Gdy tylko zostałem sam, zacząłem wyć. Z bólu, rozpaczy, frustracji,
wszystko jedno. W końcu skończyły się resztki mojej energii wypływające
wraz z widoczną już posoką. Znowu straciłem świadomość, teraz chyba już
na krócej.
Krzyknąłem z głębi duszy, żeby wreszcie usłyszeć uspokajający głos
mojego smoka, ale nic sie nie wydarzyło. Kolejny raz traciłem cały swój
świat... kolejny raz!
"Czego ryczysz? Przecież tego właśnie chcesz, prawda? Podoba ci się!"
szyderczy głos znowu odzewał się w mojej głowie, wywołany z pamięci
zupełnie wbrew mojej woli. Głos kogoś, kto powinien być moim oparciem, a
stał się najgorszym potworem, jakiego spokałem - mojego brata Rene.
"Ciekawe, co by powiedział tatuś, gdyby sę dowiedział, jakiego spłodził
pedała. Hahaha!" choć nierealny, ten śmiech odbijał się echem w mojej
głowie jeszcze przez długi czas, niosąc za sobą niemal realne wizje
przeszłości. Bolało i to nie tylko fizycznie.
Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że moja ręka odruchowo wodzi po
długiej bliźnie wzdłuż lewego boku aż do klatki piersiowej. Była teraz
do połowy odsłonięta, inaczej opatrzenie otwartej już rany byłoby
niemożliwe. Skuliłem się z głuchym odczuciem zupełnej samotności.
Drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i do pokoju wszedł
mój tymczasowy gospodarz w wyraźnie dobrym humorze. Odwróciłem głowę w
tyłem do niego, starając się ukryć łzy, które od jakiegoś czasu płynęły
już po moich policzkach.
- Przyprowadziłęm twojego smo... Ej, co jest? - spytał, zauważając moją
pozycję. Poczułem ukłucie w myślach, podobne do tego, jakim zawsze
zwracał na siebie uwagę Rakyo. Ale to nie był on... - Już, już, wszystko
będzie ok. No,chodź - mężczyzna usiadł na łóżku i rozłożył ręce w
zachęcającym geście. Sam nie wiem, dlaczego, ale już po chwili byłem
schowany w jego objęciach i moczyłem mu koszulę łzami. Było już za późno
na opanowanie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz