Obudziłem się sam. Nie wiem, dlaczego mnie to dziwiło. Miejsce obok mnie
było już zimne. Czego ja się spodziewałem? Podciągnąłem się z trudem,
krzywiąc, gdy zaschnięta krew zaczęła pękać pod wpływem ruchu. Pomacałem
się po kieszeni spodni i z ulgą stwierdziłem, że mam przy sobie
komórkę. Niech tylko jeszcze jakimś cudem działa... Wyciągnąłem ją i
zadowolony stwierdziłem, że mogę z niej dzwonić. Sam nie wiem, jak to
było możliwe, ale poza zbitym digitizerem i startym rogiem wszystko było
w porządku. Znalazłem na liście szybkiego wyboru Annie i zadzwoniłem do
niej.
- Dhi? Gdzie ty jesteś, klient już do mnie dzwonił trzy razy? Ile ja ci
mam razy powtarzać, że... - tak, też sie cieszę, że cię słyszę...
- Annie, słuchaj. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale poodwołuj
wszystkie spotkania, znajdź rybom nowe zbiorniki i zajmij się domem.
Znowu mnie znaleźli i musiałem uciekać - oznajmiłem, przerywając jej.
Annie była jedną z niewielu osób, która wiedziała o Rakyo, mojej
przeszłosci i czyjejś obsesji na moim punkcie.
- Ale jak to? Teraz, jak zaczynaliśmy wyrabiać sobie renomę? Wiesz, że
będziesz musiał ustawiać się od zera... gdzie ty w ogóle jesteś? - głos w
słuchawce był bardzo zirytowany. Zauważyłem, że do pokoju wszedł mój
nowy gospodarz z pełną tacą w ręku. Uśmiechnąłem się lekko do niego. -
An, ja muszę kończyć, nie jestem zbytnio wolny. Sprzedaj wszystko, tak
jak ci mówiłem. Załatwię tu jakiś adres i ci go przekażę, to zamówisz mi
przez internetcoś do ubrania i tyle, reszta kasy jest dla ciebie.
- I jak ty zamieszasz sam sobie dać radę, co? Nie pamiętasz, jak cię
spotkałam? - wiedziałem, że kobieta zaczyna tracić cierpliwość, więc
powinienem się jak najszybciej rozłączyć.
- Pamiętam. Ale tym razem będzie inaczej, zobaczysz. Zawsze mogę poza
serwisem zatrudnić się jeszcze do jakiegoś baru jako pianista. Dobra, ja
muszę już kończyć, czekaj na sms'a z adresem. Acha, i jakby coś, to
załatw mi też parę kosmetyków i tresek, kobiecy wygląd da mi więcej
czasu. Dzięki, kocham cię - rozłączyłem się zanim zdąrzyła cokolwiek
odpowiedzieć.
- Kto to był? - spytał mężczyzna sucho, stawiając przede mną tacę.
Wyraźnie nie podobało mu się moje ostatnie zdanie, ale nie mogłem nic na
to poradzić.
- Annie, organizowała mi pracę i mieszkanie w ostatnim mieście. A co? -
gdy przez dłuższy czas nie otrzymałem odpowiedzi bardziej konkretnej jak
intensywne wpatrywanie się we mnie tymi czerwonymi oczami, westchnąłem.
- Nic mnie z nią nie łączy, jest po czterdziestce, ma męża, dwie córki i
kota, a przede wszystkim, jest kobietą. I to w typie starej, zrzędliwej
ciotki - pewna myśl przeszła mi przez głowę. Z lekkim trudem
przełożyłem nogi za łóżko i usiadłem prosto. - A właściwie, to jeszcze
nie miałem jeszcze nawet okazji pożądnie się przedstawić. Jestem Dhiren.
Dhiren Saghuya, pierwszy syn trzeciej konkubiny na dworze maharadży
Rimahada. A przynajmniej byłem, teraz już tylko włuczę się od miejsca do
miejsca w zależności od tego, na ile długo mam spokój od pogoni -
skłoniłem się na tyle nisko, na ile pozwalał mi na to mój stan.
- J-jasne... Ja jestem Aida Daichi z bardzo nieciekawym rodowodem. To
znalazłeś się tutaj uciekając przed tą "pogonią", tak? A kto cię w ogóle
szuka? - wydawało mi się, że dla mężczyzny opowiadam o ciekawym
scenariuszu filmu akcji, a nie o sobie.
- Konkretnie nie wiem. Ale mają coś wspólnego z emirem, który zabił moje
plemię. W większości to ludzie, ale posiadają na swoich usługach kilka
smoków, czy mthwl (< motahołl>w arabskim مثول - zmienny). Więcej
nie wiem - przyznałem. - To... masz tu może jakieś kontakty? Bo wolałbym
jak najszybciej znaleźć sobie pracę i osiąść na względnie swoim
gruncie. Na razie z wodą pracować raczej nie mogę, więc serwisem
akwariów zajmę się dopiero potem, ale grać mogę przy pewnych środkach
ostrożności. - popatrzyłem wyczekująco na Aidę.
<Aida?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz