Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny. Pamiętałem tylko, że spadłem z
Rakyo, a potem pojawił się jeden z tych cholernych łowców. Nie chciałem
jeszcze otwierać oczu, niech myślą, że jestem nieprzytomny.
Zawołałem mentalnie Rakyo, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku.
Cisza. Potem drugi raz, ale nadal ta ch*lerna pustka. Nic. Byłem
przerażony, nie wiedziałem, co sie dzieje. Czułem, że coś upina moją
rękę, ale mógł to być równie dobrze bandarz, co kajdanki. Byle skórzane,
z takich potrafiłem się jakoś wykaraskać, z metalowymi było gorzej.
Poczułem zimny dotyk, najpierw na zdrowej ręce, potem powoli
przemieszczający się na bak, gdy sięgnął szyi gwałtownie otworzyłem oczy
i szarpnąłem się w tył. Zabolało, niemal nie popłakałem się z bólu. Nie
wiem, czy było to tylko moje wrażenie, ale czułem, jak zastygła już
krew burzy się w rozcięciu na boku.
Byłem w jakimś nieznanym mi pokoju. Ciemnoszare firanki, raczej
wysłużone łóżko na półtorej osoby na którym właśnie siedziałem, w kącie
stolik z telewizorem. Nie wyglądało to zupełnie na zorganizowane
przedsięwzięcie, ale pozory lubią mylić. Przede mną kucał jakiś
mężczyzna, niemal chorobliwie blady (ale mógł to być efekt światła lub
mojego punktu widzenia człowieka z pustyni), ale nie to zwracało
największą uwagę. Jego oczy były czerwone prawie jak u Rakyo, choć mniej
intensywne w barwie.
- Nie szalej, kotku, bo pobabrasz kolejne już bandaże. A szkoda by było,
żeby takiej ładnej buźce coś się stało - uśmiechnął się lekko, mimo
wszystko chyba szczerze. Skrzywiłem się nieco, zarówno przez spazm bólu w
nodze, jak i podprogowe zabarwienie jego wypowiedzi.
- Gdzie ja jestem? Co zrobiliście z Rakyo? - spytałem ostro, kryjąc moje
przerażenie sytuacją za agresją. Nie spodobało się to mężczyźnie.
- Wolałbym grzeczniej, co? Wpakowałeś się wczoraj na oślep do lasu
mroku. Niezbyt mądrze, ale co ja na to. A co do Rakyo... to o ile to
twój smok, to nie mam zielonego pojęcia, wydawał się być żywy, jak go
zostwiałem - odpowiedział, sięgając po pilot od telewizora i włączając
go. Nie był zbytnio zainteresowany tym, co na nim leciało, bo niemal
zupełnie sciszył głos i obrócił się plecami do ekranu. Za to twarzą aż
nazbyt blisko mnie. - Wiesz, że wypadałoby podziękować, prawda? Nie
jestem Caritasem, moja pomoc kosztuje - wymruczał gardłowo,a mi zmroziło
krew w żyłach.
- Nie mam wiele pieniędzy, a i tak większość jest w monecie, która nie
ma tutaj żadnej wartości - odpowiedziałem, starając się za wszelką cenę
zachować spokój. Moja reakcja tylko rozśmieszyła mężczyznę.
- Oj, kotku, oboje znamy zdecydowanie lepszą walutę, prawda? -
zachichotał, a jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do moich. Nagle w
telewizorze za nim rozbłysnęło coś, co miało mi spedzać sen z powiek
przez bardzo długi czas...
Odepchnąłem mężczznę z całej, niezbyt imponującej, siły, nie tylko
dlatego, że nie miałem zamiaru całować się z kimś, kto chciał mnie
pewnie sprzedać łowcom Amirada. Rozszerzonymi z przerażenia i szoku
oczami wpatrywałem się w monitorek. Na żółtym pasku informacyjnym
przewijało się zdanie "Znaleziono niezwykłe zwierzę w okolicy Puszczy
Ciemnoleskiej", a dziennikarze wskazywali na nieregularną czarną górę.
- Rakyo... - wyszeptałem z nidowierzaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz