślałam, że ją zgubię. ( postać) Jednak ku memu zdumieniu kroki po paru sekundach były coraz bliżej niż poprzednio. Nie mogłam już biec. Byłam zmęczona. Ludzie kto ma tyle siły??? Gdy stanęłam ktoś szarpnął mnie za ramię.
Teraz stałam twarzą w twarz z wysokim przystojnym chłopakiem z czarnymi włosami.
Nie mówił do mnie. Nie wiedziałam po co mnie złapał.
< Shu? Jak mówiłam weny nie ma , ale jest chęć kary! :) >
Słuchałam samotnych dźwięków. Wśród ciszy nie było niczego.
Peruna już dawno zaszyła się w swoim pałacu, Moon uciekła trenować. Ja nie miałam zamiaru jeszcze wracać do kryjówki. Poza tym był piękny poranek. Chciałam pospacerować, coś podkusiło mnie do pójścia do miasta.
Złapałam malutki pakunek, który niosłam ze sobą już od jakiegoś czasu...
Przechodziłam przez ulice, oglądałam targowiska budzące się do życia... Wszystko wyglądało przepięknie.
Właśnie dziś ludzie otwierali swoje stoiska. Nagle moją uwagę przykuło malusieńkie stoisko ze świeżymi owocami.
Były piękne. Ślinka ciekła.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że od ponad tygodnia nie miałam niczego w buzi...
Byłam głodna. Chciałam coś zjeść. Poczuć ten soczysty smak... Nie myśląc dużo podbiegłam do stoiska i udałam oglądającą klientkę. Mężczyzna, który sprzedawał towar uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Dzień dobry Panienko! Co by chciała pani kupić?- wskazał na świeże owoce.
Miałam okazję.. Szybko przekazałam mu w myślach:
~Ktoś mnie woła!- Jak na zawołanie facet odwrócił się do mnie plecami i pobiegł w kierunku swojego kolegi, który był przy pobliskim stoisku.
Złapałam pierwszy lepszy owoc i pobiegłam przed siebie. Byłam szczęśliwa, że mi się udało.
Jeśli miałam szczęście nikt się nie zorientował. Przynajmniej tak myślałam. Facet ze stoiska mnie nie ujrzał. Zobaczyła mnie jednak jakaś postać. Słyszałam za sobą kroki, które później przerodziły się w trucht a na koniec w pogoń. Postać nie krzyczała. Tylko biegła.
Skręciłam w lewo. Myślałam, że ją zgubię. ( postać) Jednak ku memu zdumieniu kroki po paru sekundach były coraz bliżej niż poprzednio. Nie mogłam już biec. Byłam zmęczona. Ludzie kto ma tyle siły??? Gdy stanęłam ktoś szarpnął mnie za ramię.
Teraz stałam twarzą w twarz z wysokim przystojnym chłopakiem z czarnymi włosami.
Nie mówił do mnie. Nie wiedziałam po co mnie złapał.
< Shu? Jak mówiłam weny nie ma , ale jest chęć kary! :) >
No, no kto się tu WRESZCIE pojawił ? :)
,,W życiu są wzloty i upadki. Tylko jak na razie to brak wzlotów i same upadki."
Godność: Frankenstein... (Nie bierzcie tego na poważnie... Błagam was) - Shu Van Grothess, ale dla przyjaciół Dakar lub Sal (zdrobnienie od Salvaro) jak kto woli
Płeć: Facet
Wiek: 19 lat
Rasa: Jeźdźca smoków
Ścieżka: Przywódca obrońców
Głos: This Is Halloween
Aparycja: Dakar posiada (,,cudowne"xd) czarne włosy, krótko ostrzyżone. Z jego ciemnych, czarnych oczu trudno wyczytać jakiekolwiek emocje. Na boku, po prawej stronie ma wypalony znak, który w jego rodzie miał oznaczać jeźdzca smoków . Dokładniej przedstawia on, jak można byłoby się spodziewać, szmaragdowego smoka, którego otacza czerwona róża z wyrytymi na jej płatkach symbolami w smoczym języku. Jest ich dokładnie siedem, i każde po kolei symbolizuje: Wodę, Ziemię, Ogień, Powietrze, Niebo, Życie i Śmierć. Najczęściej chodzi w czarnej, bluzie dresowej i założonym na głowę kapturem, a także w tej samej barwie obcisłych dżinsach. Na prawej ręce ma tatuaż przedstawiający wijącą się wokół niej roślinę. Częstym widokiem jest także jak słucha muzyki na czarnozielonych słuchawkach.
Charakter: Dobrze. No to tak. Shu jest typkiem.... Trudno stwierdzić. To zależy od humoru. Zazwyczaj jest cichy i mało mówny, szczególnie przy kontakcie z płcią przeciwną, ale to wszystko raczej przez jego nieśmiałość. Mimo to bardzo lubi towarzystwo i rzecz jasna świetną zabawę, choć na początku znajomości trudno to po nim poznać. Jest także nie ufny, odkąd ludzie zamordowali jego rodziców trzeba się trochę nasilić, by je zdobyć. Jak już ta znajomość rozkwitnie będzie można ujrzeć jego prawdziwą twarz. Jest odważny i nigdy, ale to prze nigdy nie zostawi kogoś w potrzebie. Ma rzadko spotykane poczucie humoru i jest niezwykle sympatyczny. Także... A zresztą więcej się o nim dowiecie poznając go osobiście.
Historia:
Urodził się w Anglii, nie mieszkał ani w mieście, ani w jakiejś wsi itp. On i jego rodzina żyli samotnie w środku lasu. Nie byli biedni i właściwie większa część lasu od zawsze należała do jego rodziny. Pewnie większość zastanawiałaby się dlaczego chcieli żyć w odosobnieniu skoro tak dobrze im się powodzi, ale to wszystko sprowadzało się tylko do jednego. W jego rodzinie od zawsze co prawie dwieście lat rodzi się jeden smoczy jeździec, czasem nawet dwoje. Tak było właśnie w jego i Veroniki przypadku. Veronika była jego bliźniaczą siostrą. Kiedy skończyli trzynaście lat oboje otrzymali po jednym smoczym jajku, z których niedługo potem wykłuły się smoki. Shu trawiła się smoczyca, miała mroczny wygląd z czego najbardziej charakterystyczne były jej skrzydła, które były całe postrzępione i ogromne rozmiary. Oczywiście na początku nie było tego widać, ale z czasem, gdy dorosła miała niewyobrażalne rozmiary. Nazywała się Yukissa, co w smoczym języku oznaczało Niebo. Smoczyca zawsze była bardzo złośliwa i często pokazywała Dakarowi swoje charakterki. Mimo to zawsze była wobec niego bardzo wierna, nawet kiedy się popisywała swoimi smoczymi umiejętnościami. Veronice wykluł się samiec o czerwonej barwie i niezwykle towarzyskim i przyjacielskim charakterem. W przeciwieństwie do Yukissy, Treg, bo tak się nazywał, był dosyć mały, powiedzmy, że wielkości trzech słoni. Żyło im się bardzo dobrze, nigdy nie narzekali na swoje życie, bo niby czemu? Z czasem jednak coś się zaczęło dziać. Mieszkańcy niedalekiego miasteczka zaczęli coś podejrzewać, oskarżyli ich o czary i nazwali ich powodem wszystkich swoich nieszczęść. Kiedy rodzeństwa akurat nie było w domu, bo wybrali się ze smokami na polowanie, ludzie wdarli się na ich terytorium i podpaliło ich rezydencję. W pożarze zginęła cała ich rodzina i ich smoki wraz z jajami Yukissy, która to miała zostać niedługo matką. Dakar był zrozpaczony, a z czasem jego żal zamienił się w olbrzymią nienawiść do ludzi. Niestety to nie był jednak koniec. Kiedy to leciał z siostrą nad lasem, rozpętała się burza. Smoki nie miały, gdzie wylądować więc musieli lecieć dalej, aż w pewnym momencie pechowo Treg zahaczył skrzydłem o jedno z drzew i złamał je. Veronica próbowała wylądować, lecz nie utrzymała się na grzbiecie smoka i spadła. Podczas upadku złamała sobie kręgosłup, jednak jakimś cudem udało jej się przeżyć. Treg nie miał niestety tyle szczęścia, uderzając w liczne drzewa w pewnym momencie przetrącił sobie kark i zginął. Mimo tego, że Veronika przeżyła jej rany były zbyt poważne i zapadła w śpiączkę. Shu zakupił jej pokój w szpitalu i umieścił ją tam mając nadzieję, że pewnego dnia się obudzi. Zamieszkał niedaleko, by być jak najbliżej jej. I tak jakoś skończył tutaj.
Zdolności: Porozumiewanie się ze smokami i mówienie w ich językach.
Zainteresowania: Kocha grać na fortepianie i czasem też pobrzdąka na gitarze. Często z nudów szkicuje (co o dziwo dobrze mu wychodzi) ale nie lubi nikomu swoich dzieł pokazywać. Kto jak kto, ale on bardzo lubi słuchać muzyki.
Rodzina: Jego rodzice zginęli w pożarze, a jedyna siostra miała wypadek samochodowy i od prawie siedmiu lat jest w stanie śpiączki w szpitalu.
Zauroczenie: Na takie pytania to on nie odpowiada
Właściciel: Gimli123
Inne zdjęcia: X X X X Yukiss: X
Eriany: 100
Godność: Frankenstein... (Nie bierzcie tego na poważnie... Błagam was) - Shu Van Grothess, ale dla przyjaciół Dakar lub Sal (zdrobnienie od Salvaro) jak kto woli
Płeć: Facet
Wiek: 19 lat
Rasa: Jeźdźca smoków
Ścieżka: Przywódca obrońców
Głos: This Is Halloween
Aparycja: Dakar posiada (,,cudowne"xd) czarne włosy, krótko ostrzyżone. Z jego ciemnych, czarnych oczu trudno wyczytać jakiekolwiek emocje. Na boku, po prawej stronie ma wypalony znak, który w jego rodzie miał oznaczać jeźdzca smoków . Dokładniej przedstawia on, jak można byłoby się spodziewać, szmaragdowego smoka, którego otacza czerwona róża z wyrytymi na jej płatkach symbolami w smoczym języku. Jest ich dokładnie siedem, i każde po kolei symbolizuje: Wodę, Ziemię, Ogień, Powietrze, Niebo, Życie i Śmierć. Najczęściej chodzi w czarnej, bluzie dresowej i założonym na głowę kapturem, a także w tej samej barwie obcisłych dżinsach. Na prawej ręce ma tatuaż przedstawiający wijącą się wokół niej roślinę. Częstym widokiem jest także jak słucha muzyki na czarnozielonych słuchawkach.
Charakter: Dobrze. No to tak. Shu jest typkiem.... Trudno stwierdzić. To zależy od humoru. Zazwyczaj jest cichy i mało mówny, szczególnie przy kontakcie z płcią przeciwną, ale to wszystko raczej przez jego nieśmiałość. Mimo to bardzo lubi towarzystwo i rzecz jasna świetną zabawę, choć na początku znajomości trudno to po nim poznać. Jest także nie ufny, odkąd ludzie zamordowali jego rodziców trzeba się trochę nasilić, by je zdobyć. Jak już ta znajomość rozkwitnie będzie można ujrzeć jego prawdziwą twarz. Jest odważny i nigdy, ale to prze nigdy nie zostawi kogoś w potrzebie. Ma rzadko spotykane poczucie humoru i jest niezwykle sympatyczny. Także... A zresztą więcej się o nim dowiecie poznając go osobiście.
Historia:
Urodził się w Anglii, nie mieszkał ani w mieście, ani w jakiejś wsi itp. On i jego rodzina żyli samotnie w środku lasu. Nie byli biedni i właściwie większa część lasu od zawsze należała do jego rodziny. Pewnie większość zastanawiałaby się dlaczego chcieli żyć w odosobnieniu skoro tak dobrze im się powodzi, ale to wszystko sprowadzało się tylko do jednego. W jego rodzinie od zawsze co prawie dwieście lat rodzi się jeden smoczy jeździec, czasem nawet dwoje. Tak było właśnie w jego i Veroniki przypadku. Veronika była jego bliźniaczą siostrą. Kiedy skończyli trzynaście lat oboje otrzymali po jednym smoczym jajku, z których niedługo potem wykłuły się smoki. Shu trawiła się smoczyca, miała mroczny wygląd z czego najbardziej charakterystyczne były jej skrzydła, które były całe postrzępione i ogromne rozmiary. Oczywiście na początku nie było tego widać, ale z czasem, gdy dorosła miała niewyobrażalne rozmiary. Nazywała się Yukissa, co w smoczym języku oznaczało Niebo. Smoczyca zawsze była bardzo złośliwa i często pokazywała Dakarowi swoje charakterki. Mimo to zawsze była wobec niego bardzo wierna, nawet kiedy się popisywała swoimi smoczymi umiejętnościami. Veronice wykluł się samiec o czerwonej barwie i niezwykle towarzyskim i przyjacielskim charakterem. W przeciwieństwie do Yukissy, Treg, bo tak się nazywał, był dosyć mały, powiedzmy, że wielkości trzech słoni. Żyło im się bardzo dobrze, nigdy nie narzekali na swoje życie, bo niby czemu? Z czasem jednak coś się zaczęło dziać. Mieszkańcy niedalekiego miasteczka zaczęli coś podejrzewać, oskarżyli ich o czary i nazwali ich powodem wszystkich swoich nieszczęść. Kiedy rodzeństwa akurat nie było w domu, bo wybrali się ze smokami na polowanie, ludzie wdarli się na ich terytorium i podpaliło ich rezydencję. W pożarze zginęła cała ich rodzina i ich smoki wraz z jajami Yukissy, która to miała zostać niedługo matką. Dakar był zrozpaczony, a z czasem jego żal zamienił się w olbrzymią nienawiść do ludzi. Niestety to nie był jednak koniec. Kiedy to leciał z siostrą nad lasem, rozpętała się burza. Smoki nie miały, gdzie wylądować więc musieli lecieć dalej, aż w pewnym momencie pechowo Treg zahaczył skrzydłem o jedno z drzew i złamał je. Veronica próbowała wylądować, lecz nie utrzymała się na grzbiecie smoka i spadła. Podczas upadku złamała sobie kręgosłup, jednak jakimś cudem udało jej się przeżyć. Treg nie miał niestety tyle szczęścia, uderzając w liczne drzewa w pewnym momencie przetrącił sobie kark i zginął. Mimo tego, że Veronika przeżyła jej rany były zbyt poważne i zapadła w śpiączkę. Shu zakupił jej pokój w szpitalu i umieścił ją tam mając nadzieję, że pewnego dnia się obudzi. Zamieszkał niedaleko, by być jak najbliżej jej. I tak jakoś skończył tutaj.
Zdolności: Porozumiewanie się ze smokami i mówienie w ich językach.
Zainteresowania: Kocha grać na fortepianie i czasem też pobrzdąka na gitarze. Często z nudów szkicuje (co o dziwo dobrze mu wychodzi) ale nie lubi nikomu swoich dzieł pokazywać. Kto jak kto, ale on bardzo lubi słuchać muzyki.
Rodzina: Jego rodzice zginęli w pożarze, a jedyna siostra miała wypadek samochodowy i od prawie siedmiu lat jest w stanie śpiączki w szpitalu.
Zauroczenie: Na takie pytania to on nie odpowiada
Właściciel: Gimli123
Inne zdjęcia: X X X X Yukiss: X
Eriany: 100
Od Dhirena, cd. Aidy
Gdy tylko zostałem sam, zacząłem wyć. Z bólu, rozpaczy, frustracji,
wszystko jedno. W końcu skończyły się resztki mojej energii wypływające
wraz z widoczną już posoką. Znowu straciłem świadomość, teraz chyba już
na krócej.
Krzyknąłem z głębi duszy, żeby wreszcie usłyszeć uspokajający głos mojego smoka, ale nic sie nie wydarzyło. Kolejny raz traciłem cały swój świat... kolejny raz!
"Czego ryczysz? Przecież tego właśnie chcesz, prawda? Podoba ci się!" szyderczy głos znowu odzewał się w mojej głowie, wywołany z pamięci zupełnie wbrew mojej woli. Głos kogoś, kto powinien być moim oparciem, a stał się najgorszym potworem, jakiego spokałem - mojego brata Rene. "Ciekawe, co by powiedział tatuś, gdyby sę dowiedział, jakiego spłodził pedała. Hahaha!" choć nierealny, ten śmiech odbijał się echem w mojej głowie jeszcze przez długi czas, niosąc za sobą niemal realne wizje przeszłości. Bolało i to nie tylko fizycznie.
Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że moja ręka odruchowo wodzi po długiej bliźnie wzdłuż lewego boku aż do klatki piersiowej. Była teraz do połowy odsłonięta, inaczej opatrzenie otwartej już rany byłoby niemożliwe. Skuliłem się z głuchym odczuciem zupełnej samotności.
Drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i do pokoju wszedł mój tymczasowy gospodarz w wyraźnie dobrym humorze. Odwróciłem głowę w tyłem do niego, starając się ukryć łzy, które od jakiegoś czasu płynęły już po moich policzkach.
- Przyprowadziłęm twojego smo... Ej, co jest? - spytał, zauważając moją pozycję. Poczułem ukłucie w myślach, podobne do tego, jakim zawsze zwracał na siebie uwagę Rakyo. Ale to nie był on... - Już, już, wszystko będzie ok. No,chodź - mężczyzna usiadł na łóżku i rozłożył ręce w zachęcającym geście. Sam nie wiem, dlaczego, ale już po chwili byłem schowany w jego objęciach i moczyłem mu koszulę łzami. Było już za późno na opanowanie się.
Krzyknąłem z głębi duszy, żeby wreszcie usłyszeć uspokajający głos mojego smoka, ale nic sie nie wydarzyło. Kolejny raz traciłem cały swój świat... kolejny raz!
"Czego ryczysz? Przecież tego właśnie chcesz, prawda? Podoba ci się!" szyderczy głos znowu odzewał się w mojej głowie, wywołany z pamięci zupełnie wbrew mojej woli. Głos kogoś, kto powinien być moim oparciem, a stał się najgorszym potworem, jakiego spokałem - mojego brata Rene. "Ciekawe, co by powiedział tatuś, gdyby sę dowiedział, jakiego spłodził pedała. Hahaha!" choć nierealny, ten śmiech odbijał się echem w mojej głowie jeszcze przez długi czas, niosąc za sobą niemal realne wizje przeszłości. Bolało i to nie tylko fizycznie.
Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że moja ręka odruchowo wodzi po długiej bliźnie wzdłuż lewego boku aż do klatki piersiowej. Była teraz do połowy odsłonięta, inaczej opatrzenie otwartej już rany byłoby niemożliwe. Skuliłem się z głuchym odczuciem zupełnej samotności.
Drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i do pokoju wszedł mój tymczasowy gospodarz w wyraźnie dobrym humorze. Odwróciłem głowę w tyłem do niego, starając się ukryć łzy, które od jakiegoś czasu płynęły już po moich policzkach.
- Przyprowadziłęm twojego smo... Ej, co jest? - spytał, zauważając moją pozycję. Poczułem ukłucie w myślach, podobne do tego, jakim zawsze zwracał na siebie uwagę Rakyo. Ale to nie był on... - Już, już, wszystko będzie ok. No,chodź - mężczyzna usiadł na łóżku i rozłożył ręce w zachęcającym geście. Sam nie wiem, dlaczego, ale już po chwili byłem schowany w jego objęciach i moczyłem mu koszulę łzami. Było już za późno na opanowanie się.
Od Aidy cd. Dhirena
Patrzyłem się na twarz przerażonego chłopaka. Jego wzrok powędrował na ekran telewizora.
- Rakyo... - wyszeptał z niedowierzaniem. Odwróciłem się. Na pasku informacyjnym widniało zdanie: "Znaleziono niezwykłe zwierzę w okolicy Puszczy Ciemnoleskiej". Chłopak mimo tylu ran podniósł się z łóżka. Zgięty w pół podszedł do drzwi i wyciągną rękę aby chwycić za klamkę. Podbiegłem do chłopaka i złapałem go za rękę.
- A ty dokąd? Chcesz ratować zwierzątko w takim stanie. Nigdzie nie idziesz. - Po tych słowach odwrócił się w moją stronę. Wyraz jego twarzy krzyczał ''zostaw mnie'' i jednocześnie ''pomóż''. Nim się zorientowałem, że jego stan się pogorszył, chłopak już leciał na podłogę. W ostatniej chwili złapałem go. Zbliżyłem twarz do jego twarzy. Zamkną oczy i przygryzł wargę czekając na mój ruch, którego bardzo nie chciał. Uśmiechnąłem się. Wziąłem księżniczkę na ręce i zaniosłem ją do łóżka.
- Poczekaj tu na mnie - po tych słowach ucałowałem jego czoło. Chłopak wydał z siebie cichy pisk. Opuściłem dom. Pobiegłem w stronę lasu. Chciałem sprowadzić smoka do domu. A przynajmniej miałem taki zamiar. Jeszcze nie myślałem nad tym co zrobię jak go znajdę. Biegłem dalej przez las. Co kilkanaście kroków krzyczałem jego imię, stawałem i nasłuchiwałem. Powoli zbliżałem się do miejsca, w którym ostatni raz widziałem smoka. Na miejscu zacząłem się rozglądać. Coś się poruszyło.
- Rakyo, wiem że tam jesteś. Wyjdź - cisza...
- Twój przyjaciel mnie przysłał. - Nie wierzę gadam do smoka, którego nie widzę. Jeszcze żeby telewizja to wszystko nagrywała. Już widzę te nagłówki w gazetach: ''Rozmawiający ze sobą psychopata mieszkający w lesie''. Do domu bym nawet nie miał po co wracać. Wizję mojej przyszłości zakłócił głośny ryk. Za moimi plecami najwidoczniej stał Rakyo. Powoli zacząłem się obracać w stronę smoka... Oesu! Nawet nie zapytałem o imię osoby, która teraz wygrzewa się w moim łóżku.
- Masz iść ze mną - powiedziałem dość niepewnie reakcji smoka. Cały czas był gotowy do ataku. Zacząłem podnosić ręce do góry, bo jeszcze chwila a poczuł bym jak się trawię w jego żołądku rozszarpany na kawałeczki. Chyba jego nastawienie uległo zmianie.
- Wiem, że rozumiesz moje słowa. On czeka na ciebie. Martwi się. Mam cię do niego zaprowadzić.
Smok wykręcał głowę w różne strony. Wyglądał jakby analizował słowa. Przemieniłem się w nietoperza i wzbiłem się ku górze. Nie byłem pewny czy smok zrobi to samo. Niecierpliwie czekałem na jakiś jego ruch. W końcu smok znalazł się obok mnie. Lecieliśmy do domu.
- Możesz przestać?! - warknąłem do mojego chwilowego towarzysza. Moc z jaką powietrze uderzało mnie przy każdym wymachu jego skrzydłem było jak tornado. Co chwila mój lot stawał się niestabilny. Smok zwolnił lot i wycofał się na tył.
- Dobra jesteśmy. Jak możesz zachowuj się w miarę cicho.
Dom mój wyglądał jak jedna z bardziej luksusowych ruder dlatego posiadał też coś takiego, co nazywa się garażem. Otworzyłem go i czekałem. Uznałem smoka na tyle inteligentne zwierzę, że domyśli się o co mi chodziło.
- No na co czekasz... Właź.
- *pomruki wyrażające niechęć w smoczym języku*
Rakyo niechętnie wszedł do garażu. W samą porę. Moja starsza sąsiadka wychodziła właśnie na partyjkę pokera jak co tydzień. Jeszcze tylko grzeczne przywitanie i mogłem spokojnie wejść do domu po moją podwójną nagrodę.
- Rakyo... - wyszeptał z niedowierzaniem. Odwróciłem się. Na pasku informacyjnym widniało zdanie: "Znaleziono niezwykłe zwierzę w okolicy Puszczy Ciemnoleskiej". Chłopak mimo tylu ran podniósł się z łóżka. Zgięty w pół podszedł do drzwi i wyciągną rękę aby chwycić za klamkę. Podbiegłem do chłopaka i złapałem go za rękę.
- A ty dokąd? Chcesz ratować zwierzątko w takim stanie. Nigdzie nie idziesz. - Po tych słowach odwrócił się w moją stronę. Wyraz jego twarzy krzyczał ''zostaw mnie'' i jednocześnie ''pomóż''. Nim się zorientowałem, że jego stan się pogorszył, chłopak już leciał na podłogę. W ostatniej chwili złapałem go. Zbliżyłem twarz do jego twarzy. Zamkną oczy i przygryzł wargę czekając na mój ruch, którego bardzo nie chciał. Uśmiechnąłem się. Wziąłem księżniczkę na ręce i zaniosłem ją do łóżka.
- Poczekaj tu na mnie - po tych słowach ucałowałem jego czoło. Chłopak wydał z siebie cichy pisk. Opuściłem dom. Pobiegłem w stronę lasu. Chciałem sprowadzić smoka do domu. A przynajmniej miałem taki zamiar. Jeszcze nie myślałem nad tym co zrobię jak go znajdę. Biegłem dalej przez las. Co kilkanaście kroków krzyczałem jego imię, stawałem i nasłuchiwałem. Powoli zbliżałem się do miejsca, w którym ostatni raz widziałem smoka. Na miejscu zacząłem się rozglądać. Coś się poruszyło.
- Rakyo, wiem że tam jesteś. Wyjdź - cisza...
- Twój przyjaciel mnie przysłał. - Nie wierzę gadam do smoka, którego nie widzę. Jeszcze żeby telewizja to wszystko nagrywała. Już widzę te nagłówki w gazetach: ''Rozmawiający ze sobą psychopata mieszkający w lesie''. Do domu bym nawet nie miał po co wracać. Wizję mojej przyszłości zakłócił głośny ryk. Za moimi plecami najwidoczniej stał Rakyo. Powoli zacząłem się obracać w stronę smoka... Oesu! Nawet nie zapytałem o imię osoby, która teraz wygrzewa się w moim łóżku.
- Masz iść ze mną - powiedziałem dość niepewnie reakcji smoka. Cały czas był gotowy do ataku. Zacząłem podnosić ręce do góry, bo jeszcze chwila a poczuł bym jak się trawię w jego żołądku rozszarpany na kawałeczki. Chyba jego nastawienie uległo zmianie.
- Wiem, że rozumiesz moje słowa. On czeka na ciebie. Martwi się. Mam cię do niego zaprowadzić.
Smok wykręcał głowę w różne strony. Wyglądał jakby analizował słowa. Przemieniłem się w nietoperza i wzbiłem się ku górze. Nie byłem pewny czy smok zrobi to samo. Niecierpliwie czekałem na jakiś jego ruch. W końcu smok znalazł się obok mnie. Lecieliśmy do domu.
- Możesz przestać?! - warknąłem do mojego chwilowego towarzysza. Moc z jaką powietrze uderzało mnie przy każdym wymachu jego skrzydłem było jak tornado. Co chwila mój lot stawał się niestabilny. Smok zwolnił lot i wycofał się na tył.
- Dobra jesteśmy. Jak możesz zachowuj się w miarę cicho.
Dom mój wyglądał jak jedna z bardziej luksusowych ruder dlatego posiadał też coś takiego, co nazywa się garażem. Otworzyłem go i czekałem. Uznałem smoka na tyle inteligentne zwierzę, że domyśli się o co mi chodziło.
- No na co czekasz... Właź.
- *pomruki wyrażające niechęć w smoczym języku*
Rakyo niechętnie wszedł do garażu. W samą porę. Moja starsza sąsiadka wychodziła właśnie na partyjkę pokera jak co tydzień. Jeszcze tylko grzeczne przywitanie i mogłem spokojnie wejść do domu po moją podwójną nagrodę.
Mroczne postacie przychodzą parami
Godność: Konan SaDiablo
Płeć: Kobieta
Wiek: 19 lat
Rasa: Jeździec smoków
Ścieżka: Uczeń obrońców
Głos: Flashlight - Bethany Mota
Aparycja: Konan ma około 175 cm wzrostu. Ma naturalnie czerwone oczy i czarne białka. Jej karnacja jest bardzo jasna, ma dużo tatuaży. W uszach ma tunele i kilka kolczyków. Figura dziewczyny ma bardzo ładną figurę. Konan na ogół ubiera się w ciemne bluzy, spodnie oraz białe koszulki. Rzadko zakłada sukienki.
Charakter: Jaka jest? Hmm... Przede wszystkim jest ona towarzyska. Lecz czasami lubi posiedzieć sobie sama. Kocha muzykę oraz sport. Niektóre osoby ocenia po wyglądzie. Jeśli jesteś niechlujną osobą która nie dba o siebie w ogóle, to nie licz na jej szacunek. Jest bardzo bezpośrednia. Wie kiedy ma siedzieć cicho a kiedy ma coś powiedzieć. Dużo myśli ale też szybko. Nie należy do osób które się boją wszystkiego. Potrafi pokonywać lęki lecz o niektórych nawet nie chce myśleć. W końcu każdy się czegoś boi. Tobie może wydawać się, że już jesteście przyjaciółmi ale ona twierdzi, że jesteście dopiero dobrymi znajomymi. Trudno zdobyć jej zaufanie. Dla przyjaciół jest lojalna i wierna. Wrogów nienawidzi i pragnie za wszelką cenę ich zniszczyć lub dokopać jak najmocniej. Potrafi kochać z głową. Nienawidzi jak ktoś narzuca jej własne zasady. Szalona i zwariowana dziewczyna. Czasem może wydawać się, że olewa wszystko wokół a tak naprawdę prawie eksploduje z ciekawości. Zdarza się jej, że jest porywcza i wulgarna.
Adrenalina jest jej drugim imieniem. Ma duszę podróżnika, bardzo lubi zwiedzać i odkrywać nowe miejsca. Zdarza się, że zrobi coś wbrew prawu. Od czasu do czasu może poflirtować. Kiedy jest w pracy jest skupiona, poważna i pracowita. Nienawidzi się chwalić. Zawsze walczy do końca. Daje z siebie wszystko, chodź stara się dać jeszcze więcej. Na ogół jest dosyć impulsywną osobą.
Dziewczyna jest cholernie inteligentna i sprytna. Potrafi zawsze coś wykombinować , aby uratować swój tyłek lub kogoś.
Historia: Pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Matka jej była jeźdźcem smoków w ojciec magiem. Dziewczyna odziedziczyła po Kim wszystkie zdolności, może nawet kilka po ojcu? Zresztą... Konan ma trzech braci (dwóch starszych i jeden bliźniak). Niestety nie zdążyła poznać matki. Zmarła podczas narodzin Deamona, brata bliźniaka młodszego o kilka minut. Wychowywał ją ojciec z pomocą ciotki. Z braćmi uczyli się opanowywać swoje zdolności, nikt im nie pomagał.
Kilka lat później Aaron zaczął wyżywać się na swoich dzieciach za wszystkie niepowodzenia. Kiedy Konan miała piętnaście lat ojciec na jej oczach zabił dwóch braci, za co? Za to, że chcieli uciec z domu. Niedługo potem zginął w wypadku. Razem z bliźniakiem ruszyła w świat aż trafiła tutaj.
Zdolności:
-Odporna na ogień oraz nim włada
-Rozmawia ze wszystkimi smokami, ma lepszy kontakt z samcami.
-Ze swoją smokiem rozmawia za pomocą myśli
-Czuje to samo co jej smok, jeśli się skupi potrafi zobaczyć to samo co on.
-Jeszcze ma kilka nieodkrytych
Zainteresowania: Konan ponad wszystko kocha podróże. Walka. Sport. Rysowanie. Muzyka. Taniec. Poezja. Czytanie książek.
Rodzina:
Kim- Matka, nie żyje. Zmarła podczas porodu Daemona
Aaron- Ojciec, nie żyje.
John- Starszy o pięć lat brat, zabity przez ojca.
Amir- Starszy o sześć lat brat, zabity przez ojca.
Deamon- Brat bliźniak, młodszy o kilka minut.
Sara- Ciotka, nie wie co się z nią dzieje.
Zauroczenie: ...
Właściciel: elizka652
Inne zdjęcia: X smok Zende - X
Eriany: 100
Nie za dużo tych morcznych postaci?
"Rodzimy się po to aby umrzeć"
Godność: Deamon SaDiablo
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Rasa: Mag
Ścieżka: Początkujący inżynier
Głos: Słoń - Berserk
Aparycja: Wysoki mężczyzna o jasnej karnacji. Jedno oko ma zakryte włosami. Drugie oko ma kolor tęczówki czerwony, a białka czarny. Jego ciało jest pokryte tatuażami. W uszach ma tunele oraz kilka kolczyków. Mimo tego, że jest szczupły jest bardzo dobrze zbudowany, niech nie zwiedzie Cię jego wygląd. Jest bardzo silny. Ma wygolony bok oraz długie, czarne włosy. Nie ma określonego stylu ubierania się.
Charakter: Daemon jest bardzo trudnym osobnikiem. W ułamku sekundy z miłego może stać się maszyną do zabijania. Nienawidzi być w centrum uwagi. Jest bardzo porywczy. Jeśli coś sobie postanowi będzie to miał, idzie po trupach do wyznaczonego celu. Jest niezwykle uparty, inteligentny oraz sprytny. Zawsze daje z siebie jak najwięcej. Chyba jeszcze nikt nie zdobył jego pełnego zaufania oraz jego sympatii, nie licząc oczywiście siostry. Nie wie jak to jest kochać i być kochanym. Nie zdradza w żaden sposób swoich emocji. Odwaga i honor jest dla niego bardzo ważna. Nie należy do osób które robią coś spontanicznie. Jest bardzo opanowany i poważny. Bardzo rzadko się uśmiecha (prawie wcale). Jest nieziemsko spokojny. Kiedy już się zdenerwuje wtedy jest nie do zatrzymania. Potrafi zabić z zimną krwią. Szczery do bólu, nieraz doprowadza innych do łez. Nienawidzi być w centrum zainteresowania oraz opowiadać o sobie. Umie być pomocny i opiekuńczy, ale potrafi przejść obok i nie zrobić nic. Niezwykle silny psychicznie, nikt go nie złamie. Śmierć nie robi na nim żadnego wrażenia, może pozbawić kogoś życia bez jakichkolwiek skrupułów.
Historia: Nim przyszedł na świat już miał na swoim koncie morderstwo. Podczas porodu zabił swoją matkę. Ojciec jego od tamtej pory uważał go za potwora, nienawidzili się ze szczerego serca. Daemon od kiedy tylko pamięta był bity i poniżany przez Aarona. Pierwsze lata przeżył dzięki ciotce i starszym braciom. Przez piętnaście lat ojciec robił z jego życia istne piekło. Złamał jego psychikę, od tamtej pory jest skryty w sobie, nie mówi o swoich uczuciach i przeszłości. Pewnego dnia zniknęło dwóch braci chłopaka, uciekli z domu. Nie chcieli już dłużej patrzyć na to co się tam dzieje, kilka dni później Aaron znalazł ich i przyprowadził do domu. Na oczach Daemona i Konan zabił ich. Kilka tygodni później sam zmarł w wypadku. Kiedy chłopak się tego dowiedział był to najszczęśliwszy dzień jego życia. Wtedy to ruszył zz siostrą w świat, aż trafili tutaj.
Zdolności: Daemon jest magiem śmierci. Wie kiedy ktoś umrze i z jakich powodów. Lecz nie wyjawia nikomu prawdy. Widzi zmarłych, demony itp. Rozmawia z nimi i wykorzystuje je do wali z wrogiem. Może kogoś przywrócić do życia, nie korzysta z tej zdolności. Potrafi zablokować ciało i umysł, tak aby nikt nie mógł go kontrolować.
Zainteresowania: Lubi chodzić na spacery nocą. Gotowanie. Muzyka Walka. Sport.
Kim- Matka, nie żyje. Zmarła podczas jego porodu.
Aaron- Ojciec, nie żyje.
John- Starszy o pięć lat brat, zabity przez ojca.
Amir- Starszy o sześć lat brat, zabity przez ojca.
Konan- Siostra bliźniaczka, starsza o kilka minut.
Sara- Ciotka, nie wie co się z nią dzieje.
Zauroczenie: Czy ktoś potrafiłby odnaleźć w nim jakiekolwiek uczucia? Nie sądzę!
Właściciel: elizka652
Inne zdjęcia: X X X X
Eriany: 100
Godność: Deamon SaDiablo
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Rasa: Mag
Ścieżka: Początkujący inżynier
Głos: Słoń - Berserk
Aparycja: Wysoki mężczyzna o jasnej karnacji. Jedno oko ma zakryte włosami. Drugie oko ma kolor tęczówki czerwony, a białka czarny. Jego ciało jest pokryte tatuażami. W uszach ma tunele oraz kilka kolczyków. Mimo tego, że jest szczupły jest bardzo dobrze zbudowany, niech nie zwiedzie Cię jego wygląd. Jest bardzo silny. Ma wygolony bok oraz długie, czarne włosy. Nie ma określonego stylu ubierania się.
Charakter: Daemon jest bardzo trudnym osobnikiem. W ułamku sekundy z miłego może stać się maszyną do zabijania. Nienawidzi być w centrum uwagi. Jest bardzo porywczy. Jeśli coś sobie postanowi będzie to miał, idzie po trupach do wyznaczonego celu. Jest niezwykle uparty, inteligentny oraz sprytny. Zawsze daje z siebie jak najwięcej. Chyba jeszcze nikt nie zdobył jego pełnego zaufania oraz jego sympatii, nie licząc oczywiście siostry. Nie wie jak to jest kochać i być kochanym. Nie zdradza w żaden sposób swoich emocji. Odwaga i honor jest dla niego bardzo ważna. Nie należy do osób które robią coś spontanicznie. Jest bardzo opanowany i poważny. Bardzo rzadko się uśmiecha (prawie wcale). Jest nieziemsko spokojny. Kiedy już się zdenerwuje wtedy jest nie do zatrzymania. Potrafi zabić z zimną krwią. Szczery do bólu, nieraz doprowadza innych do łez. Nienawidzi być w centrum zainteresowania oraz opowiadać o sobie. Umie być pomocny i opiekuńczy, ale potrafi przejść obok i nie zrobić nic. Niezwykle silny psychicznie, nikt go nie złamie. Śmierć nie robi na nim żadnego wrażenia, może pozbawić kogoś życia bez jakichkolwiek skrupułów.
Historia: Nim przyszedł na świat już miał na swoim koncie morderstwo. Podczas porodu zabił swoją matkę. Ojciec jego od tamtej pory uważał go za potwora, nienawidzili się ze szczerego serca. Daemon od kiedy tylko pamięta był bity i poniżany przez Aarona. Pierwsze lata przeżył dzięki ciotce i starszym braciom. Przez piętnaście lat ojciec robił z jego życia istne piekło. Złamał jego psychikę, od tamtej pory jest skryty w sobie, nie mówi o swoich uczuciach i przeszłości. Pewnego dnia zniknęło dwóch braci chłopaka, uciekli z domu. Nie chcieli już dłużej patrzyć na to co się tam dzieje, kilka dni później Aaron znalazł ich i przyprowadził do domu. Na oczach Daemona i Konan zabił ich. Kilka tygodni później sam zmarł w wypadku. Kiedy chłopak się tego dowiedział był to najszczęśliwszy dzień jego życia. Wtedy to ruszył zz siostrą w świat, aż trafili tutaj.
Zdolności: Daemon jest magiem śmierci. Wie kiedy ktoś umrze i z jakich powodów. Lecz nie wyjawia nikomu prawdy. Widzi zmarłych, demony itp. Rozmawia z nimi i wykorzystuje je do wali z wrogiem. Może kogoś przywrócić do życia, nie korzysta z tej zdolności. Potrafi zablokować ciało i umysł, tak aby nikt nie mógł go kontrolować.
Zainteresowania: Lubi chodzić na spacery nocą. Gotowanie. Muzyka Walka. Sport.
Kim- Matka, nie żyje. Zmarła podczas jego porodu.
Aaron- Ojciec, nie żyje.
John- Starszy o pięć lat brat, zabity przez ojca.
Amir- Starszy o sześć lat brat, zabity przez ojca.
Konan- Siostra bliźniaczka, starsza o kilka minut.
Sara- Ciotka, nie wie co się z nią dzieje.
Zauroczenie: Czy ktoś potrafiłby odnaleźć w nim jakiekolwiek uczucia? Nie sądzę!
Właściciel: elizka652
Inne zdjęcia: X X X X
Eriany: 100
Od Mayi
Po co wyszłam z tego głupiego domu? PO CO??
Czego szukałam? Mam czekać na śmierć?
Teraz moje łzy miały być ostatnią rzeczą jaką zobaczą?
Cienie były coraz bliżej. Musiałam uciekać.
Czułam ich oddechy na plecach. Musiałam w końcu trafić do miasta. To właśnie tam chcieli mnie zapędzić. Tam było ich więcej...
Szukałam schronienia w ciemnych zakamarkach. Jednak nie miałam żadnych szans na ucieczkę.
Mieli pochodnie, byli coraz bliżej. Widziałam to...
Wiedziałam, że jestem inna. Chciałam im to pokazać właśnie w tym momencie. Chciałam złapać pierwszą lepszą postać i pokazać im swoją siłę. Czy mogłam to zrobić? Nie byłam pewna. Wiedziałam jedno.. Coś pchało mnie dalej przed siebie. Ludzie poszukują prawdy. Nie mogą jej dostać. Nie mogą... Nie teraz.
Stawiałam nogi coraz mniej rozważnie. Parę razy się potknęłam.
Czy moja osobliwość musiała być tak poszukiwana?
Czym zawiniłam?
Za pieniądze?
- A jeśli mnie złapią?- ciągle się o to pytałam.- Zostanę sprzedana czy zabita?- Nie chciałam nawet o tym myśleć. Jednak nie mogłam ukrywać, że byłam coraz bliżej śmierci.
Można się cieszyć nie robiąc nam krzywdy...
Między nimi a mną. Ta odległość się zmieniała.
Musiałam stawić im czoła.Wiedziałam, że to moja jedyna szansa.
Odwróciłam się napięcie.
- Teraz albo nigdy - powiedziałam sobie w myślach.
To co zobaczyłam sprawiło, że ręce miałam jak z waty.
Przede mną było z 10 osób. Mieli pochodnie.
Bałam się... Nie byłam niezniszczalna.
To była pewna śmierć... Jednak chciałam podjąć tą walkę. Chociaż mogła być dla mnie zgubna.
- Mamy ją!- krzyknął jeden zapędzając mnie w ślepy zaułek.
~ Jeszcze nie!- przekazałam mu.
- Ooo telepatka?-
Młody mężczyzna zrobił głupią minę. Jakby się mnie brzydził. Otarłam spoconą rękę o swoją bluzkę. Działo się tak zawsze gdy się bałam.
W dłoniach miałam miecze. Dwa fioletowe miecze. Tylko tak mogłam się obronić.
- Nie podchodź do niej! Ma broń!- zawołał drugi.
Pierwszy machnął tylko dłonią. Podszedł do mnie i zapytał.
- To co złotko? Pójdziesz z nami.?- Zadrżałam na dźwięk jego głosu.
Przerażał mnie.
~ Prędzej umrę w boju!- odparłam starając się zachować powagę.
- Jak wolisz.!- Wzruszył ramionami i chciał mnie złapać za rękę.
~ Nie dotykaj mnie!- wrzasnęłam mu do głowy. Facet odskoczył. Miałam ostatnią szansę.
Zmieniłam się w kruka i odleciałam.
Nie miałam wątpliwości. Zaczęła się wojna.
< kto?>
Czego szukałam? Mam czekać na śmierć?
Teraz moje łzy miały być ostatnią rzeczą jaką zobaczą?
Cienie były coraz bliżej. Musiałam uciekać.
Czułam ich oddechy na plecach. Musiałam w końcu trafić do miasta. To właśnie tam chcieli mnie zapędzić. Tam było ich więcej...
Szukałam schronienia w ciemnych zakamarkach. Jednak nie miałam żadnych szans na ucieczkę.
Mieli pochodnie, byli coraz bliżej. Widziałam to...
Wiedziałam, że jestem inna. Chciałam im to pokazać właśnie w tym momencie. Chciałam złapać pierwszą lepszą postać i pokazać im swoją siłę. Czy mogłam to zrobić? Nie byłam pewna. Wiedziałam jedno.. Coś pchało mnie dalej przed siebie. Ludzie poszukują prawdy. Nie mogą jej dostać. Nie mogą... Nie teraz.
Stawiałam nogi coraz mniej rozważnie. Parę razy się potknęłam.
Czy moja osobliwość musiała być tak poszukiwana?
Czym zawiniłam?
Za pieniądze?
- A jeśli mnie złapią?- ciągle się o to pytałam.- Zostanę sprzedana czy zabita?- Nie chciałam nawet o tym myśleć. Jednak nie mogłam ukrywać, że byłam coraz bliżej śmierci.
Można się cieszyć nie robiąc nam krzywdy...
Między nimi a mną. Ta odległość się zmieniała.
Musiałam stawić im czoła.Wiedziałam, że to moja jedyna szansa.
Odwróciłam się napięcie.
- Teraz albo nigdy - powiedziałam sobie w myślach.
To co zobaczyłam sprawiło, że ręce miałam jak z waty.
Przede mną było z 10 osób. Mieli pochodnie.
Bałam się... Nie byłam niezniszczalna.
To była pewna śmierć... Jednak chciałam podjąć tą walkę. Chociaż mogła być dla mnie zgubna.
- Mamy ją!- krzyknął jeden zapędzając mnie w ślepy zaułek.
~ Jeszcze nie!- przekazałam mu.
- Ooo telepatka?-
Młody mężczyzna zrobił głupią minę. Jakby się mnie brzydził. Otarłam spoconą rękę o swoją bluzkę. Działo się tak zawsze gdy się bałam.
W dłoniach miałam miecze. Dwa fioletowe miecze. Tylko tak mogłam się obronić.
- Nie podchodź do niej! Ma broń!- zawołał drugi.
Pierwszy machnął tylko dłonią. Podszedł do mnie i zapytał.
- To co złotko? Pójdziesz z nami.?- Zadrżałam na dźwięk jego głosu.
Przerażał mnie.
~ Prędzej umrę w boju!- odparłam starając się zachować powagę.
- Jak wolisz.!- Wzruszył ramionami i chciał mnie złapać za rękę.
~ Nie dotykaj mnie!- wrzasnęłam mu do głowy. Facet odskoczył. Miałam ostatnią szansę.
Zmieniłam się w kruka i odleciałam.
Nie miałam wątpliwości. Zaczęła się wojna.
< kto?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)